Mamy, My Polacy bardzo ładną cechę. Nie widzimy pewnych rzeczy, które nam nie pasują do obrazu otaczającej rzeczywistości. Nie – mówimy, gdy coś nam nie pasuję - to nie prawda. Widzimy to co chcemy widzieć. Mając do wyboru kilka wariantów rozwoju sytuacji zawsze wybieramy ten najkorzystniejszy. Czemu? No, bo jesteśmy optymistami, a poza tym jakoś to będzie. Życie pokazuje, że najczęściej spełniają się najgorsze warianty. Ale nic to. I w taki właśnie sposób w nasz całkiem sympatyczny naród wciągnął się wirus nazwany myśleniem życzeniowym.
Jaki zgubny to wirus niech świadczą takie daty: 1792, 1812, 1830, 1863, 1939, 1943, 1944, 1945.. Obraduje w Warszawie Sejm Czteroletni. Prusacy, państwo które meldowało się do każdej spółki pod nazwą rozbiory Polskie, prowadząc swoje gry i machloje dyplomatyczne nagle proponuje Polsce sojusz. I nagle cały nasz patriotyczny sejm jest propruski. Nie widzi, że to Prusy najbardziej obławili się przy pierwszym zaborze, że pazernym okiem patrzą na Gdańsk i Toruń. Nie, Prusy teraz najlepszym przyjacielem Rzeczypospolitej.
Wrzesień 1939 roku. Rzut oka na mapę. Od zachodu Niemcy. Od północy Niemcy, do Warszawy 140 km. Od południa Niemcy. Na wschodzie Rosjanie, którzy gdzieżby tam zapomnieli o Warszawie i roku 1920 i prowadzili absolutnie pokojową politykę. Co Polacy w 1939 roku wiedzieli? Flotę Angielską wpływająca na Bałtyk, Francuskie lotnictwo przelatujące przez Niemcy do z Francji do Polski i z powrotem. I to bez strat. Dywizje sprzymierzonych ruszające na całej długości Renu. Polski Korpus Interwencyjny wchodzący do Wolnego Miasta Gdańsk, kawalerię pędząca na Królewiec. Łosie bombardujące Berlin, Breslau… Cat Mackiewicz który pisał o potrzebie wzmocnienie Polskiej armii, o rozbudowę sił pancernych został aresztowany i osadzony do Berezy Kartuskiej, za podważanie ducha bojowego narodu. Jak później pisał w innym kraju byłby traktowany jako militarysta domagając się większej ilości Dywizji. W Polsce poszedł siedzieć za obrażanie narodu. Ta wiara że nam się uda, bo z nami Śmigły Rydz, niestety nie zaprowadziła Marszałka do Berlina, jeno na szosę do Zaleszczyk.
Tu jedna uwaga. Radziecka propaganda w czasie II Wojny Światowej, akcenty rozkładała mniej więcej tak: wróg nasz, faszystowski Niemiec jest silny podstępny i przebiegły i musimy na niego uważać. Ale My Naród Radziecki wygramy! Bo jesteśmy jeszcze silniejszy, bo musimy, bo z nami jest Towarzysz Stalin. Churchill Brytyjczykom obiecywał pot, krew i łzy. Polska przedwrześniowa propaganda mówiła mniej więcej tak: rachu, ciachu i po strachu, wnet wygramy z Niemiaszkami, bo nami dowodzi Marszałek, a nimi tylko kapral (odnośnie wojennych doświadczeń przywódcy III Rzeszy). Nie oddamy Niemcom ani guzika, bo jesteśmy lepsi. W kadzeniu sobie na pewno jesteśmy najlepsi. Skutki tego są zazwyczaj tragiczne. I potem dziwota, ze w Polsce wybiera się polityków którzy mówią, że wszystko będzie łatwo i prosto. Churchill ze swoją mową parlamentarną nigdy by nie dostał wotum zaufania w najmniejszym Sejmiku Rzeczypospolitej.
Rok 1944 komuniści jawnie organizują własny rząd, i tylko czekają aż Armia Czerwona przekroczy linię Curzona. A w Polskim Londynie – wygramy! Będzie dobrze. Mamy sojusz z Brytyjczykami (Brytyjczycy uważali, i zawsze mówili sojusz i owszem, ale co do granic, to nie do końca). Roosvelt to nasz przyjaciel – spotkał się z Mikołajczykiem i się uśmiechnęli do fotografii. (NB Roosvelt uśmiechał się także ze Stalinem, a przy okazji dzielił Europę wzdłuż i wszerz, z Mikołajczykiem co najwyżej mógł porozmawiać o tym jakie są preferencje wyborcze Polonii Amerykańskiej). W Londynie jednak dominowała optyoptyka, a już w najgorszym wypadku to Brytyjczycy wraz z Amerykanami ruszą walczyć o Polski Lwów i Wilno.
Obserwacje kolejnego wcielenie myślenie życzeniowego dostarczyła nam wizyta premiera Donalda Tuska w Moskwie. Pada ostatnio dość często nad Wisłą słowo naburmuszony. Pan Prezydent Kaczyński ma się tak zachowywać w czasie swoich nielicznych spotkań z urzędującym premierem. Słowa naburmuszony użyłbym patrząc na Prezydenta Putina w czasie rozmowy z Tuskiem. Inne przymiotniki to znużony, znudzony, niezainteresowany, zniecierpliwiony. Ale takich słów w naszych Polskich komentarzach nie słyszałem. Wszyscy wspólnym chórem śpiewają o Rosji, jako partnerze z którym należy się liczyć, z którym trzeba handlować.
To że Rosjanie znów mówią, że Katyń zrobili Niemcy. Nikt nie widział, nikt nie słyszał. A nawet jeśli to bagatela. O tym, że ambasador przy NATO straszy nas rakietami – nikt nie widział, nikt nie słyszał, a nawet jeśli to przecież tylko ambasador, i to ledwie przy NATO. (I jak tu wspierać pomysły minister Hall, odnośnie redukcji liczby historii. Polak po kursie historii na hasło ambasador Rosyjski, od razu winien po szablę lecieć). Widzimy za to zniesienie embarga na mięso. Powinniśmy widzieć raczej zmniejszenie. Ale gdzie tam ktoś by różnicę widział. Nie widzimy zabójstw Politkowskiej, Litwinienki. Zapomnieliśmy o wojnie w Czeczenii, próbie zabójstwa Juszczenki. Ot. Po co się denerwować. Wygramy Politykę z Rosjanami bo trzeba ją prowadzić uśmiechem. Miłość zwycięży.
Gdyby żył Towarzysz Stalin, pewnie by zapytał a ta miłość to ile dywizji?
Inne tematy w dziale Polityka