Oto finał niekompetencji BOR. / Fot. Google;   źródło niezalezna.pl
Oto finał niekompetencji BOR. / Fot. Google; źródło niezalezna.pl
el.Zorro el.Zorro
1259
BLOG

"Tak trzymać towarzysze prokuratorzy"! (Żywot w Zadudziu Kaczym)

el.Zorro el.Zorro PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”!

Dialog z filmu „Sami swoi”.


            Lista ewidentnych aktów piractwa drogowego, połączonego z brakami w wyszkoleniu i niedostatkami w mentalności u mołojców, najpierw BOR, teraz SOP oraz wożących wojskowych kacyków Ż.W. Przeraża!

Dziś aż „strach się bać” natknąć się na mających w totalnej pogardzie przepisy gnających na przysłowiowe złamanie karku wymóżdżonych kierowców kolumn rządowych, przy których niedawny „wyczyn” rajdowca Hołowczyca po prostu „wymięka”.

Bo rajdowiec Hołowczyc przynajmniej potrafi szybko jeździć na trudnych drogach, a do tego jeździ W PEŁNI SPRAWNYM samochodem, czego o mołojcach z SOP, a drzewiej BOR napisać trudno.

        Tak się jakoś podziało, że około roczek temu, na rogatkach Oświęcimia, prowadzący z mołojecką fantazją limuzynę z premier Szydło na pokładzie BOR-owik, jak to uczenie definiuje Kodeks drogowy, „nie zastosował się do zasady ograniczonego zaufania”, czyli z prawniczego na polski, wjechał na skrzyżowanie wpierw nie upewniwszy się co do tego, że pozostali uczestnicy ruchu udzielą mu należnego pojazdowi uprzywilejowanemu pierwszeństwa.

W efekcie doszło do lekkiej obcierki i próby sił z dorodnym drzewem, pamiętającym pewnie czasy CK Austro-Węgier. Jak wiadomo, starcie bezdyskusyjnie wygrało drzewo, zaś tak zwany obszar zniszczeń bezdyskusyjnie obnażał brak kompetencji kierowcy, którzy po kolizji, ZAMIAST użyć hamulca, wcisnął gaz do dechy i próbował „objechać” potrącony pojazd.

Jakby nie dywagować, na drodze dojazdu do miejsca kolizji NIE DA SIĘ jechać szybciej niż 60 km/h, no chyba, że pasażer z tylnej kanapy lubi być wgniatany w boczna tapicerkę!

Ale po wyjściu z ronda już można „dać po garach”, co też ewidentnie uczynił kierujący limuzyną z premier Szydło, bo nieopancerzony, więc dużo lżejszy, samochód prowadzący, „się urwał” i ani myślał poczekać na marudera.

Tym banalnym sposobem doszło do znaczącej luki w kolumnie pojazdów uprzywilejowanych, luki która w prawniczych dywagacjach MOGŁA stanowić o tym, że to, co policmajstrzy i prokurator uznaje za „kolumnę pojazdów uprzywilejowanych”, de facto, już taką nie było!

        Zorra niezmiernie tez ubawiły dywagacje jakiegoś ważnego policmajstra, który dowodził, że o tym, czy kierowca ma do czynienia z POJEDYNCZYM podjazdem uprzywilejowanym, czy może z ich kolumna decyduje TYLKO JEDEN MAŁY DETAL!

Mianowicie to, że pojedynczy pojazd błyska TYLKO niebieskimi kogutami, a w przypadku kolumny, pierwszy i ostatni pojazd błyska DODATKOWO, wkomponowanym w zestaw „kogutów” światłem koloru czerwonego.

Sorry, ale zdaniem Zorra TYLKO KRETYN, ...albo polski urzędnik mógł taki idiotyzm wpisać w przepisy i to z dwóch powodów:

    PRIMO,z obserwacji wiadomo, że 99 na 100 policmajstrów kierujący radiowozami nie pierdzieli się w detale! Po prostu, nie bacząc na to, iż jadą solo, włączają „dyskotekę” na „full wypas”! Czyli błyskają również na czerwono.

Tak więc gdyby polski kierowca próbował na serio traktować zapisy Kodeksu drogowego, po daniu pierwszeństwa policmajstrom, MUSIAŁBY się zatrzymać i czekać …, czekać … CZEKAĆ, aż nadjedzie jakiś pojazd uprzywilejowany, błyskający czerwonym światłem, bo Kodeks drogowy NIE STANOWI jak wielka może być przerwa pomiędzy pojazdami „jadącymi w kolumnie pojazdów uprzywilejowanych”!

    SECUNDO,istnieją też tacy kierowcy, którzy NIE ROZRÓŻNIAJĄ BARW!

Czyli daltoniści. Dla niektórych takich osób NIE ISTNIEJE różnica pomiędzy barwą czerwoną a niebieską, widzą jedynie silne jasnoszare rozbłyski, więc z tego też powodu uliczne sygnalizatory mają ustawowo opisaną kolejność świateł .

Do tego trzeba też mieć na uwadze, że w polskich miastach po zmroku bardzo trudno zauważyć migające „koguty” na tle jaskrawych reklam, a tym bardziej zauważyć zlewający się z sodowym ulicznym oświetleniem kolor czerwony!

        Wracając więc do meritum kazusu winy za wypadek, (były przecież kontuzje wymagające leczenia powyżej dni 7), trzeba odnotować dwa wątki działania organów państwowych,

niestety, oba nie tylko naganne, ale wręcz, zdaniem Zorra, PRZESTĘPCZE!

    Pierwszy,sprowadza się do przerzucenia CAŁEJ WINY za wypadek na nieszczęśliwca, który miał pecha stanąć na drodze jaźnie pani premier Szydło i jej BOR-owików o smaku, za przeproszeniem rośliny beta vulgaris, buraczanym.

JUŻ NA SAMYM POCZĄTKU doszło do ewidentnej możliwości matactwa,

bo pierwsze tak zwane „czynności zabezpieczające” wykonali umaczani w incydent funkcjonariusze BOR!

Jakby nie dywagować, BYLI STRONĄ zajścia,więc powinni co najwyżej poprosić świadków wypadku o pozostawienie kontaktu i grzecznie czekać na przybycie prokuratora, z racji tego, że kilku uczestników zostało kontuzjowanych przez przydrożne drzewo, na którym zaparkowała prowadzona „wprawną ręką” limuzyna.

CAŁOŚCI DOPEŁNIA wręcz kabaretowe przeciąganie pobytu premier Szydło w szpitalu ponad magiczna granicę 7 dni, odgradzającą prokuratorom termin „rozstroju zdrowiu”, od „ciężkiego rozstroju zdrowia”.

I znowu dla nieobeznanych z Prawem,

Art. 157 K.k. wyraźnie rozróżnia nie tylko penalizację czynu, ale również tryb ścigania sprawcy. A kluczowym jest rama czasowa trwania spowodowanego rozstroju, ustanowiona na 7 dni!

Tak więc gdyby premier Szydło opuściła szpitalne pielesze przed upływem 7 dni kalendarzowych. MUSIAŁBY OSOBIŚCIE wnieść o ściganie sprawcy, ale kiedy „niedomagała powyżej dni 7” nad zdarzeniem pochyliła się Z URZĘDU prokuratura.

Nie trzeba też dodawać, że w przypadku „rozstroju zdrowia powyżej dni 7”, można zainkasować nawet 5 lat pierdla, a minimum 3 miesiące, zaś w przypadku do 7 dni, kara może skończyć się na wymierzeniu sprawcy grzywny.

    DRUGI,zdaniem Zorra, sprowadza się do prymitywnego mataczenia i zacierania śladów, bo cwane BOR-owiki nauczeni kazusem prezydenckiego lotu na autostradą i wyciekłymi do mediów kompromitującymi ich detalami,

postarali się”, aby zapis z pokładowej „czarnej skrzynki” „uległ podczas wypadku zniszczeniu”!

Jakby ktoś nie był specem od arkanów elektroniki, takie rejestratory są tak konstruowane, aby NAWET podczas wypadku zapisane w nich dane nie uległy zatarciu, na przykład wytrzymują kilkadziesiąt minut w strefie pożaru oraz uderzenie z prędkością 200 km/h w ścianę.

JEDYNYM sposobem ich zniszczenia jest podanie na port wysokiego napięcia, albo poddanie układu działaniu silnego impulsu elektromagnetycznego, ale taki „nieszczęścia” mogą się przytrafić JEDYNIE w warunkach laboratoryjnych i to pod okiem doświadczonych specjalistów, wiedzących co jak i czym potraktować.

No bo przybyli na miejsce śledczy jakoś tak „zapomnieli” w pierwszej kolejności zabezpieczyć dowód w postaci rejestratora parametrów jazdy rozbitej limuzyny, a zabezpieczający miejsce wypadku BOR-owiki „oczywiście nie wiedzieli”, że w samochodzie jest „jakiś rejestrator”, nieprawdaż?

