Muszę Wam dziś opowiedzieć o pewnym literackim odkryciu, które mnie ostatnio absolutnie porwało. Macie tak czasem, że traficie na autora i myślicie: „Jak to możliwe, że nie znałam go wcześniej?”. No więc dokładnie tak było ze mną i Aminem Maaloufem.
To pisarz, który – nie boję się tego powiedzieć – powinien być w Polsce dużo bardziej znany. W bibliotekach przez lata przewinęły mi się tysiące książek, ale Maalouf jakoś zawsze gdzieś umykał. Może jego twórczość nie była szeroko promowana, może ginęła w cieniu bardziej „chwytliwych” nazwisk. A szkoda, bo to autor, który potrafi tym swoim piórem otworzyć drzwi do świata, o którym w naszej części Europy wciąż wiemy zawstydzająco mało.
Jego sposób opowiadania historii Bliskiego Wschodu jest absolutnie mistrzowski. Czytając Maaloufa, miałam wrażenie, jakbym przenosiła się w miejsca pełne zapachów przypraw, piasku wdzierającego się w sandały i rozmów, które toczą się do późnej nocy przy herbacie słodkiej jak syrop. A przy tym — to nie są suche fakty czy nudne daty. To żywi ludzie, ich emocje, ich wybory, ich dramaty.
Idealne oderwanie od rzeczywistości!
Kiedy siadałam z jego książką wieczorem, po dniu pełnym codziennych obowiązków, nagle robiło się… inaczej. Spokojniej. Trochę magicznie. Czułam, jakbym wchodziła do innego świata — takiego, który na co dzień jest dla nas tajemniczy i daleki. Bliski Wschód w jego wydaniu jest fascynujący, wielowarstwowy i zupełnie inny od uproszczonych obrazów, które znamy z mediów.
I wiecie co? Czytając Maaloufa, nie sposób nie pomyśleć, jak to możliwe, że tych historii nie uczy się w szkołach. Tak wiele wątków, postaci i wydarzeń, które kształtowały kulturę i historię świata, pozostaje u nas kompletnie przemilczanych. A Maalouf opowiada o nich tak przystępnie, że nawet ktoś, kto „nie przepada za historią”, wciąga się po uszy.
Trochę żałuję, że w Polsce jego książki są trudniej dostępne. Gdyby były bardziej promowane, myślę, że wiele osób zakochałoby się w nich tak jak ja.
Ale może dzięki takim blogowym wpisom ktoś jeszcze po nie sięgnie? Jeśli lubicie literaturę, która przenosi w inne kultury, otwiera oczy i jednocześnie daje kojące uczucie „bycia gdzie indziej”, to Maalouf jest jak znalazł.
Ja na pewno zostanę z nim na dłużej.
A jeśli już go czytaliście — koniecznie dajcie znać, chętnie podyskutuję!
Nazywam się Basia i przez ponad trzy dekady pracowałam jako bibliotekarka. Można powiedzieć, że książki były moimi najlepszymi towarzyszami – nigdy się nie obrażają, zawsze mają coś ciekawego do powiedzenia, a do tego można je „odłożyć na półkę”, gdy ma się ich dość!
Zaczynałam pracę w niewielkiej bibliotece osiedlowej, gdzie książki jeszcze katalogowano ręcznie. Pamiętam czasy, gdy dzieciaki wpadały po lektury z poobcieranymi kolanami, a starsze panie godzinami przesiadywały w czytelni, wertując encyklopedie. To były inne czasy, ale magia biblioteki zawsze pozostawała ta sama – cisza, zapach starych książek i to niezwykłe uczucie, że w tym miejscu można znaleźć odpowiedź na każde pytanie.
Z czasem trafiłam do większej biblioteki miejskiej. Tam już nie tylko wydawałam książki, ale też organizowałam spotkania autorskie, warsztaty i zajęcia dla dzieci. Najbardziej lubiłam pracować z najmłodszymi – ich wyobraźnia nie zna granic. Czasami jedna bajka zamieniała się w godzinne opowieści o smokach, księżniczkach i kotach, które podróżowały w kosmos.
Teraz, na emeryturze, postanowiłam dzielić się swoją miłością do literatury tutaj, na blogu. Znajdziecie tu wspomnienia z pracy w bibliotece, recenzje książek i różne ciekawostki ze świata literatury. Chcę, żeby to było miejsce dla każdego – tych, którzy czytają namiętnie, i tych, którzy dopiero szukają swojej pierwszej ulubionej książki.
Zapraszam Was do mojego małego literackiego świata! Może znajdziecie tu coś, co zainspiruje Was do sięgnięcia po kolejną książkę?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura