Ten obrazek już wklejałam do jakiegoś komentarza, ale nic nie poradzę - tak się dziś czuję:

Właśnie zgodziłam się oddać piekny projekt do przeróbek przez idiotów.
Dlaczego? Bo wykonawca przekonał inwestora, że wie lepiej. Wykonawca bez wiedzy i doświadczenia, ale za to "zaufany". Musiałam wysłuchiwać przez kilka dni steku kłamstw, tłumaczyć się z bzdurnych zarzutów sporządzonych przez niedouczonego cwaniaczka, słuchać gróźb itp. Po prostu nękanie.
Czemu się nie postawiłam? Bo realizacja projektu w takiej atmosterze to byłby dwuletni koszmar z sądami w tle. I co z tego, że bym wygrała?
Teraz czeka mnie jeszcze podpisanie ugody i pa, pa śliczny projekcie. Jedno mnie pociesza - jeśli inwestor rozpocznie realizację z ludźmi, których wybrał, to się utopi w bagnie. Dosłownie i w przenośni. Ale co mi z tego przyjdzie? Średnia taka satysfakcja.
Inne tematy w dziale Rozmaitości