Impreza studencka, alkohol, durni ochraniarze, którzy zamknęli wyjścia ewakuacyjne, w efekcie ludzie zaczęli się dusić z braku powietrza, po czym się zadeptali.
Zacznijmy od przepisów – łącznik pomiędzy dwoma budynkami ma 25 m długości i podobno 2,5 m szerokości. Zarządzenie Ministra infrastruktury > w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiada budynki i ich usytuowanie, § 242.1. :
Szerokość poziomych dróg ewakuacyjnych należy obliczać proporcjonalnie do liczby osób mogących przebywać jednocześnie na danej kondygnacji budynku, przyjmując co najmniej 0,6 m na 100 osób, lecz nie mniej niż 1,4 m.
Z powyższego wynika, że łącznik przewidziano jako ewentualną ewakuację dla max. 400 osób ( i to w jedną stronę), resztę miały spełnić drzwi wejściowe kondygnację niżej. Skoro na imprezie przebywało więcej osób, nie wolno było w żadnym przypadku zamykać drzwi wejściowych do budynków. To są przepisy ppoż, przewidziane na wypadek paniki z powodu pożaru. Koniec, kropka.
Łącznik nie jest za wąski, jak sugerują to dziennikarze, rektor też nie winien – jeśli firma ochroniarska blokuje przejścia ewakuacyjne, to takie są skutki. Gdyby nie blokady, nic by się nie zdarzyło.
Mnie jednak nurtuje inny problem, a mianowicie reakcja młodych ludzi. Tam nie zdarzyło się nic poza chwilową ciasnotą i brakiem powietrza. Nic nie wystrzeliło, nie zapaliło się, a pomimo tego wybuchła panika i nie znalazł się nikt z odrobiną rozumu, kto przynajmniej próbowałby zapanować nad histerią tłumu. I to jest dla mnie przerażające - kompletna bezwładność umysłowa, zero racjonalnych reakcji zarówno ze strony ochroniarzy jak organizatorów, wreszcie przynajmniej niektórych uczestników zajścia.
I podsumuję to krótko – zdarzyło mi się w życiu brać udział w różnych imprezach, pamiętam np. usiłowania ZOMO i MO po spotkaniu z Ojcem św. na Muchowcu w Katowicach, gdzie czerwone pająki próbowały wywołać panikę już po mszy, podczas opuszczania lotniska, a tłum liczył ok. 3 mln osób. I próbowano nas zagnać do wąskich przejść. Ludzie się nie dali, zachowali spokój. Pamiętam także niezliczone imprezy studenckie w ramach igrców, z alkoholem itp., tyle że pilnowane przez milicją studencką, a nie wynajmowane firmy ochroniarskie. I też nigdy nie zdarzyła się żadna tragedia.
Co się stało w Bydgoszczy?
Państwo po raz kolejny „zdało egzamin” – z jednej strony nie przestrzegające przepisów ppoż firmy ochroniarskie, z drugiej tłum młodzieży wyedukowanej do bezmyślności i braku odpowiedzialności, nie mającej zielonego pojęcia o zachowaniach w sytuacjach zagrażających życiu i zdrowiu. Oto mamy połączony wynik multiplikowanych i wykluczających się wzajemnie procedur (ochrona i ppoż) oraz edukacji pozbawiającej instynktu samozachowawczego. Jedna dziewczyna nie żyje, dwie osoby w stanie ciężkim, kilka dalszych ciężko poturbowanych.
Media domagają się „krwi”, czyli głowy rektora. Kogo obchodzą przepisy ppoż? A wymyślono je, do cholery, właśnie po to, żeby nie dopuścić do paniki!!! Jakim prawem ochroniarze zablokowali wejścia? Bo tak im było wygodniej upilnować, żeby nikt nie przemieszczał się poza kontrolą.
Wymyślajmy kolejne, jeszcze „lepsze” procedury, kłóćmy się o to, czy w szkołach ma być więcej historii czy wychowania do LBGT. Tylko broń Boże, pod żadnym pozorem, nie uczmy ludzi samodzielności, odpowiedzialności i umiejętności zachowań zgodnych ze zdrowym rozsądkiem, bo to groźne dla władzy. Potrzebny jest tępy tłum, a że czasem dojdzie do tragedii? A kogo to będzie obchodzić za parę dni poza najbliższymi ofiar?
*http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Tragedia-na-uniwersytecie-w-Bydgoszczy-Ludzie-zaczeli-sie-nawzajem-tratowac,wid,17911739,wiadomosc.html
Inne tematy w dziale Polityka