Już kiedyś pisałem, że to było zadziwiające jak premier TUSK uzasadnia potrzebę podniesienia wieku emerytalnego: ratowaniem finansów państwa. Po pierwsze to było samobójstwo (co widać po sondarzach), po drugie jest w dużym stopniu nieprawdą: bo system o zdefiniowanej składce z waloryzacją składek uwzględniającą spadek liczby płacących składki (w I filarze) zabezpiecza przyszłe wydatki ZUSu na emerytury - stąd w prognozach przyszłe świadczenie nie przekroczy 30% ostatnich zarobków.
I właśnie premier poszedł po rozum i zmienił strategię promocji zmian. "Chcę też rozwiać wszystkie wątpliwości: ta reforma jest neutralna dla budżetu państwa” – podkreślił. Jak mówił, to nie ”chytrość ministra finansów” powoduje, że rząd chce wydłużyć wiek emerytalny. „Budżet państwa nie zarabia na reformie emerytalnej, tu chodzi wyłącznie o bezpieczeństwo ludzi, dzisiejszych i przyszłych emerytów" - przekonywał.
Jak teraz wytłumaczy szacunki Ministra Pracy o ponad 80 mld oszczędnościach dla budżetu?
Oczywiście oszczędności będą, ale nie takie jak pierwotnie szacowano. Przypomnę co będzie ich głównym źródłem: zmuszenie nas do dłuższego opłacania składak parapodatkowych: na ubezpieczenie rentowe, wypadkowe i zdrowotne, oraz także na tych, których zgon nastąpi w okresie dłuższego opłacania składek: składki zapisane w I filarze zostają w całości w budżecie.
Co oznacza ta zmiana strategii? Po pierwsze będzie się nam wmawiać, że wydłużenie wieku to tylko samo "nasze dobro", a nie "dobro budżetu". Kto w to teraz uwierzy? I skoro to nasze dobro a nie dobro budżetu, to po co nas zmuszać do dłuższej pracy? Przecież nie jesteśmy głupi i wystarczy zaufać naszej mądrości! Sami będziemy przechodzić później na emeryturę.
Czy to znaczy, że wiek emerytalny nie zostanie podniesiony? Myślę, że tak. Prawdopodobnie dojdzie tylko do wyrównania wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn na poziomie 65 lat.
Inne tematy w dziale Gospodarka