Jeśli chodzi o Ukrainę, to dzisiaj wydarzeniem dnia było przybycie do Kijowa europejskiej delegacji pod przewodnictwem Catherine Ashton, czyli panią ministrą europejskich spraw zagranicznych. Wizyta w Kijowie takiej delegacji nie wszystkim się spodobała, zwłaszcza zwolennikom ścislej integracji Ukrainy z Rosją, do których należą tzw. dresiarze, na Ukrainie nazywani "tituszkowcami" od nazwiska ukraińskiego gangstera zaprzyjaźnionego z rosyjskimi służbami dywersji i wywiadu. Więcej o tych typkach można przeczytać tutaj:
Dresiarze w służbie Janukowycza. "Tituszki" na protestach w Kijowie.
Jest ich około 350. Są ubrani w dresy. Trzymają plakaty z żądaniami zaprzestania popierania przez Unię Europejską "okupantów budynków rządowych".
To właśnie oni ponownie pojawili się dzisiaj w centrum Kijowa próbując zakłócić, czy nawet uniemożliwić wizytę w stolicy Ukrainy europejskiej delegacji, blokując przedstawicielstwo UE w tym mieście.
Kijów: koniec blokady przedstawicielstwa UE.
Toteż nikogo nie powinno dziwić, że z protestem "tituszkowców" współgrzmiały dzisiaj rosyjskie media, które jak na przykład "Rossijskaja Gazieta" zarzucają UE "finansowanie ukraińskiej opozycji i sterowanie protestami w Kijowie".
Media w Rosji: UE traktuje Ukrainę jak swoją kolonię.
Z tego dzisiejszego incydentu, zresztą dosyć szybko zatuszowanego przez media, również w Polsce, jasno wynika, że głównym problemem Ukrainy nie są tzw. "nacjonaliści", ale właśnie postkomunistyczne, sowieckie bojówki i generalnie mentalność homo sovieticus nadal zniewalająca znaczną część ukraińskiego społeczeństwa.
Niedawno naszła mnie refleksja taka, że nam tutaj w Polsce nadal bliżej jest do oligarchicznego postkomunistycznego systemu jaki utrwalił się na Ukrainie, niż do zachodnich demokracji, nawet gdy budzą one zastrzeżenia.
Inne tematy w dziale Polityka
