Mamy kolejny wypadek pojazdu rządowego. Na razie są sprzeczne informacje - ale wygląda na to że kolumna wyprzedzała "wbrew przepisom". Niedoświadczony kierowca fiata przepuścił samochód na sygnale a potem gwałtownie wykonał manewr skrętu w lewo (zapewne opóźniony z powodu przepuszczenia samochodu na sygnale). Nieoznakowane BMW pani premier gwałtownie skręciło i uderzyło w drzewo.
Trudno póki co powiedzieć kto był sprawcą wypadku - ale czwarty raz w ciągu roku to nie jest przypadek. I wynika wprost z tego że z poprzednich razów nie wyciągnięto żadnych wniosków. Żaden z kierowców nie stracił stanowiska, nie stracił go również ich przełożony ani szef BOR. Co więcej - słyszeliśmy liczne pochwały dla "pana Kazia".
Co to znaczy? Że wszyscy są tak na prawdę zadowoleni. Że zadaniem członków BOR nie jest wcale ochrona najważniejszych osób w państwie i nie z tego są rozliczani. Jedyne co mają robić to spełniać zachcianki władzy - jechać szybko żeby minister mógł zdążyć na imprezkę w gazecie, dowieźć hamburgera albo włączyć sygnał bo bardzo ważna osoba nie może przecież jechać jak zwykły człowiek.
Mieliśmy serię wypadków lotniczych: Miller, Casa, Smoleńsk. Moglibyśmy się zastanawiać czy pojazdy te spadły przypadkiem czy też ktoś zawinił albo wręcz spowodował te katastrofy... tylko po co? Widać wyraźnie że polscy politycy - i to z partii najbardziej przez te katastrofy doświadczonej - niczego się nie nauczyli. Władza i blichtr jest dla nich pucharem zwycięstwa a nie służbą i narzędziem pracy.
Państwo jest środkiem a nie celem - ponieważ ono naprawdę istnieje tylko teoretycznie. I trudno powiedzieć co tu jest tak na prawdę przyczyną a co skutkiem.
e.
update: z dziwacznym tytułem na stronie głównej nie mam nic wspólnego :)
update 2: tu nie chodzi o PiS czy PO. Miller był politykiem lewicy. Sienkiewicz który wymyślił to określenie był w PO. Polskie państwo jest teoretyczne niezależnie jaka partia rządzi...
Komentarze