Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
adamkonrad adamkonrad
1285
BLOG

Flirt - Rewizytacja (1,2,3,4)

adamkonrad adamkonrad Rozmaitości Obserwuj notkę 3

no dobrze

ciąg dalszy miał być może nastąpić i następuje

powtarzam poprzednie części

tak że nie tylko rewizytacja ale i rekapitulacja, czy jakoś tak

 

Uwaga! to starocie

z drobniutkimi nowymi wstawkami

lata młodości

teraz czasami mi nie smakuje

ale cóż począć..

 

 1. Ćwiczenia palców

 

Czegoś mi brakowało. Odjąłem e – fajka od ust i wsunąłem go do kieszeni koszuli. Potem z prawej kieszeni marynarki wyciągnąłem paczkę niebieskich Lucky Strike’ów. Niewtajemniczonym wytłumaczę, że same fajki nie mają koloru niebieskiego, tylko na ich paczce, w przeważającym stopniu białej, nadrukowane jest niebieskie logo marki. Mam nadzieję, że to wiele wyjaśnia. Dłoń powędrowała do lewej kieszeni – pudło. Jeszcze raz prawa kieszeń, kieszeń na piersi, kieszeń wewnętrzna marynarki (prawa, lewa pozostawała zafastrygowania od nowości) – zlokalizowałem w nich wiele potrzebnych na co dzień rzeczy, ale ta jedna ciągle pozostawała nie uchwycona.

 

Z ciekawszych – natrafiłem na zgniecionego niedopałka papierosa, nie był tam do niczego potrzebny, powiedzmy że jego umiejscowienie, to owoc mojej troski o nie zaśmiecanie ulic. Lustracja pozostałych kieszeni niestety wymagała wstania z krzesła. Najpierw obmacałem wszystkie kieszenie spodni starając się wyczuć ich zawartość przez materiał a potem dokładniej sprawdziłem wciskając do nich dłonie i gmerając w środku tyle, na ile pozwalała ograniczona przestrzeń. Ciągle nic, poczułem jak mięśnie twarzy poruszyły się pod skórą, by wspólnymi siłami utworzyć grymas oddający irytację.

 

Pora zacząć od początku. Kieszeń na piersi koszuli – mam.

Pstryk i końcówka trzymanego między zębami papierosa zażarzyła a mój wydech uniósł lekko opalizującą w świetle, błękitnawą chmurkę. Kilka oddechów później mogłem z całą pewnością stwierdzić, że tym razem chodziło o coś więcej niż głód nikotynowy. Podszedłem do pierwszych drzwi.

 

2. Zamiast noty o ograniczonej odpowiedzialności

 

 

Światło i bum!

Bum i światło!

Światłobum!

 

Kolejność zdarzeń jest niepewna. Światło porusza się szybciej od dźwięku ale tylko wówczas, gdy ma się w czym poruszać. Na początku niekoniecznie tak było.

 

Początek mieliśmy tak czy inaczej mocny. Potem już tylko spuszczaliśmy z tonu.

I to, co się działo każdy mógł obserwować sam.

Może więc pisanie czegokolwiek jest natrętne?

 

Cóż, nadmiarowość chroni ciepło przed mrozem.

 

Idźmy więc ostrożnie do przodu, tak by nie urazić tych co specjalizują się w rachunkowości. Świat powstał wbrew rachunkom. Wyskoczył zza zaułka, którego chwile wcześniej w ogóle nie było. Czy ten atak na niebyt „nosił znamiona prozaicznej odwagi czy też iście szatańskiej pychy"* do dziś pozostało kwestią nierozwiązaną. Czegoś jednak dowiedziono i od dawna wydaje mi się, że pierwszym pewnikiem powinno być zdanie

„coś może istnieć".

 

 

Nie wszystkie występujące w tym tekście postacie naprawdę żyły.

Co poniektóre wymyśliłem.

 

Nie wszystkie zdarzenia miały miejsce

Ale to przecież nic nie szkodzi!

Ludzie ciągle się rodzą i na byt wybijają się coraz to nowe sploty ich istnień z materią tego świata.

Uff...

Nie wszystkie myśli, które pragnąłem przekazać są mojego autorstwa. Może nawet żadna z nich...

Ale to przecież nic nie szkodzi!

Żyjemy - w końcu - na świecie, na którym wiele rzeczy się powtarza.

Umówmy się, że jest on - świat - piękny a będzie.

cdbmn.

 

3

3.1 Mad

Mada poznałem w Berlinie. Czy do naszego spotkania mogło dojść w jednym z licznych innych miejsc?

To ciekawe pytanie.
Niestety nie znam na nie odpowiedzi.

Mad. Nie jedną bezsenną noc spędziliśmy razem. Razem piliśmy, razem śpiewaliśmy, a początkowo, nim jakaś zakochana w porządku gosposia niemiecka nie otarła nam ust pachnącą flanelową szmatką, razem się śmialiśmy.

Mad- jego już nie ma.
Mad. Ciągle pamiętam jego otwarte szeroko oczy, spazmatycznie ponapinane mięśnie twarzy i dłoń, którą osłaniał tą-że, nim wpuszczone w jej płaszczyznę oczy nie straciły blasku życia. Dłoń o długich palcach.

- A więc to tak? - myślałem wtedy, sam nie wiem o czym bo nic z tego wszystkiego nie rozumiałem.

Długo stałem nad jego stygnącymi już zwłokami daremnie szukając na twarzy śladów ostatniego uśmiechu, który by mówił...
Ach mniejsza z tym co by mówił.

