„O rany to wy ile tych Madonn macie?”
Takie urokliwe pytanie zadał mi wczoraj bloger Gruby. Zbanowałam dyskutanta profilaktycznie. Nie iżby mi pytanie przeszkadzało – nie chciałam wprowadzania dodatkowego wątku do i tak dość przykrej notki (przykrej ze względu na temat). Ale pytanie samo w sobie bardzo istotne.
To zacznijmy od początku – otóż nie trzeba być człowiekiem wierzącym, wystarczy mieć wiedzę o własnym kręgu kulturowym, żeby wiedzieć że:
a. Madonna jest jedna,
b. nazwy dotyczą wizerunków, a nie Osoby.
Dokładnie – określają albo przymioty Matki Bożej pokazane na wizerunku (Łagodna, Pokorna itp.), albo określają miejsce znajdowania się wizerunku. (Częstochowska, Włodzimierska). Mogą również dotyczyć pewnych szczególnych wydarzeń, pod wpływem których wizerunek powstał, lub którym twórca go poświęcił.
Tak, tak – już odpowiadam na zaczepki, fakt, było pierwotnie przykazanie o nie czynieniu wizerunków, było na pierwszej tablicy – Kościół jest usunął, dzięki temu dla uzupełnienia sumy dziesięciu żona została potraktowana osobno (przykazanie IX), a nie razem z rzeczami bliźniego, których pożądać nie należy. Dlaczego tak się stało - to osobna historia, bardzo ważna dla zrozumienia własnej tradycji.
Ale ludzie otaczają szczególnym kultem wizerunki – to jak to jest?
Obrazy są „cudowne”, zarówno te „pisane” wg szczególnych zasad w tradycji kościoła wschodniego, jak i te malowane zwyczajnie – w tradycji kościoła katolickiego. Choć co to znaczy zwyczajnie? Wszak te stare zawierają w sobie cały ładunek symboliki zupełnie już dla współczesnych niezrozumiałej.
Są „cudowne”, co potwierdzają rozliczne vota, ale i cuda oficjalnie uznane przez kościoły.
„A oto niewiasta, która od dwunastu lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się kraju szaty jego.
Mówiła bowiem do siebie: Bylebym się tylko dotknęła szaty jego, będę uzdrowiona.
A Jezus, obróciwszy się i ujrzawszy ją, rzekł: Ufaj, córko, wiara twoja uzdrowiła cię. I od tej chwili niewiasta była uzdrowiona.” (Mat. 9:20-22, BW)
Ta i inne, podobne sceny opisane w Ewangeliach pokazują wyraźnie, że to wiara uzdrawia.
A obraz? Cóż, myślę, że obraz jest trochę jak ulubione zdjęcie ukochanej osoby, która jest daleko. Pomaga nawiązać więź duchową. Ale skoro tylko tak, to dlaczego ludzie pielgrzymują do wizerunków, dlaczego otaczają je szczególną czcią?
I tu zaczyna się tajemnica, która ja sobie wyjaśniam zupełnie nie teologicznie. Otóż wydaje mi się, że miejsca i wizerunki przez lata „nasiąkają” tą ludzką wiarą. Poza kilkoma rzeczywiście niezwykłymi, jak Matka Boska z Gwadelupy czy Całun Turyński reszta przez lata będąc centrum skupienia się „energii” wiary i modlitw staje się rodzajem zbiornika tej energii. Wiem, że to brzmi dziwnie – ale wszak Jezus powiedział :
„Dla niedowiarstwa waszego. Bo zaprawdę powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to powiedzielibyście tej górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego dla was nie będzie.” (Mat. 17:20, BW)
Pisałam niedawno o sanktuarium Matki Boskiej Leśniańskiej.
Otóż istnieje tam obyczaj, że po nabożeństwie osoby mające szczególne prośby "idą" na kolanach dookoła głównego ołtarza z cudownym obrazem. Taka mini pielgrzymka. Jest do tego celu zbudowany specjalny niziutki korytarzyk za ołtarzem. I doprawdy nie czynią tego tylko jakieś staruszki, ale całkiem młodzi ludzie.
W oczach współczesnego człowieka, zwłaszcza niewierzącego, wygląda to na jakiś dziwny prowincjonalny obyczaj.
A przecież Ewangelia mówi > „Mówiła bowiem do siebie: Bylebym się tylko dotknęła szaty jego, będę uzdrowiona.”
Tajemnica ludzkiej wiary.
Matka Boska Nieustajacej Pomocy*
* Obrazek nad łóżkiem generała Jaruzelskiego.
„....Która perły masz od królów, złoto od rycerzy.
W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy...” /Jan Lechoń, "Matka Boska Częstochowska"
Tyle lat, tyle zdarzeń, tyle krwi - i nie krzyż, nie - Matka Boska Nieustającej Pomocy. Tradycja. Nasza, polska, maryjna, kresowa. Dziecinna wiara, obrazek w godzinie złej..... Jak to się plecie ludzkie życie...
Inne tematy w dziale Rozmaitości