Tomasz Lis od bardzo dawna (jeśli nie pierwszy raz w ogóle) przegrał w swoim programie, na własnym terenie. Przegrał, bo jak wie większość z nas, pan redaktor nie jest dziennikarzem tylko politykiem. Od dłuższego już czasu z jego ust padają wypowiedzi, w których nie widać nawet cienia dziennikarskiego obiektywizmu. I oto nagle w ostatnim odcinku programu Lisa w TVP2 (z Jarosławem Kaczyńskim) zrobiono wyjątek i połowa publiczności nie była zaczadzona antypisowskimi fobiami. Od razu też można było zauważyć różnicę w podejściu do gościa. Życzliwa neutralność zamiast napastliwej wrogości. Niestety, pan redaktor był bardzo niemile zaskoczony, wręcz zbulwersowany brakiem nienawiści do uosobienia Prawa i Sprawiedliwości. Nie potrafił tego ukryć już podczas emisji programu, gdy co chwile na jego twarzy gościł nieprzyjemny grymas. Jednak dopiero po zakończeniu dał upust swojej frustracji. Jeszcze przed emisją pan pomocnik, który zajmuje się rozgrzewaniem publiczności, zapewniał, że każdy będzie mógł wziąć autograf i zrobić sobie zdjęcie z Tomaszem Lisem. Pan redaktor ograbił publiczność zebraną w studiu z tej możliwości, ewakuując się szybciej niż polska sztafeta uciekająca przed wściekłymi psami. Panie Tomaszu, może i nie udało się ośmieszyć Jarosława Kaczyńskiego, który wypadł dobrze i nawet kilka razy panu dogadał (bez riposty, tracimy refleks). Mimo wszystko, zawsze należy trzymać fason. Dzisiaj się nie udało.
P.S. Polecam zajrzeć na internetową stronę http://www.tvp.pl/publicystyka/polityka/tomasz-lis-na-zywo/wideo/rozmowa-z-jaroslawem-kaczynskim-09022009 - fragmenty szczególnie warte zobaczenia to 43:55 i dalej i 50:20 i dalej. Mina Lisa - bezcenna :D
Warto też zapytać na ile został zmanipulowany sondaż w programie. Mam informacje z wielu źródeł, że potwierdzenia odbioru oddanego głosu otrzymywano długo po zakończeniu programu. Czy miało to jakieś znaczenie dla wyniku?
Wojciech Bartnik
