Pożar na Wiejskiej.

Można powiedzieć, że Jarosław Kaczyński zachował się jak zima w grudniu. Zaatakował podstępnie i znienacka, w momencie kiedy naprawdę można się było tego spodziewać. Od dłuższego czasu było wiadomo, że hulanka przystawek nie może trwać w nieskończoność i prędzej czy później coś musi się zdarzyć. Z tego powodu niezrozumiałe było dla mnie odprężenie opozycji. Nieskładne deklaracje, brak założeń programowych i zadziwiająca wiara w to, że odpowiednio podgrzewane negatywne emocje zrobią za nas wszystko co trzeba.

Na dzień dzisiejszy zarówno Platforma Obywatelska jaki i SLD nie są przygotowane do wyborów. Ani pod względem programowym, ani organizacyjnym. PO po spacyfikowaniu Rokity z jego "Programem dla Polski" najwyraźniej spoczęła na laurach. Z kolei słynna Rada Programowa Lewicy z Kwaśniewskim w roli głównej nawet nie wzięła się do pracy. Mamy wakacje i jakoś nie chcę mi się wierzyć, że wszyscy z równym zaangażowaniem zabiorą się do roboty na gwizdek Kaczyńskiego.

Premier po raz kolejny podpalił przysłowiowy burdel na Wiejskiej, i po raz kolejny ma przewagę. Śmiać się chcę, kiedy się widzi pośpiesznie przypudrowane przez wizażystów twarze wygłaszają sklecone na łapu-capu teorie, które za nic nie chcą się trzymać kupy. Zabawnym zachowaniem obnażającym całą indolencje dzisiejszej opozycji jest wypowiedź Julii Pitery. Ta była nauczycielka języka polskiego, aspirująca do zastąpienia Ziobry na stanowisku Ministra Sprawiedliwości, pobiła rekordy medialnej głupoty. Sugerowanie, że wywalenie Leppera z rządu jest próbą przykrycia rydzykowych inwektyw rzuconych w kierunku Prezydenta i jego żony jest tak niedorzeczne, że z pewnością przejdzie do historii absurdu.

Obecna kakofonia medialna jest jak magma. Ten kto pierwszy narzuci jakąś w miarę logiczną hipotezę tłumaczącą obecne wydarzenia, ten zyska przysłowiową przewagę na starcie. I wygląda na to, że już się to stało. PiS wbił się w wakacyjną atmosferę jak w masło.

Pozdrawiam.