Grudeq Grudeq
1741
BLOG

Niepolitycznie spacerując przez Szczecin

Grudeq Grudeq Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

 

Do Szczecina najpiękniejszy jest wjazd pociągiem. Stacja Szczecin Dąbie. Jeżeli jest miesiąc letni możemy się czuć już jak nad morzem. Na peronie tłumy z bagażami wczasowymi i akcesoriami plażowymi – piłkami, parawanami, łopatkami. Ale pamiętajmy, że do morza jest jeszcze ze Szczecina 80 km, a te tłumy czekają na pociąg do Świnoujścia lub Kołobrzegu. My do Dworca Głównego z Dworca Dąbie mamy jeszcze 15 minut jazdy. Pociąg jedzie przez prawobrzeżny Szczecin. Po lewej stronie wielkie Gierkowskie blokowiska – Osiedle Słoneczne, Bukowe.. Po prawej dzielnica Zdroje. Nawet jest przystanek kolejowy Szczecin Zdroje. Wysiadając tutaj moglibyśmy pójść na wycieczkę w Puszczę Bukową, do pięknego wśródleśnego jeziora, od koloru zwanego Szmaragdowym.
 
Pociąg wznosi się na nasypie. Po czym z hukiem wjeżdża na stalowy most przeciągnięty nad wschodnim ramieniem Odry – Regalicą. Jedziemy jakieś 20 metrów nad lustrem wody i możemy dostrzec w dali taflę Jeziora Dąbskiego. W całości położonego w granicach administracyjnych Szczecina, dzięki czemu Szczecin ma ponad 300 km kwadratowych powierzchni (jezioro Dąbskie ma tych km 55) i jest trzecim co do wielkości powierzchni miastem w Rzeczypospolitej. Gdy mamy szczęście to jadać mostem na Regalicy możemy w dole zobaczyć płynącą barkę. Niegdyś pływało ich zdecydowanie więcej. Szczecin był siedzibą armatorów rzecznych. Teraz większości nie ma, albo przeniosły się do Bydgoszczy. Tam najłatwiej bo z portu macierzystego statku zamalujemy cztery ostatnie litery – ECIN a z przodu dopisujemy pięć – BYDGO.
 
Przejechaliśmy już Regalicę. Zaczynają się tereny portowe, położone między dwoma odnogami Odry. Odrą Zachodnią, czyli właściwą i Odrą Wschodnią (Regalicą). Jedziemy już pociągiem ponad 15 minut, ale jak już wspominaliśmy Szczecin jest bardzo rozległy. Ok. 30 km od Zdunowa czy Śmierdnicy (skąd wjeżdżamy jadać pociągiem lub samochodem od Poznania) do granicy z :Policami. Tory rozdzielają nam się. Dublują, potrajają, kwartetują. Odchodzą na Basen Górniczy, do Stoczni Parnicy, na Łasztownię, do Elwatoru Ewa, do terminalu kontenerowego. Swego czasu był Szczecin pierwszym portem na Bałtyku, a jeszcze wcześniej był najważniejszym portem Berlina. I to widać. Wszystkie towary z dorzecza Odry przechodziły przez Szczecin. Węgiel ze Śląska, produkty rolne z Wielkopolski, maszyny produkowane we Wrocławiu, a jeszcze bywał i Szczecin portem dla statków Czechosłowackich. Działo się działo. Teraz, mimo, że widzimy las dźwigów i żurawi portowych, to w pracy jest bardzo mało z nich. A jak pracuje mało dźwigów to i lokomotywy stojące w lokomotywowni Szczecin Port Centralny (po prawej stronie) nie znajdują zatrudniania przetaczając wagony na poszczególne nadbrzeża czy formując pociągi rozwożące po Polsce towary, które przypłynęły do Szczecina.
 
