To będzie wykład dla zwykłych ludzi, dlatego proszę o nie wtrącanie różnych super specjalistycznych określeń typu derywaty na przykład, bo zwykły człowiek w ogóle tego nie rozumie. I ma rację, bo to wszystko kant.
Ogólnie na świecie krąży przy pomocy kliknięć wirtualny pieniądz, za który można by ponoć jedenaście razy kupić wszystko, co się na świecie wytwarza. Tak gdzieś czytałam. Przeklikuje się to wszystko miliony razy po różnych giełdach, bankach itp., wszędzie gdzieś urywając jakieś grosze na opłaty za te kliknięcia i to jest ten cały zarobek – reszta pic. Jakby tak nagle wszyscy zażądali swoich pieniędzy na papierze, to świat by zwariował – tyle w temacie ogólnym. Idźmy do naszych baranów.
Jak wygląda kryzys w praktyce? To proste.
Straciłeś pracę? Nie kupisz telewizora. Jak więcej ludzi nie kupi, to padnie fabryka telewizorów i będzie większe bezrobocie. Jak będzie większe, to ludzie nie kupią też pralek i kuchenek. Padną następne fabryki i znowu wrośnie bezrobocie.
W pewnym momencie następuje przekroczenie bariery bezpieczeństwa psychologicznego i ludzie zaczynają oszczędzać na wszystkim – bezrobocie jeszcze wzrasta. Skoro nie ma kasy, to nie ma na czynsz, światło, gaz itd. – wszystko leci na łeb! Lecą kolejne miejsca pracy, oszczędności prywatne się wyczerpują, ludzie zostają bez mieszkań i bez jedzenia. I wtedy jest naprawdę groźnie.
Wtedy tzw. rynek mówi "sprawdzam" i nagle się okazuje, że nie masz nic, twojej pracy nikt nie potrzebuje, a za złoty pierścionek możesz sobie kupić bochenek chleba.
I wtedy wychodzi różnica miedzy miastem a wsią, bowiem na wsi, jeśli masz swój dom i kawałek pola, to możesz sam wyprodukować, to, co najważniejsze – JEDZENIE! Jeśli masz normalny piec kuchenny, to ogrzejesz się byle jakim drewnem i ugotujesz posiłki. A nadwyżki żywności możesz jeszcze korzystnie sprzedać „miastowym”.
Dlatego utrata ziemi uprawnej i niedofinansowanie rolnictwa kosztem rozwoju miast to czyste samobójstwo w dłuższej perspektywie. Dlatego stara Europa tak dba o swoich rolników. Bo kiedy nadchodzi prawdziwy kryzys, to ludzie myślą o najprostszym jedzeniu i dachu nad głową, cała reszta przestaje się liczyć.
Przeczytałam dziś w Rzepie artykuł o tym, że jak się traci pracę w korporacji, to trzeba się wziąć z losem za bary i założyć np. sklep internetowy. Albo gabinet kosmetyczny, albo jeszcze coś podobnego. W tych „mądrych” poradach autor w ogóle nie bierze pod uwagę faktu, że może nie być chętnych na te produkty, bo nie będzie kasy na rynku. Mam wrażenie, że wszyscy mądrale ciągle myślą, że jak jeden produkt się nie sprzedaje, to trzeba wymyślić inny – do łba nie dociera, że jak ludzie nie kupują nowych telewizorów, to innych rzeczy też nie kupią, bo zwyczajnie nie mają już na to pieniędzy.
Pamiętam dobrze biedę socjalizmu, czas, kiedy cały ogródek w domu dziadków był wykorzystywany na uprawę wszystkiego do jedzenia – bez tego nie wiem, jak byśmy dali radę. Pamiętam jedną sukienkę na lato i jedne tenisówki. Pamiętam, jak bodajże za Jaruzelskiego powiedziałam, ze jeśli kiedykolwiek mnie będzie stać na kupienie ot tak – pary nowych rajstop, to uznam, że jestem bogata.
Większość już tego nie pamięta, nawet nie wie, jak to jest bez tego wszelkiego dobra wylewającego się z półek. Ale to się może zdarzyć już niedługo. Nawet jak półki zostaną pełne, to wy nie będziecie mogli tego kupić. Potem półki opustoszeją, wszak skoro nie ma nabywcy, to i towar znika. To już się dzieje, spadła drastycznie sprzedaż materiałów budowlanych, spada sprzedaż wyposażenia mieszkań, już w tańszych marketach nie ma towarów bardziej luksusowych, które jeszcze niedawno tam były. To już niedługo może nas dopaść ....
Dlatego jak czytam, że w odpowiedzi na propozycję poważnej dyskusji o metodach wychodzenia z kryzysu PO szykuje wniosek do TS dla autora tej propozycji, to myślę sobie, że nasi rządzący są równie „mądrzy” jak autor artykułu w Rzepie. Im po prostu nie starcza wyobraźni, do łbów nie dociera, że ów wielbiony przez nich „wolny rynek” niedługo powie im „sprawdzam” .
Inne tematy w dziale Polityka