Premier Donald Tusk wraz z prezydentem Bronisławem Komorowskim szykują obywatelom kolejne, starannie wyreżyserowane i do szpiku cyniczne przedstawienie. Jak bowiem donosi zawsze bezstronny, ale i dobrze poinformowany tygodnik "Wprost", wkrótce może nastąpić koniec życzliwej a początek szorstkiej przyjaźni między oboma politykami.
Pismo Tomasza Lisa dowiedziało się oto, iż niebawem (w najbliższy piątek), pan prezydent prześle do Trybunału Konstytucyjnego, (a może nawet zawetuje) ustawę na mocy której rząd planował w bieżącym roku odchudzić szeregi administracji publicznej.
Dramat. Rysa na szkle - martwi się tygodnik. Podobno Komorowski uważa iż jest w niej (w tej nowej ustawie) sporo błędów, a część przepisów jest niezgodna z obowiązującym w Polsce prawem i zasadami. Dlatego ręka ma mu ponoć zadrżeć przed jej podpisaniem.
A ja patrzę na to wszystko i nie wierzę własnym oczom. Czy oni naprawdę mają nas za aż takich idiotów? Od samego początku, kiedy pomysł tej ustawy opuścił umysł premiera i został okazany publiczności (koncept rzecz jasna propagandowy, mający pokazać, że Partia zamierza oszczędzać także w szeregach urzędniczych), zastanawiałem się tylko jak oni to realnie uwalą. Przecież nie mogło być tak, że nominaci Platformy stracą swoje synekury i zostaną oderwani od urzędniczego żłoba. Sprawy jednak nie udało się zapomnieć (tak jak zapomniano o wielu innych deklaracjach premiera) i ustawa ostatecznie powstała, dlatego w piątek, z pomocą premierowi przyjdzie pan Komorowski. Na jednym ogniu upieczone zostaną dwie pieczenie - jedna stołkowa, a partyjne masy będą mogły nadal czuć się bezpiecznie (bo ich etaty pozostaną niezagrożone), a publicznie pokaże się "niezależność" prezydenta.
Tylko czy jeszcze ktoś w prawdziwość tego cyrku wierzy?
