Ktoś kiedyś użył tych słów, by opowiedzieć, że chciałby być żołnierzem... Miał do tego prawo. Mnie z kolei zawsze kręciły organy. Tym bardziej, że mój wujek pochodził z rodziny organistów, jeszcze na wschodzie, a jego bratanek i siostrzeniec stali się znanymi muzykami. Wujek imponował mi umiejętnością gry i zaśpiewania dowolnie wybranego tekstu, zwłaszcza z gazety. Fakt, że wtedy uczyłem się czytania i pisania, więc i mój odbiór mógł być zupełnie inny, niż teraz. Wujek potrafił zagrać na fortepianie czy pianinie, grał na skrzypcach, a i gitara czy mandolina nie były mu obce.
Często w okresie wakacji towarzyszyłem mu w czasie mszy na kościelnym chórze, czasem pomagałem przekładać te gałki ustawiające głosy instrumentu. Aż nadszedł czas, gdy dojrzałem do upomnienia się o moje prawo do zdobycia umiejętności samodzielnej gry na instrumencie. Wybrałem akordeon...
Była to pora big-beatu, którego nie rozumiałem wtedy, a inni określali to jako "mocne uderzenie". Akordeon, dla mnie pasjonujący ekspresją swego brzmienia, nie był już tak modny, jak gitara czy perkusja. Ale kiedy nauczyłem się grać, kiedy "muzykowałem" w szkolnym zespole muzycznym, bardzo bolałem, że muszę grać solo - a mi marzyło się zagranie w jednym zespole, wspólnie ze skrzypcami, gitarami a nawet i trąbką oraz perkusją... ale wtedy nie było to modne. Uważano, że staroświeckie skrzypce nijak nie pasują do akordeonu - dobrego na wiejskie zabawy... A o wspólnym zagraniu akordeonu z organami... mogłem sobie tylko pomarzyć... a moje pomysły uważano za dziwactwa...
I tu chciałbym podzielić się penym, bardzo budującym mnie wsparciem, którego nigdy nie oczekiwałem. Wymyśliłem sobie, że - wzorem elektrycznych gitar - można sporządzić elektryczny instrument klawiszowy, który byłby czymś w rodzaju ... elektrycznych organów, a był to przełom lat 60 i 70 XX wieku. Jeszcze jako niepełnoletni uczeń, zwróciłem się do producenta - Bydgoskiej Fabryki Akordeonów o przysłanie mi klawiszy tworzących w przyszłości klawiaturę moich organów. I pewnego dnia otrzymałem drogą pocztową upragnione klawisze...
Wymyśliłem, a koledzy dopowiedzieli, pewien system generatorów akustycznych uruchamianych przyciśniętym klawiszem. Wyszło mi, że takich generatorów L-C trzeba dokładnie tyle, ile jest klawiszy. Wtedy każdy klawisz mógłby mieć swój głos równolegle z kilkoma innymi wciśniętymi klawiszami w odróznieniu od jednego generatora akustycznego sterowanego szeregiem oporników-potencjometrów, pozwalajacych na dostrojenie moich "organów".
Niestety, mimo że zacząłem rzeczywiście realizowac mój plan, to nie udało mi się tego skończyć z tak choćby prozaicznych powodów, jak brak sprężynek podnoszących klawisze po zwolnieniu nacisku, nie miałem elastycznej płyty pozwalającej na płynne wychylanie klawiszy, a zasilanie instrumentu wyhamował brak... transformatora sieciowego.... Tu muszę dodać, że był to jeszcze okres elektronowych lamp radiowych, potrzebnych do zrealizowania mojego misternie opracowanego planu. Na tyle bogatego, na ile potrafi zrobić to uczeń przechodzący z 8 klasy szkoły podstawowej do 1 klasy technikum (ale nie o specjalności elektronicznej). To właśnie wtedy pojawiły się tranzystory TG-2 czy TG-5, które stały się moją nadzieją, ale też były bardzo trudne do zdobycia, bo potrzebowałem ich ponad 50 sztuk...
Informacja o moim zamierzeniu przedostała się do wiedzy kolegów i ktoś ujawnił w czasie lekcji religii, że chcę samodzielnie zrobić organy elektryczne... I tu właśnie spotkało mnie nieoczekiwane wsparcie ze strony księdza wprowadzajacego nas w arkana dorosłości. O ile wszyscy - którzy to usłyszeli - patrzyli na mnie z politowaniem - to tylko ten jeden jedyny ksiądz katecheta umiał zrozumieć moje zamierzenie. Powiedział, że gdyby mi to udało się, to zaprasza mnie od razu do kościoła z tym instrumentem, by oddać chwałę Panu... i pobłogosławił na wypadek, gdyby nie udało się, bo jest to sprawa naprawdę arytrudna, ale już sama inicjatywa jest godna uwagi...
Cóż, mój pomysł nie był tak całkiem nowatorski. Znane już były organy Hammonda, ale tak do końca to nikt nie wiedział - co to jest i na czym polega niespotykana dotychczas jakość dźwięku tego instrumentu. Jednak piętrzące się trudności i chyba też brak wiedzy oddaliły realizację budowy moich organów w nieoznaczoną przyszłość. I chociaż mój instrument nie został ukończony, to w ciągu kilku lat pojawiły się pierwsze organy elektroniczne wyprodukowane chyba w Szwecji. Pamiętam audycje radiowe z udziałem pewnego pana, który bardzo gorliwie promował ten isnstrument. Po kilku latach pianino elektryczne stało się powszechnym instrumentem, a możliwości key-boardu przekroczyły wszelkie granice.
Zapraszam do poświęcenia czasu do posłuchania duetu - gitary i akordeonu we wspaniałym koncercie, dokładnie takim, o jakim ja marzyłem będąc dzieckiem. Bardzo cieszę się z możliwości realizacji tego dziecięcego projektu, chociaż mnie to nie udało się. Dzięki nowym technologiom mogę zaprezentować to, o czym marzyłem, a innym udało się to zrealizować.
https://youtu.be/hMY28lZ3rnw
Inne tematy w dziale Kultura