Donald Trump zapłacił „aktorce” porno 130 tys. dolarów, by milczała o ich intymnych spotkaniach. Stormy Daniels naprawdę nazywa się Stephanie Clifford i jest gwiazdą w amerykańskim przemyśle pornograficznym.
Do relacji Trumpa z Stormy Daniels („Burzliwą”, wywołującą sztormy u mężczyzn, Daniels) miało dochodzić w 2006 i 2007 roku, a wspomnianą kwotę Donald Trump wg relacji mediów zapłacił miesiąc przed wyborami prezydenckimi.
Problem w tym, że gwiazda filmów dla bardzo dorosłych w 2011 roku udzieliła wywiadu brukowcowi „In Touch”, w którym mówiła o seksualnej relacji z Trumpem, a ten teraz wykorzystuje sytuację i nagłaśnia sprawę.
Trump poznał Daniels na turnieju golfowym w 2006 roku, cztery miesiące po urodzeniu syna przez Melanię. Adwokat Prezydenta, Michael Cohen zaprzecza, aby obojga łączyły jakiekolwiek relacje. Problem w tym, że „aktorka” przeszła test na wariografie potwierdzającym jej „zażyłość” z miliarderem.
Nie nazywajcie występujących w porno prostytutek aktorkami
Zwróćmy uwagę na ten element popkultury: zawód aktorki/aktora zostaje sprowadzony do parteru. Owszem, jest specyficzny, a wiele osób z towarzystwa tej dziedziny sztuki nigdy nie grzeszyło moralnością, ale żeby zasłużyć na miano aktorki/aktora trzeba umieć grać, zapamiętywać długie teksty, występować przed publicznością w teatrze czy ekipą w filmie, w miejscach, gdzie należy odpowiednio się ustawić do widowni lub do kamery, być powtarzalnym.
Sztuka aktorska to odgrywanie sztucznych sytuacji tak, aby wyglądały na prawdziwe. Obecnie aktorzy/aktorki zmuszani są, w walce o widza, do odgrywania kontrowersyjnych ról, gdzie nagość ma cel tylko i wyłącznie komercyjny, służący zaspokojeniu lubieżnej ciekawości widzów.
Czy osobę kopulującą przed kamerą można nazwać aktorką/aktorem? Czy oni udają zbliżenie? Nie. To reality show w najprostszym wydaniu.

Inne tematy w dziale Rozmaitości