Własciwie gruzińsko-smoleńsko-warszawskie ale za długi tytuł by wyszedł.
Poczytałem ostatnio trochę u blogera J.K 50 o naciskach , zamachach i analogiach i postanowiłem zaproponować swoja wersje analogicznej historii po to , zeby uzmysłowić niektorym ,iż tzw "wersje naciskowe" mają swoje realne , historyczne źrodło.
Wyobraźmy sobie zatem sytuację następującą.
Otóż wyobraźmy sobie , iż autobusem warszawskiego ZTM-u podrozuje miłosciwie nam panująca Pani Hanna Gronkiewicz Waltz , ktora zapragnęła środkiem komunikacji miejskiej dostać się do krewnych mieszkajacych na Wawrze (jedna z dzielnic Warszawy).. Powiedzmy , że autobus ten kursuje na trasie Dworzec Główny -Wawer
Założmy do tego ,ze w trakcie ostatnich ulew Wawer został solidnie podtopiony (co zdarza się tam nader często) .
Jedzie sobie zatem nasz autobusik z kierowcą i z dostojnym pasażerem na pokładzie , gdy nagle kierowca zatrzymuje się, oznajmia pasażerom , ze nie ma warunkow do jazdy ,ulica jest zalana, miejscowa rzeczka wyszła z koryta i dalsza jazda w tym kierunku zagraża zdrowiu a nawet zyciu pasażerow.Decyzja kierowcy -zawracamy.
Wybraźmy sobie ,ze Pani Hanna probuje zmieniać decyzje kierowcy uzywając argumentow ,ze jest jego może nie bezposrednią ale przełozoną , po czym kiedy tamten upiera się i grzecznie acz stanowczo odstawia Panią prezydent w miejsce skąd wyruszyli Pani prezydent opuszczając pokład oznajmia wszem i wobec ,ze jeszcze się z owym kierowcą "policzy ".Wyobraźmy sobie dalej , ze jakiś czas potem , kilku radnych PO na najblizszej sesji rady probuje postawić w stan oskarzenia owego kierowcę dbaj acego o zdrowie i zycie pasażerow stawiając mu miedzy innymi zarzuty tchorzostwa i niewykonania polecenia przełozonego...
Co byśmy o takim zachowaniu myśleli? Czy wyczerpywałoby takie postępowanie urzednikow miejskich i radnych znamiona wywierania pozaproceduralnej presji czy tzw "naciskow"?
Prosze sobie spokojnie odpowiedzieć na to pytanie. Odpowiedź może być dla niektorych o tyle prostsza ,ze specjalnie za obecną prezydent Warszawy nie przepadają.
Idźmy zatem dalej. Wyobraźmy sobie ,ze po roku czy dwoch w jednej z dzielnic dochodzi do pożaru jednego z autobusow ZTM-u ,ktory nieopatrznie wjechał w rejon objęty pożarem.Powiedzmy , ze o szalejącym w okolicach pożarze opinia publiczna wiedziała od co najmniej 24 godzin. Mało tego traf chce (oczywiscie to tylko fantazja) ,ze na pokładzie tego autobusu ginie mnostwo pasażerow wraz z obecną prezydent miasta.
Jak myślisz drogi czytelniku , w ktorą stronę i na kogo skierowałyby się podejrzenia co do odpowiedzialnosci za ten wypadek?
Czy byłoby niedorzecznoscią twierdzic ,ze być może probujący wykorzystywać swoją pozycję urzednik probował wywierac naciski lub tzw presje na kierowcę ZTM-u , czy nie?
Oto moja analogia z dwoma prostymi pytaniami i dwoma prostymi wnioskami.
Pozdrawiam wszystkich watpiących.
Inne tematy w dziale Polityka