Miś Malinowy Miś Malinowy
593
BLOG

Orzeł, Smok i moje trzy grosze.

Miś Malinowy Miś Malinowy Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

Udało mi się dziś posłuchać na kanale Nowej Konfederacji pana Bartłomieja Radziejewskiego. 

https://www.youtube.com/watch?v=Y4NG-6ICzYU

Oczywiście wraca tutaj znany refren, ta sama wyliczanka - Stany, Chiny, wojna.

Znamy tę historię  z licznych debat, konferencji, z wykładów pana Jacka Bartosiaka czy pana Leszka Sykulskiego.

W pigułce wygląda to tak: Stany przysnęły w błogim przekonaniu o swej supremacji, Stany zajęły się wojnami na pustyniach, Stany wpakowały się  w światowy kryzys a potem wybrały "NADZIEJĘ" czyli pierwszego czarnego prezydenta, który do reszty zmasakrował finanse Departamentu Obrony. W tym czasie miliony Chińczyków składały w fabrykach smartfony, komputery i inne bajery a mandaryni z KPCh sterowali Państwo Środka na WIELKOŚĆ.

Moje przemyślenia:

Stany są na przegranej pozycji. Stany mają trudniej. Najtrudniej w dziejach. W tej grze wszystko, albo prawie wszystko działa przeciwko nim. Finanse. Geografia. Sojusze. Globalizacja. Czas. Demokracja.

Na odbudowę floty potrzebują bilionów dolarów, lotnictwo w dużej mierze opiera się na starych konstrukcjach, dopiero F35 stanowi tutaj nową jakość. Dystans (tyrania dystansu) na Pacyfiku podnosi i koszty i ryzyko. Sojusze sypią się  i erodują - Filipiny, Australia, cała południowo-wschodnia Azja żyje w symbiozie z Chinami. W Europie Francja i Niemcy i wszyscy inni chcą robić biznesy z Chińczykami, a nie strzelać do nich w imię zachowania amerykańskiego prymatu. Ład globalny podoba się wszystkim bo można podróżować, konsumować, zarabiać i wydawać. Fajnie jest wszystkim, ale nie Stanom. I tylko im.

To Stany muszą się wysilać, spinać, głowić i trudzić aby osiągnąć swoje cele. Chiny są na dobrej drodze do potęgi i wystarczy im utrzymania status quo.

Dalej - wszelkie wojny, eskalacja, narodowa mobilizacja, pot, krew i łzy dla ostatecznego zwycięstwa to nie jest najlepsza oferta w demokratycznym wyścigu do władzy. Ostatnią chyba rzeczą jakiej pragnie społeczeństwo USA jest otwarta wojna z Chinami.

Stąd mój odważny wniosek - Stany przegrały. Stany przegrały "początkowe ustawienie" w nadchodzącej wojnie. Błąd bardzo kosztowny, czasem niemożliwy do naprawienia.

Co dalej?

Albo Amerykanie wyciągną z rękawa jakąś super broń, która pozwoli im na komfortową wojnę, albo zaczną mobilizować społeczeństwo od lewa do prawa jak było za Sowietów. W demokracjach taki "myk" robi się skuteczną manipulacją, albo jakimś spektakularnym i szokującym wydarzeniem. Ciekawa jest  taka sekwencja: Zatonięcie "Lusitanii"  - Stany wchodzą do wojny, atak na Pearl Harbor - Stany wchodzą do wojny, atak na World Trade Center - znów Stany idą na wojnę. Kto lubi teorie spiskowe ma niezłe pole do popisu.

Opcja druga  - Rosja.

Pal sześć ich armię, ekonomię i demografię. Ale TERYTORIUM  - to jest waluta, którą mogą operować w przyszłym dilu ze Stanami. Oczywiście otwarte jest pytanie czy to wystarczy. I co Rosja dostanie w zamian oprócz strumienia dolarów i "pozytywnej narracji" w hollywoodzkich produkcjach.

Na miejscu kierownictwa naszej pięknej Ojczyzny nieustannie zadawałbym sobie to pytanie i rysował w wyobraźni alternatywne układy, sojusze i konstelacje.  


 Daleko od domu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka