Moją przygodę z Salonem 24 zaczęłam prawie trzy lata. Jedną z pierwszych była notka[i] o służbie zdrowia. Akurat złamałam rękę - opisałam tam perypetie ze skierowaniem do chirurga, które musiałam załatwić już „po fakcie”, czyli po udzieleniu mi pomocy, zresztą bardzo fachowej i skutecznej.
Wtedy wydawało mi się to skończonym idiotyzmem – po co iść ze złamaniem najpierw do zwykłego lekarza, skoro gołym okiem widać (opuchlizna, trudności z poruszaniem ręką, ból), że potrzebna jest interwencja chirurgiczna? Przecież to marnowanie czasu i pieniędzy.
Minęło prawie trzy lata i oto znowu – z konieczności – zetknęłam się z państwowym systemem ochrony zdrowia. Tym razem chodziło o wypisanie wniosku o zwrot należnej mi jako osobie pracującej dopłaty do aparatu słuchowego. Wypisuje takie coś laryngolog. I zaczął się cyrk!
Najpierw badanie słuchu – to załatwiłam sama za swoje pieniądze, potem zaświadczenie, że pracuję – dostałam od ręki. Następny krok to lekarz pierwszego kontaktu, bo potrzebne skierowanie do laryngologa- po co??? Przecież wiadomo, że zwykły lekarz nic do tego nie ma, skoro mam już zrobione badania. Nic to – odczekałam swoje, zdobyłam skierowanie, zapisuję się do laryngologa, zajmuję kolejkę w NFZ, żeby to potwierdzili. I tu pech, lekarz laryngolog chory! Pani w rejestracji odsyła mnie do specjalistycznej poradni – no to idę. I teraz będzie scenka:
Wchodzę, pusto, głucho, na drzwiach pisze, że czynne, ale nikogo nie ma, za to zza drzwi słychać głosy i dochodzą zapachy coś jakby poświątecznej imprezki. Pukam – wychodzi doktor i mówi żeby czekać. No to czekam. Gdzieś po kwadrancie znowu wychodzi ten sam facet i pyta, czy przyszłam się zapisać na wizytę. Tłumaczę, że potrzebuje tylko wniosek o refundację, nie potrzebna mi porada, mam wszystkie badania i dokumenty już załatwione. Doktor patrzy na mnie jak na głupią i mówi, że mam się zapisać, może uda się na przyszły tydzień – no to ja się go pytam, dlaczego on nie może tego zrobić teraz, skoro jest w pracy i nie ma żadnego pacjenta. A on na to, że mowy nie ma, muszę się zapisać. Tu przyznam uczciwie – szlag mnie trafił!
Zapytałam niezbyt uprzejmie, czy on zdaje sobie sprawę, że siedzi tu sobie za moje pieniądze ( i to spore - dobrych kilka tysięcy rocznie!), więc chyba może wypisać jeden kwitek. Pan doktor mnie wyśmiał i odesłał na skargę do dyrektorki przychodni – niestety, żeby złożyć skargę, musiałabym specjalnie przyjechać w inny dzień!
No to poszłam od razu do NFZ i chciałam złożyć skargę tam – po miłej i wyczerpującej rozmowie zrozumiałam, że to nic nie da. Przychodnia ma regulamin, a NFZ zlecając jej usługę, automatycznie ten regulamin zaakceptował. Koniec, kropka.
Próbuje dalej - w mojej gminnej poradni zapisy do laryngologa na czerwiec (!!!), bowiem tygodniowo wolno przyjąć tylko pięć osób, za więcej NFZ nie płaci.
Za to prąd, ogrzewanie, rejestratorki itd. trzeba utrzymywać cały czas – jak to się opłaca, to ja nie wiem, wiem, że to jakiś paranoidalny idiotyzm jest.
Jeszcze jeden kwiatek – nowa lekarka w przychodni miejscowej, stara odeszła na emeryturę. Przychodzę po leki, które biorę od lat. Pani doktor stwierdza, że musi się upewnić, czy ja jestem naprawdę chora. Ok, mówię, poproszę skierowanie na odpowiednie badania (a są dość kosztowne!), albo proszę kontynuować leczenie wg wskazań poprzedniego lekarza. Skierowania na badania nie da, kontynuować leczenia nie będzie – choć wykręcony gośćcem palec gołym okiem widać! Mam jej dostarczyć dowód na piśmie (sic!) na to, że choruję na to, na co choruję, inaczej leków nie będzie, może mnie za to skierować do reumatologa (po co???) – i co mam zrobić????
I teraz będzie o polityce.
Co się zmieniło w ciągu tych trzech lat? Otóż bardzo dużo! Trzy lata temu udzielono mi pomocy nie patrząc na skierowania, limity itp., dopiero potem poproszono o uzupełnienie papierów zgodnie z idiotycznym zapisem. Dzisiaj lekarz ma to w nosie, co go pacjent obchodzi, jest limit z NFZ, to się leczy, a nie ma to won – spadaj na drzewo!
Wszystkim, którzy się dziwią, jak mogło państwo polskie tak potraktować śledztwo smoleńskie, odpowiadam uprzejmie, że państwo polskie wszystko tak traktuje!!! A Wy, kochani moi PT Czytelnicy, godzicie się na to na co dzień! Daliście sobie wmówić, że tak jest nowocześnie i liberalnie – a tymczasem mamy komunę, tylko że bez gwarancji, jaka dawał PRL. Tamte gwarancje były tylko na papierze, więc zmieniono system – oficjalnie nie ma już gwarancji, poza tym wszystko po staremu.
Kiedyś lekarze byli lekarzami 24 godziny na dobę, podobnie jak nauczyciele, pielęgniarki itd. Dzisiaj tylko za pieniądze – tak działa ten system. I jest coraz gorzej i głupiej, to się nazywa znieczulica – nikogo nie obchodzą potrzeby drugiego człowieka - kasa, misiu, i wszystko na temat!
Tak powoli wychowuje się całe społeczeństwo – walcz o swoje, nie przejmuj się idiotyzmami, bo i tak nic nie poradzisz, załatwiaj po staremu, czyli po znajomości i śmiej się z frajerów - tyle twego, co urwiesz. W tym celu musisz się podłączyć pod istniejący układ, bo dla wszystkich nie starczy.
A tych, którzy myślą inaczej – należy wyszydzić i wykluczyć, oni są tylko przeszkodą na drodze do szczęśliwości wybranych.
I to jest najgorsze, co nam zrobiono w ciągu ostatnich lat....
PS. Ponieważ obiecałam panu doktorowi, że jednak się poskarżę, to informuję uprzejmie, że scenka wyżej opisana miała miejsce wczoraj, tj. 11 kwietnia , w poradni laryngologicznej w Gliwicach przy ul. Ziemowita 6. Nazwisko pana doktora z litości przemilczę.
Inne tematy w dziale Polityka