Oto następny temat z nowej książki Johna D. Barrowa- The infinite book, a short guide to the boundless, timeless and endles.
Życie w nieskończonym wszechświecie pełne jest niezwykłych paradoksów, o których nie zdajemy sobie sprawy dopóki nie poczytamy autorów powieści fantastycznonaukowych, popularnonaukowych lub nie obejrzymy filmu „Matrix”.
Otóż, we wszechświecie o nieskończonych rozmiarach wszystkie zdarzenia, które nie mają zerowego prawdopodobieństwa zajścia, muszą zajść nieskończoną ilość razy.
Ten niezwykły stan rzeczy jest możliwy pod warunkiem, że wszechświat jest nieskończony w swych przestrzennych rozmiarach (objętości) i prawdopodobieństwo rozwoju życia nie jest równe zero. To skończone prawdopodobieństwo istnieje ze względu na zadziwiający sposób, w jaki nieskończoność całkowicie odróżnia się od każdej dużej skończonej liczby, niezależnie od tego jak duża mogłaby być ta liczba.
Dlatego w każdej chwili czasu – na przykład w tym momencie – musi istnieć nieskończenie wiele replik nas samych robiących to samo, co i my w tej chwili. Co więcej, nieskończenie wiele replik każdego z nas robiących cokolwiek, co jest możliwe do zrobienia w danym momencie, z prawdopodobieństwem różnym od zera.
Paradoks przestrzennej replikacji ma wszelkiego rodzaju dziwne konsekwencje oprócz niepokoju w naszej psychice. Wierzymy, że istnieje niezerowe prawdopodobieństwo rozwoju życia, ponieważ na Ziemi zdarzyło się ono w sposób naturalny. Stąd w nieskończonym wszechświecie musi istnieć nieskończenie wiele cywilizacji. Wśród nich będą istnieć repliki nas samych w każdym możliwym wieku. Kiedy ktoś z nas umrze, to zawsze gdzieś pozostanie nieskończenie wiele kopii nas samych, które dalej będą żyły w przyszłości posiadając naszą pamięć i doświadczenie wcześniejszych lat naszego życia. Ta sukcesja będzie ciągnąć się bez końca i w jakimś sensie każdy z nas „żyje” wiecznie.
Możemy spytać, co by się stało, gdybyśmy spotkali jedną z naszych kopii. Byłoby to jak boksowanie z odbiciem w lustrze. Ale nie ma powodu zakładać, że nasz sobowtór robiłby to samo, co my. Możemy mieć wspólną przeszłość aż do tego momentu, ale w nowej sytuacji moglibyśmy działać zupełnie odmiennie, tak jak to robią identyczni bliźniacy. Pojawiałyby się coraz większe różnice w naszych doświadczeniach i wyborach. I w istocie bardziej prawdopodobnym jest, że nasze przyszłości różniłyby się niż pozostawały podobne. A jednak, gdzieś w nieskończonym wszechświecie powinny być repliki nas samych podejmujące te same decyzje i będące we wszystkich innych aspektach identyczne. To jest tak, jakby wszystkie możliwe decyzje, które mogliśmy podjąć w każdym momencie zostały już podjęte, ponieważ zawsze jest gdzieś ktoś, kto żyje życiem identycznym z naszym, ale podejmuje inne decyzje, które mogliśmy podjąć, lecz nie podjęliśmy w danym momencie.
W nieskończonym wszechświecie musielibyśmy podróżować przez około 10N metrów, gdzie N=1027, aby z dużym prawdopodobieństwem napotkać swojego sobowtóra. To odległość gigantyczna. Odległość, na jaką możemy spojrzeć w głąb kosmosu za pomocą najdoskonalszych teleskopów wynosi 1027 metra. W dalekiej przyszłości nasz widzialny Wszechświat będzie rozciągał się wystarczająco daleko, aby objąć nasze sobowtóry, ale wtedy będziemy już od dawna martwi, a Wszechświat będzie zbyt stary, by zawierać jakieś gwiazdy i systemy słoneczne. Jeśli uda się nam spojrzeć w głąb na odległość 10N metrów, gdzie N=10119, to napotkamy obszary wielkości naszego obecnie widzialnego Wszechświata, które są z nim identyczne.
Sposobem uniknięcia wniosku o nieskończonej replikacji w nieskończonym Wszechświecie jest utrzymywanie, że prawdopodobieństwo pojawienie się życia w nim jest równe zero. Jeśli tak jest, to liczba replik każdego z nas w tym momencie będzie równa 0 razy nieskończoność, co może dać każdą liczbę, ponieważ jeśli podzielimy 1 przez 0 otrzymamy nieskończoność, jeśli podzielimy 2 przez 0 otrzymamy też nieskończoność, i tak dalej. W tym przypadku może być gdzieś tylko jedna kopia każdego z nas, ale również może być ich milion miliardów. Pomysł, że życie może powstać pomimo istnienia zerowego prawdopodobieństwa jego powstania jest równoznaczne z powiedzeniem, że ma ono cudowne lub nadnaturalne pochodzenie. Jeśli życie jest z góry zaprogramowane do ewolucji na planecie Ziemia, to paradoksu unikamy.
Absztyfikanci od Donalda
i SLD-owskie równe chłopy,
Co podliczacie swoje salda,
wy honorowe mizeroty.
Warszawskie bubki, żygolaki,
z szajką wytwornych pind na kupę,
cwaniaki, franty, zabijaki.
Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Wy hazardowi rwacze kasy
Rychy i Zbychy z Mirem w odwodzie
Wy POlszewickie przekrętasy
Bez przerwy na złodziejskim głodzie
Którzy amnezją powaleni
zbieracie się w bandycką kupę
Nie wszyscy tutaj wymienieni,
Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
I wy, oszuści i blagierzy,
Wypierdy bez polskiego ducha
Myślicie, że wam naród wierzy
- usunie Was stąd zawierucha.
Karne pętaki i szturmowcy,
co grać gotowi nawet trupem
I rekordziści, i sportowcy,
Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Wajdy i Kutze wskroś ponure,
Hołdysy, bez mózgowej Kory.
Podskakiwacze pod kulturę,
którzy bezwiednie robią w pory.
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
Z sondaży wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
I jeszcze Bolek dureń krewki,
Co dużo chciałby, a nie może,
oraz „profesor” Bartoszewski
(Pan wie już za co, „profesorze”!)
I ty za młodu nie dorżnięta
Pitero, co masz taki tupet,
że szczujesz na nas swe szczenięta;
Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
I ty półhrabku z Ruskiej Budy
co Putinowi liżesz zadek,
sprzedajesz Polskę – tobie kudy
patriotyzmu trzymać spadek.
I europejscy marzyciele,
zebrani w malowniczą trupę,
z kpem ryżym na swym czele,
Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
I ty fortuny skurwysynu,
gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś za chałupę,
I ty, spod Lublina łże-pajacu,
Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
Wy z komuchami w lewej flance,
ciągnący z Polski grubą rentę,
szerzący dziś moralną francę,
niszczący wszystko to co święte,
I ty, proroku z TVN-u,
co mózg związany masz na supeł,
i w własnym szambie brak ci tlenu.
Całujcie wy mnie wszyscy w dupę.
I wy, o których zapomniałem,
lub pominąłem was przez litość,
albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, agencie, co za blog ten
ze strachu skarzesz mnie na ciupę,
Iżem się stał kozaków hersztem,
Całujcie wy mnie wszyscy w dupę !…
(Palnick za Tuwimem, ze szczyptą Łazarza)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura