Zbigniew Ziobro fot. Kancelaria Premiera
Zbigniew Ziobro fot. Kancelaria Premiera
Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg
3861
BLOG

Polowanie na żonę ministra

Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 92

                                                                               Kłamcie, kłamcie, zawsze coś z tego zostanie..

                                                                                                  Józef Goebbels


       Tak instruował reżimowych dziennikarzy minister propagandy III Rzeszy, co w systemach totalitarnych było zjawiskiem właściwie nagminnym, chociaż kłamstwo w polityce występowało praktycznie od zarania dziejów. Broniąc się przed taką patologią, państwa demokratyczne zaakceptowały, a nawet objęły szczególną ochroną prawną wolne media, co miało zagwarantować ujawnianie wszelkich łgarst i triumf prawdy nad kłamstwem. Były to niestety złudne marzenia, a już pojawienie się na przełomie wieków na masową i globalną skalę nowego medium – internetu – z jego rozbuchanymi portalami społecznościowymi, stworzyło wręcz doskonałe podglebie dla fake-newsów i nieograniczonych możliwości dla manipulacji.

                                     

                                        Wróg publiczny nr.1


       Już w czasie pełnienia po raz pierwszy(2005-2007) funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, Zbigniew Ziobro sptykał się z bezpardonowymi atakami ze strony głównie polityków PO, którzy – po przejeciu władzy w roku 2007 – próbowali postawić go przed Trybunałem Stanu, ale zabrakło im kilku głosów. Zarzuty były dęte, ale przynajmniej formalnie, miały charakter merytoryczny. Po ośmiu latach i zwycięstwie PiSu w wyborach parlamentarnych, Ziobro objął wcześniejszą funkcję i realizując zapowiadaną w kampanii wyborczej reformę aparatu sprawiedliwości, głównie sądów, spotkał się gwałtowną krytyką części środowiska sędziowskiego, głównie tych, którzy sami siebie uznali za szczególną kastę. Chwacko dołączyli do nich przedstawiciele Platformy Obywatelskiej realizujący swój program „opozycji totalnej”. Trzeba zauważyć – można się z tym zgodzić, lub nie – że totalna krytyka działań miała, przynajmniej formalnie, charakter merytoryczny. Pewien absmak budzić musiała praktyka składania donosów do Brukseli, ale cóż – polityka to nie jest zajęcie dla nadwrażliwych pięknoduchów.

       Przyjmując z pewnym smutkiem, że umiar, elegancja i szacunek dla konkurentów politycznych można tylko między bajki włożyć, gdyż praktykowana jest bezpardonowa walka, niesposób przejść do porządku dziennego nad coraz częstszym zjawiskiem – atakowania rodzin polityków pod wyssanymi z palca zarzutami. A do tego znakomicie nadaje się internet i liczne fora społecznościowe.


                                           Patrycja Kotecka na celowniku

       

    W czasie studiów dziennikarskich pracowała dorywczo jako modelka, ale nie śniła się jej kariera Anji Rubik. Chciała poświecić się dziennikarstwu. Pracowała w "Super Expresie" i "Życiu Warszawy", gdzie zajmowała się dziennikarstwem śledczym. Potem przez dobrych kilka lat związała się z TVP. W międzyczasie ukończyła drugi fakultet, zaliczyła studia MBI, zaczęła pisać doktorat. W tym czasie media specjalnie się nią nie interesowały, chociaż fotoreporteży szybko dostrzegli jej urodę i naturalny wdzięk.

       Wszystko uległo zmianie, gdy została partnerką życiową, a potem dosyć szyko żoną Zbigniewa Ziobry (mają dzisiaj dwóch synów). Stała się nagle obiektem szczególnego zainteresowania dziennikarzy, głównie tabloidowej prasy, a także agresywnych paparazzi. W internecie pojawiły się, oczywiście anonimwe, mało eleganckie insynuacje pod jej adresem. Kilka lat temu szef oficyny „Most” odrzucił z niesmakiem maszynopis ksiazki poświeconej małżeństwu Ziobrów, w której jeden rozdział dotyczył Patrycji. Byłem wtedy przekonany, że jakiś grafoman chciał zrobić kasę na skandalizującej książce, teraz myślę, że może „wykonywał zlecenie”.

       Ostatnio jednak sprawy poszły znacznie dalej. Niejaki Zbigniew Stonoga, antyszambrujący przez ostatnich kilkanaście lat wśród marginesowych formacji politycznych, „pensjonariusz” zakładów karnych, za którym ciagnie się kilkadziesiąt procesów sądowych, sam przedstaiający się jako producent, zamieścił na swoim blogu rzecz niecodzienną – kilkunastominutową wypowiedź Piotra Kapuścińskiego ps. „Broda”. Ten skruszony gangster otrzymał status „świadka koronnego”, a po jego utraceniu, gdy okazało się, że łgał, salwował się ucieczką na Ukrainę. W konsekwencji ścigał go międzynarodowy list gończy i ostatnio policja ukraińska w końcu go dorwała. I cóż takiego ciekawego miał do powiedzenia „Broda”? Otóż kategorycznie stwierdził, że Patrycja Kotecka udostepniła mu służbowy laptop ministra Ziobry, z którego zawartością zapoznał innych gangsterów. A w ramach wdzięczności… załatwił Patrycji pracę w TVP. Wspomniany materiał został wzbogacony pornograficznym zdjęciami, na których Zbigniew Sonoga rozpoznał Patrycję sprzed dwudziestu lat. Wszystko to wyglada niedorzecznie, na zdjęciu młoda kobieta bynajmniej nie jest podobna do Patrycji, co dodatkowo świadczy o fuszerce, bo w dobie foto-schopu można byłoby do cudzego tułowia „dokleić” głowę Patrycji.

       Dociekliwi internauci nie zostawili suchej nitki nad przedstawionymi „rewelacjami”, w ich wpisach wielokrotnie pojawia się słowo „prowokacja”. Ciśnie się jednak pytanie: kto stoi za tą prowokacją, czy tylko autorzy „wrzutki”, czy może ktoś inny?

       I tylko zdumienie najwyższe może budzić fakt, że dwaj dziennikarze „Gazety Wyborczej” uważającej się za poważny dziennik opiniotórczy, wyraźnie zainspirowani opisanymi sensacjami zwrócili się do Patrycji Koteckiej z zestawem pytań, z których każde zaczynało się: czy prawdą jest…?


Wszystko o mnie na stronie www.gelberg.org

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura