Szacunek to jest coś takiego, czego nie można kupić za żadne pieniądze ani zarządzić żadnymi przepisami. Można ludzi zmusić do posłuszeństwa, ba – nakłonić do różnych hołdów, ale nie da się wymusić szacunku.
Jak się nie będziesz sama szanować, to nikt cię nie uszanuje – powiadała moja Babcia i miała świętą rację.
Człowiek, który sam siebie szanuje, nie wymaga na siłę od innych oznak szacunku dla siebie, nie jest mu to potrzebne. Ale też nie pozwala samemu sobie na zachowania ten szacunek w oczach swoich i innych umniejszające.
Dotyczy to także bytów zbiorowych – rodziny, firmy, Ojczyzny wreszcie. Jeżeli siebie szanujemy, to zachowujemy się właściwie w każdej sytuacji i nie dajemy się prowokować do zachowań dla nas niekorzystnych, stawiających nas w złym świetle lub przynoszących nam ewidentne szkody.
Człowiek, który siebie szanuje, nie kieruje się lękiem. Nie musi udowadniać niczego. Broni swoich racji racjonalnie, a kiedy to niemożliwe, po prostu nie wdaje się w głupie dyskusje. Bywa, że jest stawiany w sytuacji, w której musi podjąć działania ostrzejsze – wtedy też racjonalizuje je stosownie do potrzeb, a nie dla poklasku.
Chcą kibice rosyjscy przejść zwartą grupą? Niech idą, w końcu mamy EURO – to problem ich i służb porządkowych. Robienie z tego problemu na miarę zdrady honoru Polski jest naprawdę beznadziejnie głupie. Świadczy tylko o naszych lękach i kompleksach. Prowokacja Putina, nieomalże inwazja – luuudzie! Kolejna zadyma medialna, która ma w nas wzmocnić poczucie strachu i niższości/bezradności wobec Rosji. Jeśli ktoś w Polsce boi się Rosji i Putina, to widać ma do tego powody – ale to nie jest nasz/mój/twój problem.
Jeśli przemarsz okaże się prowokacją, niech się martwią ci, którzy na to zezwolili. My powinniśmy się zachować racjonalnie i stosownie do sytuacji.
Nie należy mylić spraw naprawdę ważnych z medialnymi awanturami. Ale przede wszystkim trzeba rozpoznać, co jest naprawdę ważne i na tym skupić uwagę.
Tu będzie opowiastka historyczna:
Pod koniec stycznia 1982 roku przewieziono internowane kobiety ze Śląska z więzień do ośrodka wczasowego w Darłówku. Byli tam już od jakiegoś czasu starsi (60+) mężczyźni. Przewieziono ich prawie od razu z więzień, żeby a) – uniknąć zawałów, wylewów i innych tego typu przypadków w więzieniach, b) – uniemożliwić wsparcie dla młodych, wściekłych internowanych ze strony ludzi doświadczonych, AK-wców i Sybiraków.
Wkrótce przywieziono także paru chłopaków pobitych w więzieniu/internie – na podleczenie. I oni przekazali nam, że 13-tego w więzieniach/internach jest głodówka w miesięcznicę wprowadzenia stanu wojennego. Oczywiście natychmiast uznałyśmy, że my też się podłączamy. I byłoby po sprawie, gdyby nie pewna mała grupka „staruszków”, która podjęła debatę na temat sensowności i właściwości takiego protestu. Dyskusje trwały kilka dni, argumenty podnoszono wszelkie łącznie z osłabianiem tkanki narodu itp. Tak naprawdę chodziło oczywiście o to, że paru dziadków po prostu obleciał strach o własną skórę.
Skończyło się tym, że najbardziej wzmożony i namolny staruszek dostał po pysku od kolegi Sybiraka, a że był kruchutki, to wylądował w szpitalu z pękniętą kością policzkową. Skąd szczęśliwie poszedł prosto do domu.
A my? Cóż, nie poszliśmy na jedzenie 13-tego, świat się nie zawalił, nic się nie stało.
Tę opowiastkę dedukuję wszystkim moralnie wzmożonym >
Dobrze by było, żeby Polacy zaczęli się w końcu szanować. Może wtedy udałoby się traktować wiele spraw normalnie – bez lęku, ale i bez niepotrzebnego poczucia wyższości. Bez gadactwa. Za to z właściwym dla tematu dystansem i stanowczością.
Inne tematy w dziale Polityka