galopujący major galopujący major
137
BLOG

Paliwodzie w odpowiedzi II

galopujący major galopujący major Polityka Obserwuj notkę 29

Uczciwość polemiczna wymaga abym ustosunkował się również do innych tez Pana Paliwody, niż tylko ta o odczuwaniu stanów granicznych, które nie przekładają się na moje posty.

Faktem jest, że postawiłem Pana Pawła pod ścianą z czego, może mi kto wierzyć lub nie, wcale nie jestem dumny, ani zadowolony, gdyż tym swoistym coming outem (czy jak chce Pan Paweł swoją kartą szpitalną) tylko sprawiłem wrażenie emocjonalnego szantażu, którym nastaje na niewinnego autora, tak aptekarsko odzielającego byt salonowy od tego w realu.  Ja potraktowałem wpis Paliwody całkiem osobiście, gdyż skoro ktoś opisuje mój profil i nie pierwszy już raz wskazuje, że „nic nie przeżyłem” to odbieram to jako przytyk do mojej osoby.  Trudno bowiem aby istniał odrębny major w realu, który nie kontroluje tego co pisze major w sieci. Czy ktoś słyszał o bytach co przeżywają oddzielnie od ich właścicieli?

Ale jak rozumiem z tłumaczenia Pana Pawła, on wysnuł taką tezę tylko z mojego pisania, co oczywiście jest uprawnione, tyle tylko, że jak się okazuje zupełnie nic nie ma wspólnego z rzeczywistością. I to właśnie chciałem  pokazać w poprzednim wątku, głównie ku przestrodze wszystkim tym, którzy chcą bawić się takie venissowanie. Pan Paweł postawił tezę, a ja ją tylko w taki sposób mogłem obalić, co zdaniem niektórych jest melodramatem. Niech będzie, każdy ma prawo do swojego zdania.  Ciekawe, że gdy podobnej wiwisekcji blogera FYM dokonał sam prof. Sadurski, również padały hipotetyczne przykłady, że może być on osobą chorą, niepełnosprawną (stąd jego duża aktywność), a jeden z takich komentów sam FYM zawiesił sobie w swym profilu na blogu. No ale cóż, wiadomo konsekwencja bywa w salonie dość rzadka.

Zupełnie na marginesie, jeden ze sławnych polskich anestezjologów, niejaki prof. Drobnik powiedział mi, że skrajne sytuację życiowe, z których udaje się wykaraskać, dają ogromnego kopa hormonalnego, stąd ludzie tacy są często bardzo weseli i optymistyczni. W sytuacjach skrajnych może to prowadzić pewnie nawet do jakiś zaburzeń, co z humorem pokazano w „Fearless” z Richardem Gerem. Tyle co do odzwierciedlenia duszy w postach.

Ale do rzeczy. Najciekawsze po poście Pana Paliwody były komentarze internautów, wedle których moje lamenty były odpowiedzią na to, że tak dramatycznie odebrałem ten obraz, który mi na swym blogu utkał Pana Paweł. Tymczasem niestety jest jeszcze gorzej. Otóż trudno mi się odnieść do poszczególnych fragmentów, a to głównie dlatego, że nie czytałem filozoficznych dziełek, którymi się Pan Paweł podpiera. Zresztą swoją filozoficzną niewiedzą obnosiłem się już bezczelnie przy okazji swego manifestu wykształciucha i od tego czasu na szczęście nic się nie zmieniło. Tak więc zarzut o swym upadku którą ponoć ujrzałem jest dosyć mętny, gdyż aby w dziełach tych filozofów, ujrzeć swe dno moralne w całej okazałości, trzeba najpierw te dzieła przeczytać. O napuszanie się wiedzą fachową kłóciłem się niedawno  z wyrusem, któremu tłumaczyłem, że każdy jest fachowcem w jakiś dziedzinie i może zacząć rzucać pojęcia, używać języka branżowego, który znany jest tylko nielicznym. Tylko, że taka poza mim zdaniem poza typowym popisywaniem nie ma sensu na portalach ogólnotematycznych, gdyż ogromna większość czytelników za bardzo nie może skonfrontować swej wiedzy z treścią owego wpisu. No bo niby z czym jak w głowie pustka. Jak ktoś myśli, że przeciętny blogowy wyborca PiSu, jest naładowany dziełami filozofów, to może tak myśleć. Ja tylko przypomnę, że kończyliśmy te same szkoły i ogólnie większość w wolnych chwilach oddaje się mało twórczym, niefilozoficznym przyjemnościom. No i zawsze na blog może przyjść dajmy na to taki prof. Kołakowski i autora  filozoficznego blogowego wpisu po prostu zniszczyć.

Mimo wszystko z tego tekstu, nafaszerowanego nobliwymi nazwiskami, niczym świąteczna gęś farszem, coś jednak do mnie dotarło i jak na moje lewackie oko, wygląda na to, że Pan Paweł mądrze prawi o czymś co od dawna go trapi, a mianowicie o tym, że pisze miałko. Ale nie tylko.

Zdaniem autora wierzę w państwo minimalne, które sprowadza swoje funkcje do „wartości” czysto formalnych: obrony demokracji, pluralizmu ideowego, tolerancji. A jednocześnie liberalne państwo minimalne ma być państwem, które uwolniłoby nas wszystkich od obowiązku politycznego, świadomego zaangażowania, od obowiązku dokonywania etycznych wyborów.

Wedle Pana Pawła istnieją więc wartości czyste formalnie i wartości zupełnie inne, wartości wyższe (materialne?), z których jednocześnie wyzute byłoby Państwo, a zarazem wyzuci (uwolnieni) byliby od niego obywatele. Jest to oczywiście utopia, w którą wiarę nijak nie da się mnie podpiąć. Jeżeli bowiem zastosujemy dychotomię państwo obywatele, to gdzieś te wartości muszą się znaleźć, gdyż nie znikną one tak po prostu, bo tak zadekretował galopujący major.

Istota liberalizmu obyczajowego jest jedynie kładzenie nacisku, że wartości te powinny być co do zasady pozostawione jednostkom, a państwo tylko w przypadkach koniecznych powinno po nie sięgać. Liberalizm obyczajowy jest bowiem lustrzanym odbiciem liberalizmu w gospodarce, z tym, że w tym pierwszym mamy do czynienia z rynkiem idei, tudzież rynkiem etyki. Ktoś musi o tych dobrach zadecydować i ja wybieram pojedyncze osoby, a  nie molocha państwowego. Idzie o dystrybucję, decydowanie, a nie topienie wolności religii w wapnie.I dlatego zupełnie nie rozumiem dlaczego mam być rzecznikiem państwa bez moralności, skoro ja tylko uważam, że po pierwsze tej moralności musi być tylko tyle ile jest konieczne, a po drugie zupełnie nie wiem, jak można to wywieść z moich tekstów. Zwłaszcza po tym jak z Warzechą kłóciłem się o Simona Mola, pielęgniarki, czy Amnesty International, a z Czabańskim o rolę Trybunału Konstytucyjnego.

Paradoksem jest, że Pan Paweł z jednej strony pisze o moim stylu: panegiryczny, pamfleciarski, prześmiewczy, powierzchowny, znudzony, niezaangażowany, a z drugiej kategorycznie twierdzi, iż myślę o liberalnym minimalnym państwie, które  uwolniłoby nas wszystkich od obowiązku politycznego, świadomego zaangażowania, od obowiązku dokonywania etycznych wyborów.Albo pisze więc powierzchownie, miałko, niezaangażowanie, a będąc zupełnie zadowolony z siebie nie wadzę się z żadnym problemem, albo wręcz przeciwnie pod maską prześmiewcy lansuje liberalne państwo minimalne, gdyż nawet barak moralności czy uwolnienie od moralnych wyborów zaiste jest jakąś moralnością (sceptycyzm?)

Ja skłaniam się do tego drugiego, a mianowicie, że w swych postach staram się przemycić coś co mnie trapi, lub co mnie śmieszy, z tym, że jak mówił Tyrmand argumenty owijam w słomę, czasami pudruję, mizdrze się bawiąc się słowami, bo język polski, jest językiem na tyle giętkim i fantastycznym, że można z nim istne wyczyniać cuda, a nie tylko w ascetycznej formie wykładać kazania moralne.

Często staram się pisać, tak aby w ironii ktoś dostrzegł jakiś argument, jest to nie tyle test na inteligencję, co na zdolność percepcji podobnej do mojej. Felieton, którym się param  ostatnio (nie zawsze) jest grą na skojarzeniach, przy czym nie starcza już okraszenie tekstu cytatem (zwłaszcza w dobie Internetu) lecz trzeba czymś widza tego teatru zaskoczyć. Zresztą próba satyrycznego pisania jest najtrudniejsza, bo oto stawiać się przed publika i opowiadać dowcipy i anegdoty nie każdy potrafi, a już nie każdy potrafi robić to śmiesznie.Wychodzi mi różnie, czasem lepiej, czasem gorzej, jak we wszystkim. Ale taki jest mój styl, bo taki lubię, Jeżeli ma strzelać do pustej bramki, wolę trochę podryblować, pokiwać się, zrobić przewrotkę, nawet jak sobie potłuczę  dupsko.Bo blog ma być przyjemnością, a nie krucjatą.

 

        Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email: gamaj@onet.eu About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Polityka