Media nie raz też alarmowały o dziwnym „dobieraniu” rzeczoznawców, a po Oświęcimiu rozeszła się fama, jakoby świadkowie zajścia napotykali, oczywiście przypadkiem, zupełnie im nie znanych „ludzi życzliwych”, którzy zalecali wstrzemięźliwość przy obwinianiu BOR-owików za incydent próby sił z wiekowym, dorodnym małopolskim drzewem.

        Zatem wielce prawdopodobnym jawi się scenariusz przedstawiony w „Rzepie”,

jakoby prowadzący śledztwo pod kątem postawienia w stan oskarżenia TYLKO kierującego pojazdem na który najechała wioząca premier limuzyna, prokuratorzy, opowiadali się za umorzeniem postępowania, bojąc się kompromitacji w sądzie, ale nadgorliwcem okazał się ich zwierzchnik, starający się wulgarnie podlizać ministrowi Ziobro, będący obecnie w sensie stricte panem i władca ich zawodowej kariery.

Wedle tejże publikacji,

prokuratorzy nie byli w stanie zatuszować rzeczywistego przebiegu zdarzenia, przebiegu który nakazywał postawienia zarzutu spowodowania obrażeń nie sprawcy kolizji, ale ...kierowcy limuzyny, który nie tylko wbrew procedurom bezpiecznego prowadzenia pojazdu uprzywilejowanego wjechał na skrzyżowanie nie upewniwszy się co do tego, że został zauważony, a po drobnej bocznej kolizji, zamiast zwolnić, dodał gazu, w efekcie tracąc kontrolę nad kierunkiem jazdy i lądując na drzewie.

        Pora na podsumowanie, nie tyle samego incydentu co patologicznego zachowania funkcjonariuszy,

-w teorii mających stać na straży przestrzegania w Polsce Prawa Stanowionego,

-ale w realnym działaniu nie tylko zadających nagminnie gwałt obowiązujących, również ich, regulacjom, ale w przypadku ratowania swoich kumpli przed odpowiedzialnością za skutki bezprawnego zachowania, uciekających się do bezprawia znanego z czasów feudalnych i samowoli autorytarnych suwerenów z terenów Azji!

Jakby nie dywagować, lista kardynalnych gwałtów, nie tylko na wiążących wiozących premier Szydło BOR-owikach przepisach, ale wręcz na rozsądku jest imponująca!

    Należy zacząć od tego, że czas przejazdu pomiędzy rogatkami autostrady A-4, a Brzeszczami wynosi DLA NORMALNEJ jazdy i przy braku zawalidróg, około 45 minut. Korzystając TYLKO z uprzywilejowania w ruchu, czyli NADAL nie przekraczając znacząco limitów prędkości, można ten dystans pokonać w około 35 minut,

ale wariacka jazda, z racji specyfiki terenu da nie wiele ponad 5 minut zysku!

Tak więc należy zapytać dowódców o sens narażania zdrowia i życia VIP-ów, oraz otoczenia, dla zysku w okolicach 15 minut?!

    Spytać też należy dowódców SOP o priorytety w wypełnianiu misji!

Zorru wydawało się, że podstawowym celem wydawania, wpierw przez BOR, teraz SOP ciężko zdartych z podatników pieniędzy ma być BEZPIECZEŃSTWO drogich Polakom, (ale tylko w utrzymaniu), VIP-ów,

jest ich bezpieczne podróżowanie, a nie udowadnianie za wszelką cenę prawa do pierwszeństwa przejazdu i olewania obowiązujących przepisów!

Zorro też przypomnieć pragnie ministrowi Ziobro, że moda na autorytaryzm i bezkrytyczne egzekwowanie przywilejów dla rządzących, kończyła się ZAWSZE do tej pory krwawą rewolucją, której clou była egzekucje przedstawicieli klasy uprzywilejowanej.

Natomiast sama premier Szydło, gdyby miała rzecz klasowo obcą postsolidarnościowym „elytom”, czyli HONOR, to zamiast nabijać dniówki w szpitalu powyżej 7 sztuk, po prostu PRZEPROSIŁABY KIEROWCĘ,

dokładnie za to, że jej osobiści pachołkowie nie tylko nie potrafią się zachować na drodze publicznej, ale nawet NIE POTRAFIĄ PROWADZIĆ bezpieczne limuzyn rządowych.

Co do okazania było. Amen.


Zorro

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka