W sytuacjach spornych i wątpliwych najlepiej posługiwać się konkretami. Nasłuchawszy się ostatnio i naczytawszy przeciwstawnych opinii co do tego, czy to, czym posługują się Ślązacy - nie wszyscy, co warto mieć na uwadze - to język, czy zaledwie gwara - uznałem, że rozstrzygnięcie sporu jest sprawą prostą; byle tylko poruszać się w sferze konkretu. Takim konkretem jest to, co poniżej.
Podczas studiów, a było to lat temu sześćdziesiąt z okładem, miałem w akademiku kolegę ze Śląska - i on, najczęściej przy wódce, raczył nas opowiastkami po śląsku (na razie nie rozstrzygam - w gwarze czy języku). Pokładaliśmy się ze śmiechu, a on nie miał nam tego za złe - wręcz przeciwnie. Coś tam z tego zapamiętałem, na przykład - jak ksiądz Ślązak wykłada Pismo: - "onygo czasu rzyk Pon do wynża: - idż precz, ty pioruńsko szlango! I po tych słowach wunż był ab." Albo historyjka o kobitce, co myjąc okno na piętrze spadła do usytuowanego poniżej śmietnika - a Hanys, przechodząc z kumplem skomentował to tak: - "ganc dobro dupa na hasiok wyciepli!"
Wszystko to dla Polaka z położonych na drugim krańcu Polski Kresów, jak ja, całkowicie zrozumiałe; trzy słowa z języka niemieckiego, jedno, od biedy - z czeskiego, a cała reszta - rdzennie polska, aczkolwiek z lekka odbiegająca od języka literackiego. Jasne - powie ktoś, że trzy zdania to za mało; to prawda, ale nie wypowiadam się z pozycji rzeczoznawcy i nie całkiem serio - to po pierwsze, a po drugie - nasłuchałem się tego więcej, zwłaszcza, że żonę miałem ze Śląska, choć nie autochtonkę. W tym wszystkim nie trafiały się słowa oryginalne - nie spotykane w polskim czy u sąsiadów; nie wykluczam, że ich nie ma - ale jeśli to język, to chyba powinny być w przewadze? Słucham Rączki - jak, gotując - godo po śląsku; na pieprz mówi - "korzyń". To przecież polski archaizm. Co tu godoć; gwara - i tylo!