Jego martwe ciało zwinięte było w kłębek, lecz nie taki w jaki zwinięta bywa wełna. Miękki, z- grubsza kulisty z łagodnymi wypukłościami i wklęśnięciami. Przypominało raczej pozałamywaną strunę, gwałtem obcęg zmuszoną do przybrania obcej jej, przestrzennie w sobie zamkniętej postaci.

- Jak to - spytałem się powietrza.
- Takim cię nie będę pamiętał! - obiecałem leżącej u mych stóp wynaturzonej strunie.

Obietnice złamałem.
Pamiętam.

Delikatnie, próbowałem palcami zamknąć jedno z jego oczu a kąciki ust unieść nieco ku górze. Tak by ci co go znajdą sądzili, że na ziemi leży szelmowsko uśmiechający się urwis. Mógł się tego po mnie spodziewać.

Niestety, twarz jego straciła już plastyczność.
Owinąwszy gardło ściślej szalikiem odszedłem. 

 

cdbmn...

 

3.2 Galareta

I co teraz Mad? Opowiadales...

Była sobie kiedyś, za siedmioma przecznicami
kopa myślącej, żółtej galarety.
Pozbawiona była zmysłów.

Łatwo więc zrozumieć, że niewiele z tego świata pojmowała. Niemniej w drodze wielkiego wysiłku umysłowego udało jej się dojść do kilku prawd.

Gdy kończyła lat 20 pomyślała: - Jestem!, myślę więc jestem!

I odczuła pewną satysfakcję.

W wieku lat 30 umierała. Myślące kopy żółtych galaret nie żyją zbyt długo. I wówczas pomyślała: - Umieram.
I zachowując należytą ostrożność zaryzykowała twierdzenie:

-To dobrze, że nim umarłam, zdążyłam sobie pomyśleć, że jestem.

Tak pomyślała, tak pomyślała. Była to bowiem kopa szlachetnej żółtej galarety. 

cdbmn

4. Mad poczatki

Zawsze myślałem że jest ona dla mnie najważniejsza. Marzyłem by stanąć z nią twarzą w twarz i byłem przekonany, że doskonale byśmy się rozumieli.

            W kinie mych snów na okrągło pokazywano ten sam film. Tytułu nie potrafię sobie przypomnieć, ale dobrze pamiętam scenę, w której ja i ona staliśmy obok siebie i wymieniając co pewien czas ironiczne uśmiechy, obserwowaliśmy gigantyczny, zalatujący kwasem mrówkowym kopiec. I mimo że niektóre momenty mogły napawać grozą, np. scena gdy nieco podchmielona mrówka wbiwszy szczękę w połę mego płaszcza, filuternie zwinęła czułkę, bredziła ‘Ja owad, ty owad, dawaj pyska bracie!’; ogólna jego wymowa była optymistyczna.

            Czas płynął a do spotkania nie dochodziło. Ze mną samym zaczęły dziać się jakieś dziwne rzeczy.

            Pewnego dnia płuca zapałały do mnie wielką niechęcią i po krótkiej mało konstruktywnej wymianie zdań , obraziwszy się poszły na długi, samotny spacer, z którego do dziś nie wróciły.  Zanim zdołałem na dobre ochłonąć ze zdziwienia, zdradziecki żołądek korzystając z nadarzającej się okazji torsji, wypełzł przez usta i zaczął błaźnić udając jaskółkę. ‘Hej, przestań błaźnić’, prosiłem.

            Kiedy w końcu znudziło mu się zataczanie kółek nad moją głową byłem całkowicie zbezczeszczony.  Parafrazując Makbetową, można by powiedzieć, że nawet gdybym specjalnie udał się do Władysławowa, to morze wcześniej zafalowałoby rzygami niż ja się domył.  

‘Skończyłeś’, spytałem.

            Na ostatek pozostałem sam. Skórzana powłoka, pozbawiona treści, codziennie rano w ramach higieny psychicznej doskonaląca przed lustrem swój skromny repertuar min i gestów.

            I właśnie wtedy, gdy zacząłem rozglądać się za przytulnym grobem, w miarę możliwości po dezynsekcji, pojawiła się niespodziewanie w samym środku mojego pokoju.

            Stała tam. Jak na Prawdę przystało naga, w całości bezczelnie zwarta i logiczna. Doskonałością zdawała się szydzić ze mnie i z hemoroida, którego zaskoczony jej nagłym pojawieniem się nie zdążyłem porządnie upchnąć.

            Długo stałem z opuszczoną szczęką a kiedy poczułem, że już mogę poruszać palcem w bucie a me struny głosowy odzyskały sprężystość, ignorując nakazujące się przywitać zasady dobrego wychowania, wybiegłem z pokoju wydając głośne modulowane dźwięki.

           

I znów stałem. Tym razem opierając się o zamknięte drzwi mojego byłego pokoju.

 

cdbmn

adamkonrad
O mnie adamkonrad

jakiś taki... a no i z dysortografią więc będą błędy Pewien człowiek rzekł do wszechświata: "Ja istnieję, Panie!" "A jednakt - wszechświat na to- Fakt ten nie nakłada na mnie Żadnych zobowiązań" Stephen Crane Mam oryginalnego Bronmusa nie odsprzedam @AZALYA...@ADAMKONRAD ^ Nie ma co się pieklić a tym bardziej żalić. Trzeba wam obojgu słowem dać "popalić" ^*^ Tak więc posłuchajcie wy nieznośne trolle: wy jesteście w gościach!!! pojęli, gapole? ^ Więc umiaru wiecej wobec gospodarza bo mnie takich trutni więcej tu się zdarza. ^ Zamieszkują teraz moje kazamaty. Będziecie chcieć fikać Wyp*****lę z chaty !!! -bronmus45- BRONMUS4519:12 2015

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości