GPS GPS
1054
BLOG

Tysiąc

GPS GPS Gospodarka Obserwuj notkę 5
Jakakolwiek instytucja - rządowa, przemysłowa, naukowa - której zespół pracowników administracyjnych sięga tysiąca ludzi lub przekracza tę liczbę, by istnieć, nie potrzebuje żadnej innej działalności.
Kiedyś napisałem notkę o liczbie dwadzieścia jeden. Będzie więcej notek o liczbach, w których odniosę się do tej dwudziestki jedynki i tej, o której jest obecna notka, czyli o tysiącu. Ogólnie wszystkie te liczby, o których chcę napisać, dotyczą liczebności ludzkich grup. Następne notki będą o czwórce i o sto pięćdziesiątce.
Jeśli ktoś zna jeszcze jakieś ciekawe liczby dotyczące liczebności ludzkich zbiorowości to bardzo proszę o informację w postaci odnośnika do jakiegoś artykułu to tłumaczącego, albo proszę o własne wyjaśnienia w komentarzach dlaczego dana liczba jest ciekawa. Poniżej obszerny cytat dotyczący tysiąca.
 
Grzegorz GPS Świderski

Czwarte prawo Parkinsona
(Wywiad przeprowadzony z profesorem Parkinsonem przez Alain Schifersa z miesięcznika francuskiego "Réalités". Druk wg "Forum", luty 1966. Tłum. Jerzy Pański)
Podczas drugiej wojny światowej w kwaterze głównej Royal Air Force było bardzo wiele pracy. Na jej czele stali generał, pułkownik, podpułkownik i major. Pewnego dnia generał wyjechał, codzienna ilość pracy zmniejszyła się o 25%. Wkrótce potem pułkownik poszedł na urlop: robota do wykonania znów zmniejszyła się o 25%. Po tygodniu zachorował podpułkownik: major zauważył wówczas, że wciągu godziny po pierwszym śniadaniu załatwił całą pracę. Praca w 75% polegała na wymianie listów, redagowaniu notatek oraz sporządzaniu sprawozdań zawierających ocenę stylu listów i notatek. Major ten nazywał się Cyril Northcote Parkinson.
Profesor Parkinson ukończył uniwersytet w Cambridge. Był już cenionym uczonym w dziedzinie historii, kiedy w 1957 r. ogłosił swoje "Prawo Parkinsona", które zrobiło furorę. C.N. Parkinson zyskał międzynarodową sławę.
Dziś profesor Parkinson ma 56 lat. Wraz z żoną i dziećmi i ze swymi kucykami usunął się na wyspę Guernsey, skąd przygląda się biurokracji całego świata. Nasza rozmowa odbywa się jednak w Londynie, w klubie liberałów, w samym centrum dzielnicy ministerstw, owej superbiurokracji brytyjskiej.
Panie profesorze, studia nad biurokracją doprowadziły pana do wykrycia czwartego prawa, które uzyskało już duży rozgłos. Czy może pan scharakteryzować bardziej szczegółowo to odkrycie?
Czwarte Prawo Parkinsona znane szerzej jako "prawo tysiąca" głosi: jakakolwiek instytucja - rządowa, przemysłowa, naukowa - której zespół pracowników administracyjnych sięga tysiąca ludzi lub przekracza tę liczbę, by istnieć, nie potrzebuje żadnej innej działalności. Administracja jest samowystarczalna, żywi się własną pracą. Jest to administracja dla administracji.
Jest to prawo ogólne, prawo natury, podobnie jak prawo grawitacji. Sprawdzić je jest bardzo łatwo: przykładów jest mnóstwo. Podam ten, który stanowił dla mnie punkt wyjścia. W czasie ostatniej wojny zakłady Kruppa skoncentrowane były w okręgu Essen. Centrala Friedricha Kruppa znajdowała się w samym mieście i zatrudniała może dwa tysiące pracowników. Kiedy wszystkie fabryki zostały zburzone, zauważono, że 2 tysiące pracowników centrali pracuje równie gorączkowo jak przed wojną: produkcja spadła do zera, praca administracji nie zmniejszyła się ani o centymetr. Krupp zreorganizował potem swoje przedsiębiorstwo; zatrudnia obecnie 200 tysięcy robotników, a w zarządzie pracuje 250 osób.
Inny przykład o odmiennym znaczeniu. Zastanawiałem się nad zagadnieniem ambasad. Ambasada amerykańska w Londynie zatrudnia 750 ludzi, w Paryżu zapewne powyżej tysiąca. Bezpośrednio po zakończeniu wojny, kiedy trzeba było zatrudnić jakoś oficerów, sądzę, że ambasada USA w Paryżu zatrudniała 2 tysiące ludzi. Sytuacja obecna jest szczególnie niebezpieczna, ponieważ od czasu zakończenia wojny powstało około sześćdziesięciu nowych ambasad we wszystkich stolicach. Każdego tygodnia jakiś ambasador opuszcza placówkę, inny przyjeżdża. Każdego tygodnia pewna liczba radców, pierwszych sekretarzy, attachés wojskowych lub morskich obejmuje stanowisko, inni składają wizyty pożegnalne. Każdego tygodnia wszyscy pozostali urządzają na ich cześć cocktaile. Nie licząc świąt narodowych i rocznic wyzwolenia, każdy ambasador organizuje przyjęcia, na które przychodzą wszyscy inni. Daje to rytm dwóch przyjęć na tydzień. Dyplomaci nie mają już czasu spotykać się z mieszkańcami kraju. W Godesbergu w NRF dyplomaci mieszkają w mieście dyplomatycznym razem z innymi dyplomatami. Nie spotykają się z Niemcami: w Godesbergu nie ma Niemców.
Jak więc określić idealną liczbę składu osobowego sztabu głównego czy zarządu?
Jest to całkowicie niemożliwe. Każde przedsiębiorstwo czy organizm publiczny ma własne potrzeby. Mogę tylko powiedzieć, że tysiąc pracowników – to za dużo. Ponad tysiąc – sytuacja staje się niebezpieczna.
Można natomiast określić moment, kiedy instytucja staje się zbyt gigantyczna. Rozpoczyna się wówczas proces, który określa trzecie Prawo Parkinsona: „Ekspansja oznacza złożoność, a złożoność równa się dekadencji”. Kiedy organizm się rozszerza, rodzi się konformizm. Konformizm jest nieuchronną konsekwencją gigantomanii.
Użył pan terminu „dekadencja”. Jak, pańskim zdaniem, można rozpoznać, że dany organizm - prywatny czy publiczny - chyli się ku upadkowi?
Niech się Pan przyjrzy gmachowi zajmowanemu przez te instytucje. Jeśli jest zbyt nowy, zbyt nowoczesny, zbyt ładny, są wszelkie dane, że instytucja chyli się ku upadkowi. W organizmie bardzo aktywnym – zwłaszcza w okresie następującym bezpośrednio po jego powstaniu - wszyscy są bardzo dynamiczni, pełni inicjatywy i nikt nie ma czasu myśleć o ozdobach. Największe dzieła dokonane zostały w budynkach przypadkowych, jak drewniane baraki w czasie wojny. Dopiero potem, kiedy główna praca została dokonana i pierwszy zapal minął, ludzie zaczynają rozglądać się dookoła siebie.
Jest pan również założycielem nowej dyscypliny naukowej, którą nazwał pan komitetologią. Co należy przez to rozumieć?
Komitetologia jest gałęzią nauk biologicznych. Jak wskazuje sama nazwa, zajmuje się ona badaniem komitetów w instytucjach zarówno publicznych, jak prywatnych, a więc zarówno w radach ministrów, jak i w radach nadzorczych.
Komitet w fazie początkowej liczy zazwyczaj pięć osób. W sprawach handlowych mogą wystarczyć trzy. To jest liczba minimalna, ponieważ przy liczbie poniżej trzech niepodobna wybrać prezesa, sekretarza i mieć jeszcze komitet. Pięć jednak jest liczbą najczęstszą, jeden lub dwu członków może wówczas nie przyjść, co nie przeszkadza, iż komitet może się zebrać w quorum trzyosobowym.
Trudno jednak się do tego ograniczyć, ponieważ są ludzie, którzy uważają, że mają prawo należeć do komitetu; ludzie ci są bardzo nieszczęśliwi, krytykują komitet, mówią, że źle pracuje. Aby tych krytyków uciszyć, normalną metodą... jest wciąganie ich do komitetu. W ten sposób komitet dochodzi do 7, 8, 11, 13 osób. Proces ten zatrzymuje się zazwyczaj w momencie, który nazwałem „współczynnikiem bezskuteczności”. Wyraża się on wzorem:
X = [m * o * (a – d)] / [y + p * b]
gdzie „m” oznacza przeciętną liczbę obecnych członków, „o” – liczbę członków ulegających wpływom, „a” – przeciętny wiek, „d” – największą odległość między dwoma członkami, „y” – czas istnienia komitetu, „p” – cierpliwość prezesa według skali Peabody, „b” – średnią ciśnienia trzech najstarszych członków. Po osiągnięciu współczynnika bezskuteczności pięciu początkowych członków tworzy komitet wykonawczy. Ten z kolei wzrasta do 7, 8, 11, 13 członków i wszystko rozpoczyna się od nowa. Są to cykle normalne w przyrodzie.
Podobne zjawiska rozrostu zaobserwował pan również w dziedzinie opodatkowania i w dziedzinie zużycia papieru?
Wzrost podatków jest istotnie konsekwencją drugiego prawa Parkinsona, które głosi: - „Wydatki wzrastają proporcjonalnie do wysokości wzrostu dochodów”. W zakresie papieru dwie są przyczyny tego zjawiska: wynalazek papieru drzewnego, który jest tani, oraz maszyn powielających. Odbić dwieście kopii jest teraz równie łatwo jak 50. Człowiek instynktownie skłonny jest użyć dwustu. Następnie trzeba je rozprowadzić. W Anglii stworzyliśmy w zeszłym roku Ministerstwo Obrony łączące dawne Ministerstwa Armii Lądowej, Marynarki i Lotnictwa. Zwolennicy tej reformy utrzymywali, że połączenie musi dać oszczędności. Ja twierdziłem, że stos papierów od razu wzrośnie trzykrotnie, ponieważ wszyscy generałowie zaczną otrzymywać korespondencje admirałów, wszyscy admirałowie okólniki generałów itd. Już w pierwszych tygodniach różnice wyrażały się w tysiącach funtów.
Inflacja papieru związana jest z dążeniem biurokratów, by trzymać w ręku całą organizację. Metodą stosowaną zazwyczaj w wielkich organizacjach jest żądanie sprawozdań, statystyk, dokładnych informacji i na tej podstawie wydawanie zarządzeń. Wynik jest dwojaki: odpowiedzialni kierownicy oddziałów tracą wszelką inicjatywę, a ludzie w centrali nie mają czasu na czytanie wszystkich papierów.
W swoich studiach biologicznych nad ciałami społecznymi mówi pan nawet o sprawach seksualnych. Czy można istotnie stwierdzić, że instytucje posiadają jakieś życie seksualne?
Niewątpliwie. Obserwujemy przecież zjawisko łączenia się pewnych organizmów i w procesie tym jedno z towarzystw spełnia rolę męską, a drugie kobiecą. Po pewnym czasie pojawia się stadko małych przedsiębiorstw filialnych, które są dziećmi poczętymi z tego połączenia…
Jakich rad mógłby pan udzielić młodzieńcowi, który pragnie zrobić karierę?
Przede wszystkim powinien się rozejrzeć wśród możliwych teściów, nie zwracając żadnej uwagi na wygląd ich córek. Drugą regułą jest zasada anonimowości. Jeśli się jest szarym urzędnikiem i ma się pomysły, trzeba pamiętać, że niedobrze jest mieć pomysł. Należy starać się ulokować swój pomysł w głowie wiceprezesa tak, by zapomniał całkowicie, że pomysł ten pochodzi od kogo innego. Takiego pracownika będzie on uważał za bardzo pożytecznego i wystarczająco pozbawionego inicjatywy.
Ale pozostaje jeszcze najtrudniejszy moment: jak się pozbyć tego "numeru pierwszego" i zająć jego miejsce?
Długi czas uważałem, że najlepiej nadaje się do tego zagrożenie lotnicze. Należy wmówić prezesowi, że pojutrze niezbędna jest jego obecność w Tokio, po trzech dniach w Vancouver, a jeszcze później na konferencji międzynarodowej w Melbourne. W ten sposób prezes umieszczony zostaje na orbicie. Nagłe zmiany temperatury, przejście od słońca do śniegu powinny zrobić swoje. Obecnie jednak ta metoda nie nadaje się już do użytku. W biologii znane jest zjawisko wzrastającej odporności owadów na środki owadobójcze: w pierwszym roku owad jest nieco smutny, w drugim zaczyna się przyzwyczajać, w trzecim przywiązuje się, w czwartym powstaje pytanie, czy potrafi się bez nich obejść. Podobnie jest z prezesami. Podróże lotnicze stają się rzeczą powszednią, prezesi uodparniają się.
Więc jaka jest rada?
Nie widzę innej prócz morderstwa. Istnieje jeszcze metoda matematyczna, stosowana przez specjalistów od organizacji pracy: idzie o kompletne oszołomienie starego prezesa za pomocą nauki o prowadzeniu przedsiębiorstwa. Jest to w gruncie rzeczy swoista forma morderstwa.
Czy doradcy organizacyjni nie przynoszą żadnej korzyści?
Przynoszą niewątpliwie. W większości wypadków taki ekspert po miesiącu studiów przedstawia określony plan oszczędności. Następnie, w chwili kiedy kończy swoją pracę, proponuje zazwyczaj utworzenie w instytucji wydziału organizacji pracy. Na ogół sumy zaoszczędzone na podstawie jego wniosków wystarczają w przybliżeniu na pokrycie kosztów nowego wydziału.
Jednakże formuły matematyczne, które ci eksperci tak cenią, posuwają naprzód naszą wiedzę o mechanizmach społecznych i pan sam nawet przedstawia swoje odkrycia w formie równań.
Ja nie jestem matematykiem. Natomiast ożeniłem się sprytnie z dziewczyną, która zajmowała się wykładaniem tego przedmiotu. Kiedy piszę jakąś poważną pracę naukową, uważam, że koniecznie trzeba w niej umieścić jakieś równanie. To sprawa stylu, sprawa estetyki. To urozmaica kolumnę. Nie jest rzeczą konieczną, by formułka taka miała jakieś znaczenie. Idę wtedy do żony i powiadam: "Moja droga, potrzebne mi jest równanie". I żona układa mi równanie. Robi to bardzo dobrze.
Ostatnie pytanie, panie profesorze: czy biurokracja, której przerosty opisuje pan w swoich dziełach, wydaje się panu zjawiskiem nieuniknionym?
Nie ulega wątpliwości, że postęp techniczny, automatyzacja, sprzyjając rozwojowi zajęć usługowych, sprzyja jednocześnie rozwojowi biurokracji. Moim zdaniem zjawisko biurokracji jest znacznie szersze: Jest to nieunikniony finał cywilizacji. Zwyrodnienia biurokratyczne towarzyszą zawsze okresom upadku. Biurokrację spotyka się zawsze, jak w ostatnich wiekach Rzymu, w przededniu katastrofy. Myślę, że cywilizacja zachodnia przeszła już swoje apogeum, że obecnie przeżywa swój schyłek i biurokracja jest jednym z objawów tego schyłku.

PS. Plecam też inne notki dotyczące liczebności ludzkich grup:

następna notka -> Czwórca

 

GPS
O mnie GPS

Blo­ger, że­gla­rz, informatyk, trajk­ka­rz, sar­ma­to­li­ber­ta­ria­nin, fu­tu­ry­sta. My­ślę, po­le­mi­zu­ję, ar­gu­men­tu­ję, po­li­ty­ku­ję, fi­lo­zo­fu­ję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka