Wczoraj zaczęłam oglądać z opóźnieniem – transmisja się rwała, włączyłam radio.
I usłyszałam moją Babcię....
„Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna............ błogosławiony owoc żywota Twojego...”
Te wszystkie „ł” , „o” - wymawiane w charakterystyczny sposób - nie zrozumiałam, kto odmawia Różaniec.
Boże, ja od lat nie słyszałam takiej wymowy! W Polsce już nikt tak nie mówi, nawet nad wschodnią granicą. Ten akcent przedwojenny, ta piękna, staranna dykcja...
Moja Babcia nie żyje od ponad 40 lat.
Przypomniałam sobie naraz jak chodziłam z Nią na Nowennę - późno, już zmrok na ulicy, Babcia wysoka i postawna, ja sięgam jej do pasa najwyżej – w kościele pełno ludzi, migocą słabe żarówki i świece przy ołtarzu. A potem śpiew – potężny! Wtedy wiedziałam, że Bóg na pewno słyszy, przecież kościół grzmiał głosami ludzi, aż ściany drżały!
Potem usłyszałam, że „modliła się pani Maria z Grodna”. Teraz mogę sobie ściągnąć plik i słuchać tego głosu stale – tylko ciągle płaczę, jak tylko usłyszę....
Nagle wróciło wszystko, co już odeszło, co gdzieś już ponoć przebolało i uspokoiło się.
Dlatego ja chcę podziękować pani Marii – że przyjechała do Warszawy aż z Grodna, a ja – po tylu latach - znowu usłyszałam głos tak podobny do głosu mojej Babci. Głos z dzieciństwa – jak znak i przypomnienie. Jak błogosławieństwo.
PS. Już wiem, że pani Marii raczej w Warszawie nie było, modliła się przez radio - ale głos był tak wyraźny, tak blisko....
Inne tematy w dziale Rozmaitości