Znów z hukiem kolejny most. Tym razem na Parnicy. Wyspa Zielona. Wreszcie widać centrum Szczecina. Pociąg wjeżdża na ostatni już most, skręca trochę w lewo i zwalnia bo zaraz szczeciński Dworzec Główny, a my po prawej stronie widzimy całe rozłożone wzdłuż Odry centrum Szczecina. A więc na samym końcu Wały Chrobrego, z Urzędem Wojewódzkim, z Muzeum Morskim z Akademią Morską, potem przerzucona nad Odra trasa Zamkowa im. Piotra Zaremby, pierwszego powojennego prezydenta Polskiego już Szczecina, tuż za nią Zamek Książąt Pomorskich, kamieniczki starego-nowego (odbudowywanego) miasta, most Długi. Nad tymi wszystkim góruje z prawej strony niebieski owal Pazimu, wieżowca Polskiej Żeglugi Morskiej, i z lewej potężny gotyk katedry Św. Jakuba. I w te wszystkie miejsca zaraz się przejdziemy.
 
Mieszkańcy Szczecina na swój Dworzec Główny narzekają. Mówią, że brudny ( a jest w Polsce jakiś czysty dworzec?), że brzydki, że śmierdzi, że dużo bezdomnych. Może i racja. Ale jak się z dworca wychodzi, i przed sobą ma się tylko Odrę, oddzieloną ulicą Jana z Kolna, widać te wszystkie dźwigi, barki, kominy statków to czuje się, że jest się w morskim mieście i chyba nawet nie przeszkadza ten banalny napis po drugiej stronie rzeki – Witamy w Szczecinie. Żaden Polski dworzec nie wychodzi tak na rzekę czy na port.
 
Jeszcze przed 70 laty, wysiadalibyśmy na Stettin Hauptbahnhof. Już wtedy było to miasto ogromne – ponad 240 tysięcy mieszkańców (dziś jest ich ponad 400 tysięcy – 7 miejsce w Polsce). Miasto jednak było zdecydowanie inaczej zorientowane. Do stolicy nie było tak daleko (bo do Warszawy jest ponad 500km) tylko 120 km do Berlina, i to autostradą, i nawet nie trzeba było przejeżdżać przez Odry. Miasto więc miało szerokie gościńce prowadzące od strony zachodniej. Najbardziej znany to Aleja Ku Słońcu, prowadząca także na szczeciński Cmentarz Centralny, jeden z największych w Europie. Był też Stettin bardziej zwrócony do Odry. Biegnąca wzdłuż Odry dzisiejsza ulica Jana z Kolna (tego Polaka, co to był w Ameryce przed Krzysztofem Kolumbem – a jak Polak – potrafi), nie była wtedy tak szeroka, i była za to gęsto odstawiona kamienicami, i okna czy markizy sklepików do Odry dzieliło góra 10 metrów. Niestety po wojnie nie odbudowano tego, Prezydent Zaremba pomylił się, bo chciał nadbrzeże Odry zrobić dla samochodów. W latach 90-tych próbowano to odbudować, budując stare nowe miasto ciągnące się od ulicy Wyszyńskiego do Zamku Książąt Pomorskich – jednak i tak póki jest szeroka ulica Jana z Kolna, to nic z tego nie będzie, i nie będzie można spacerować wzdłuż Odry po to aby kupić świeże ryby od rybaków, którzy przypływali pod same domy przed wojną.
 
Idźmy w kierunku miasta, z dworca w lewo. Przechodzimy pod mostem kolejowym. W lewo pną się pod górę tory szczecińskich tramwajów. Dla przybyłych z Poznania szok może wzbudzić stan Szczecińskich torowisk, który jest fatalny. Remontów na sieci jest bardzo mało. Wozy tramwajowe są także w nienajlepszym stanie, i nie ratuje tego nawet zakup używanych tramwajów z Berlina. Może jedynie warto pochwalić Szczeciński transport publiczny za odejście od zwykłego czerwonego malowania, a używania szczecińskich czerwono – granatowych barw. Właśnie Szczeciński herb. Czerwona głowa Gryfa, obecnego w herbach wielu pomorskich miast, na granatowym tle ze złotą koroną. Gryf pochodzi od Gryfitów, jeszcze słowiańskiej dynastii rządzącej Pomorzem Zachodnim do 1648 roku. Korona zaś to pamiątka po Szwedzkim okresie panowania nad Szczecinem (1648-1720). Szwedzka Królowa Krystyna obdarowała Szczecin królewska Koroną, gdy ten nie poddał się oblegającym go prusko-brandenburskim wojskom.
 
Nie będziemy szli w górę, koło Poczty (po prawej stronie) w charakterystycznym dla poniemieckich budynków pocztowych stylu. Nie przejdziemy też koło Czerwonego Ratusza (ten wielki budynek z czerwonej cegły z dwiema bardzo spiczastymi wieżyczkami). Ani koło gmachu Pomorskiej Akademii Medycznej, choć zobaczymy bardzo wysoko bijącą jasną wieżę tego budynku. Pójdziemy prosto do Szczecińskiej katedry. Zanim tam dojdziemy, zwróćmy uwagę na budynek po prawej stronie, na drugim brzegu Odry – to Urząd Ceł. Przed nim najważniejszy Szczeciński most – Most Długi, chociaż najdłuższy wcale nie jest. Jest to jedna z dwóch przepraw mostowych w centrum miasta, a do 1990 roku, czyli do oddania Trasy Zamkowej, była to przeprawa jedyna. Gdy do 1945 roku Szczecin był Stettinem, i jak pisaliśmy wyżej zorientowany był na zachód, przepraw przez Odrę faktycznie nie było potrzebnych wielu. Miasto i życie koncentrowało się na lewobrzeżu, ruch wychodził na zachód. Jednak gdy po 1945 miasto zostało Polskie, i zaczęło rozbudowywać się na wschód (bo kierunek zachodni był już ograniczony granicą z DDR – 10 km od centrum Szczecina) ten jeden most w centrum to było stanowczo za mało. A jednak po 1945 roku, nie odbudowano drugiego mostu w centrum (mostu Hanzy, stojącego w miejscu dzisiejszej trasy zamkowej) i przez Odrę przejeżdżało się tylko Mostem Długim. A czasem był on remontowany – paraliż jak nic. Paraliż komunikacyjny powodowany był też czasem gdy przez Odrę płynął jakiś statek, i most Długi trzeba było podnieść. Może i paraliż, ale jak to wyglądało. Podnosił się jeszcze most kolejowy, mechanizm do jego podnoszenia jest z resztą do dziś widoczny.
 
Skręcamy w lewo, idziemy w górę ulicą Wyszyńskiego. To najruchliwsza Szczecińska ulica. Gdy ktoś był w Rydze, może zakrzyknąć, że wielka bryła Katedry jest już mu znana. Cóż. Oba miasta należały do Hanzy, a transfer technologii – projektów budowlanych – i w tym czasie był rzeczą znaną. Ktoś kto nie był w Szczecinie od 10 lat, zaskoczy się tym, że Katedra zdecydowanie się podwyższyła, przez dodanie szpiczastego hełmu na wieży i zorganizowaniu tam punktu widokowego. Z jedną wszak wadą – brakiem widoku na część zachodnią miasta. Ale może ktoś kiedyś doda legendę, że od 2008 roku Szczecińska katedra chce patrzeć tylko na wschód, i od Polskie strony szukać nadziei dla Szczecina?
 
Ulica Wyszyńskiego kończy się na Placu Zwycięstwa, przez Szczecinian zwanego Bramą Portową, od Bramy która tamże stoi. Łaciński napis wita na niej Króla Pruskiego, który po raz pierwszy do Szczecina, jako swojego miasta wkroczył w roku 1720. Kończący wojnę północną traktat w Nystad przyznał Szczecin na ponad 235 lat Prusakom. Był Szczecin niegdyś Polski, chociaż naprawdę bardzo krótko, był Duński, był stolicą niezależnego księstwa, był i Szwedzki.. to i czemu Pruski miałby nie być. A gdy Prusacy 30 lat po Nystad po I wojnie Śląskiej opanowali całe dorzecze Odry, jak nic rozpoczął się ogromny rozwój Szczecina.
 
Cofnijmy się teraz od Bramy Portowej. Plac Orła Białego. Nazwa od fontanny z Orłem, stojącej na samym środku tego trójkątnego placu. Ale chyba nie nasz Orzeł, z naszego godła był inspiratorem rzeźbiarza tejże fontanny. W stojącym przy tym placu Pałacu pod Globusem urodziła się caryca Maria, żona cara Pawła I, matka Aleksandra I, Mikołaja I i Księcia Konstantego. Ha, ale to nie ona jest najsłynniejszą Szczecinanką, bo w tym mieście urodziła się Zofia Anhalt von Zerbst. I teraz czy czcić jej urodzenie tutaj nad Odrą, i nazywać ją najsłynniejszą Szczecinianką? Gdy została carycą, nigdy do Szczecina nie wróciła. Nie wspominała go, ani nie chciała aby został przyłączony do Rosji (tak jak Hitler dążył do przyłączenia do Niemiec swojej rodzinnej Austrii). Gdy poznawała świat, biegając jako dziecko po Szczecińskich ulicach za pewne nigdy jej nie przyszło, że Szczecin będzie kiedyś Polski, że będzie należał do tej Polski, którą poćwiartowała razem z Prusami i Austrią i którą tak upokorzyła zamieniając tron Polski w wychodek. Słowiańska przeszłość tego miasta już wówczas była czymś bardzo, bardzo odległym. Ciekawe co czuli rosyjscy żołnierze, gdy 26 kwietnia 1945 roku weszli do zdobytego Szczecina? Czy szukali domu urodzenia swojej Katiuszy?
 
Idźmy dalej. Cel następny: Zamek Książąt Pomorskich. Gdy w Szczecinie jesteśmy w niedzielę to o 12 na zamku zawsze jest jakiś koncert muzyczny. Niegdyś natrafiłem na młodzieżowy zespół symfoniczny, który zagrał na orkiestrę symfoniczną Gliniarza z Beverly Hills – fantastyczna sprawa. Dla naszej opowieści lepszy jednak byłby koncert muzyki dworskiej z XVI wieku, bo to ten czas to największy rozkwit Księstwa Zachodniopomorskiego. W roku 1491 na Zamek szczeciński trafia córka Kazimierza Jagiellończyka Anna. Zostaje żoną najwybitniejszego Gryfity – Bogusława X. Próbował lawirować między Polską a Cesarstwem, jednak w ostateczności jego kontakty z Polską skończyły się na małżeństwie z Jagiellonką. Druga szansa na związanie Pomorza Zachodniego z Rzeczpospolitą uciekła. Pierwsza to ta z sukcesją po Kazimierzu Wielkim Kaźka Słupskiego. Nasza magnateria zapatrzona w kresy jednak tego nie zauważyła, a i Niemieckiemu mieszczaństwu Pomorza bliżej jednak było do Rzeszy niż do Rzeczypospolitej. Bogusław X umacnia jednak swoje księstwo. To on rozbudowuje zamek. Na którym w roku 1570 goszczony jest Kongres Szczeciński kończy I wojną północną toczoną przez Rzeczpospolitą, Rosję, Lubekę i Danię.
 
 Innych wielkich wydarzeń dyplomatycznych Szczecin już nie zanotował. Bo nawet wizytę Nikity Chruszczowa w latach 60-tych za takie wydarzenie trudno uznać. Chociaż dla Polaków była to wizyta ważna. Dwadzieścia lat wcześniej honorowym obywatelem Szczecina został Adolf Hitler, teraz ten tytuł dostał jeszcze Chruszczow. W zamian ostatecznie potwierdził, że Szczecin będzie Polski, a nie niemiecki, w znaczeniu DDRowski. Ufff. Należy wspomnieć, że Szczecin przez Polaków w roku 1945 był przejmowany czterokrotnie. Wszak granica Polski ustalona w Jałcie miała biec wzdłuż Odry, a centrum Szczecina leży już po drugiej, zachodniej stronie Odry, i to już stanowiło pole do korzystnej interpretacji dla niemieckich antyfaszystów. Tak więc gdy jeszcze w kwietniu 1945 roku, zaraz po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną, zjawiła się tam Polska administracji, to już po tygodniu została przegoniona przez Rosjan. Druga próba była w połowie maja. I znów po tygodniu komendantura przegoniła Polaków, uznając Niemiecką administrację. Trzecia nieudana próba w czerwcu. Ostatecznie 5 lipca 1945 znów w Szczecinie pojawił się Piotr Zaremba wraz z administracją, i tym razem Rosjanie już Polaków nie przegonili. Jedna ze szczecińskich ulic, mająca wygląd trochę a’la San Francisko przypomina nam o tym wydarzeniu.
 
Ten rok 1945 jest dla Szczecina bardzo ciekawy. Miasto jednak zawsze niemieckie, w początkach 1945 zostaje poinformowane na pierwszej stronie przez regionalny NSDAPowski dziennik, krzykiem „Stettin Slavisch!”. Decyzje płynące z konferencji Jałtańskiej chciała propaganda Niemiecka wykorzystać do wzmocnienia oporu Szczecinian, noszącej wtedy zaszczytny, gwarantujący zniszczenie miasta tytuł „Festung”. Miasto pada. I oto nagle koło białych kapitulacyjnych flag, pojawia się białoczerwony sztandar. To flaga krajowa? Przecież Pomorze ma barwy granatowo-niebieskie? A Prusy biało-czarne! Myślą, powracający do wypalonego miasta Niemcy. Potem flaga znika, pojawia się, znika. Istnieje oprócz Polskiego Zarządu Miasta i Polskiego Prezydenta, także niemiecki Burmistrz i Niemiecki Zarząd Miasta. Dzielnicy Niebuszewo zostaje przyznany status dzielnicy Niemieckiej i tam Polaków żadnych nie ma. Rosjanie są raczej przychylni Niemcom. To niemożliwe, żeby Szczecin był Polski! Gdzieś ktoś mówi, że Rosjanie utworzą Freie Stadt Stettin. Polacy jednak nie chcieli żadnej powtórki z Wolnego Miasta Gdańsk. Brytyjczycy i Amerykanie nie ruszyli na Sowietów przywracając dawne Niemcy. Szczecin ostatecznie został Polski.
 
Z Zamku Książąt Pomorskich pójdziemy na Wały Chrobrego. Z tarasu Zamkowego schodami w dół, pod mostem trasy Zamkowej i już jesteśmy na Wałach. Tarasy Hackena, bo tak brzmiała niemiecka nazwa tego miejsca. Hacken był nadburmistrzem Szczecina w złotym dla niego okresie przełomu XIX i XX wieku. Całe Niemcy, zasilone kontrybucją po wojnie z Francją 1870 roku szalenie się rozwijają. Powstają całe dzielnice secesyjnych willi, kamienic tego najbardziej wielkomiejskiego stylu. Całe miasto jest oplatane liniami tramwaju elektrycznego. Jako reprezentacyjne miejsce przestaje starczać Książęcy Zamek. Nie ma też Szczecin rynku w znaczeniu Wrocławskim czy chociażby Gdańskim, w postaci Długiego Targu. Nic to! Burmistrz Hacken wybuduje takie reprezentacyjne miejsce. Gdy Polacy przybyli do Szczecina musieli szukać jakiś argumentów za swoją obecnością, a to przecież Król Bolesław Chrobry był tym władcą co umacniał nasze panowanie w dolnym biegu Odry. A i Chrobry z pewnością lepszy niż Wały Bieruta.. chociaż, rozmarzmy się: Szczecin zostaje przyznany Polakom przez Brytyjczyków, do kraju wraca Rząd Emigracyjny i mamy Wały Sikorskiego, albo Wały Marszałka Piłsudskiego.
 
Spacerując po wałach widzimy herby Polskich morskich miast. Polskich.. tylko dwa można za takie uznać, a właściwie tylko jedno: Gdynię, bo Gdańsk to jednak inna historia. Do 1945 herby i nazwy były inne. Z góry Wałów widzimy jeszcze Dworzec Morski. Nigdy nie był to Dworzec Morski, tak jak w Gdyni, z którego statki pływały do Nowego Yorku, Rio de Janeiro, Haify, ale i tak imponująco w latach 80-tych wyglądało to miejsce gdy stało kilka wodolotów co godzinę łączących Szczecin ze Świnoujściem, czy statków białej floty pływającej po szczecińskim porcie, na plażę na Wyspę Mieleńską, do Trzebieży, w górę Odry czy do Kamienia Pomorskiego. A teraz tylko pustka. Trzy kursy dziennie pieruńsko drogiego wodolotu do Świnoujścia i jakiaś nie polsko brzmiąca Odra Queen wożąca po porcie. Szkoda. Nieciekawie wygląda też Ładoga, były Rosyjski statek przerobiony na restaurację. O wiele godniej wyglądaloby gdyby stał tu jakiś żaglowiec - z rolą taką, jaką w Gdynii pełni Dar Pomorza.
 
Zakończymy nasz krótki spacer po Szczecinie w Pazimie. Na ostatnim piętrze tego budynku jest kawiarnia z pięknym widokiem na Szczecin. Zobaczymy stąd gwiaździsty układ ulic Szczecina wychodzących z Placu Grunwaldzkiego. Tym którzy chcą poczuć się jak w Niemczech, poczuć wielkomiejski klimat Belle epoque a jednocześnie odpocząć od hałasu polecimy spacer po Pogodnie, tej wielkiej czerwono-zielonej dzielnicy rysującej się na zachodzie. Chcącym odpocząć w lesie i nad wodą polecimy tramwaj linii nr 1 i 9, które zawiozą na Jezioro Głębokie. My zaś usiądźmy sobie z kawą przy stoliku z widokiem na wschód. Dwa wielkie żółte dźwigi suwnicowe z napisem Stocznia Szczecińska. Nie dotarliśmy niestety tam ze spacerem.
 
Stocznie Szczecińskie chciano zniszczyć już raz. W roku 1944 mocno pragnęli tego Brytyjczycy obawiający się produkowanych na szczecińskich pochylniach stoczni Vulcan U-bottów. Przy okazji dywanowo zbombardowano też jakieś 70% Szczecina. Zniszczenia dopełniły wojska radzieckie i niemieckie mianowanie Szczecina twierdzą. Jednakże przed wojnami w Szczecinie wodowano jednak nie tylko okręty podwodne, ale też bardzo solidne transatlantyki. Jeden z nich zdobył nawet Błękitną Wstęgę Atlantyku. Rok 1945 spowodował, że Polacy stali się narodem prawdziwie morskim. Teraz nie jedna Gdynia, ale też całkowicie już Polski Gdańsk i Szczecin miał umacniać naszą morską pozycję. I to się udało. Szczecin był odbudowywany bardzo powoli, cegły wywożono do Warszawy, o co do dziś Szczecinianie mają pretensję. Z drugiej strony, nikt do końca nie wiedział czy Szczecin będzie Polski czy nie, a z czego miała być odbudowywana Warszawa jak nie z cegieł Niemieckiego Szczecina? Ale stocznia była sprawą pierwszorzędną. Nadano jej patrona w postaci Adolfa Warskiego i zaczęto budować statki. Głównie do Związku Sowieckiego, ale z czasem też do innych krajów. W reformy lat 90-tych stocznie weszły jako 5 – te stocznia na Świecie. Kontrakty do roku 2010. Praca na pochylniach wrzała. I nagle wszystko padło.
 
Czym będzie Szczecin bez stoczni? Spójrzmy raz jeszcze na Port. Może trudno w to uwierzyć ale niegdyś port był lasem kominów, masztów i nadbudówek wielu okrętów. Dzisiaj statki stojące w Szczecinie można policzyć na jednej ręce. Na pochylni żadnego statku. Żadnego też przy nadbrzeżu wyposażeniowym. Przejedźmy się może tramwajem nr 6 na Gocław. Nie tylko aby zobaczyć wystające od czasu do czasu spod tynków niemieckich napisów, ani nie dla zobaczenia Wieży Bismarcka, ale dla zobaczenia jak Szczecin upada. Mimo ciekawej historii, niesamowitego położenia jest to miasto upadku. Tym bardziej boli ten upadek, że Szczecin jest szalenie kontrastowy: takie dzielnice jak Golęcin czy Niebuszewo sąsiadują z pięknymi willami kapitanów Żeglugi Wielkiej czy właścicieli firm wzbogaconych na handlu z Niemcami. Czy tak ma skończyć Polski Szczecin? Czy odrodzenie tego miasta może nastąpić tylko gdy w zjednoczonej Europie znów stanie się niemieckim Stettin?
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Rozmaitości