Zorganizowano wielkie narodowe regaty przez Atlantyk, własnoręcznie wykonanymi łodziami. Do udziału w nich zaproszono wszystkie wielkie narody Europejskie. Każda z drużyn dostała po 100 tysięcy Euro. Kawałek plaży, surowce do wykonania łodzi. I do roboty.
Anglicy na początku pobili się między sobą. Po walce najsilniejszy powiedział, dobrze teraz zrobimy wybory i wybierzemy kto nadaje się najlepiej na szefa całej operacji. Zorganizowano wybory w obozie angielskim. Wygrał najsilniejszy. I od drugiego dnia Anglicy intensywnie pracowali przy budowie łodzi.
Niemcy nie pobili się ale od razu wybrali najsilniejszego na przywódcę. Ten podzielił równo obowiązki. I Niemcy z zapałem, jodłując sobie przy piłowaniu drewna budowali swój okręt.
Rosjanie zostawili drewno na plaży i poszli pić. Włosi co prawda wybrali pierwszego dnia przywódcę, ale powstała bardzo silna opozycja przeciwko przywódcy. I w ciągu pierwszej nocy przywódca został zasztyletowany. Następnego dnia Włosi wybrali tego, który przegrał wczoraj.
Francuzi w miarę sprawnie też przeszli przez wybory, ale musieli dobrze zjeść i wypić i dopiero od drugiego dnia budowali swoją łódź. Najciekawiej wyglądała sytuacja w obozie Polskim. Zanim wybrano szefa budowy. Zorganizowano porządne wybory. Na początku były dwa stronnictwa kandydatów na przywódców, które potem na skutek zatargów podzieliły się każde na trzy, a potem jeszcze wyłoniły się dwa. Pod koniec pierwszego dnia było ośmiu kandydatów na szefów. Debata trwała do późnych godzin nocnych. Każda ze stron mówiła o potrzebie wybudowania jak najlepszej łodzi, o tym, że tylko taka łódź może dać nam pierwsze miejsce, i że to właśnie jej kandydat jest najlepszy. Wyboru po wielu turach głosowania, wniosków o zmianę systemu wybierania, z systemu wrzucania kartek na system podnoszenia rąk, dokonano dopiero pod koniec dnia drugiego.
Tak więc dopiero trzeciego dnia Polski obóz rozpoczął budowę statku. Jednak nie wszyscy w Polskim obozie pracowali. Ci, których kandydat przegrał, stwierdzili, że nie mogą pracować, bo obecny szef nie gwarantuje sukcesu, nie zna się na budowie łodzi (nie to co ich) i oni nie mogą firmować swoim nazwiskiem takiej budowy. Tak więc w dniu trzecim Polski statek był wznoszony tylko przez połowę Polaków.
Tymczasem Anglicy raźno budowali, Włosi śpiewali mocno swoje neapolitańskie pieśni, Niemcy ścinali deskę za deską. Francuzi co prawda ze spokojem, ale dało się już wyczuć jaki kształt będzie miała ich łódź. Tylko Rosjanie nadal pili.
Po pierwszym tygodniu pracy przyszedł czas wypłaty. Zasady wypłat każda narodowość ustalała odrębnie. Anglicy, Włosi, i Francuzi podzieli wszystko między sobą równo. Niemcy dali troszkę więcej szefowi, a także odłożyli część pieniędzy na fundusz wypadkowy. W obozie Rosyjskim wszystko dla siebie zagarnął szef, który później dawał po monecie swoim współrodakom.
W obozie Polskim doszło rzecz jasna do debaty. Ci, co dotychczas nie pracowali poczuli się powołani do uczestniczenia w tej debacie. Bo co prawda nie budowali, ale nie dlatego, że nie chcieli, bo chcieli, tylko koncepcja im nie odpowiadała. Ci, co dotychczas rządzili podzielili pieniądz tak, że szef wziął najwięcej, jego najbliżsi poplecznicy trochę mniej, a reszta dostała po marne grosze. Oczywiście o jakimś funduszu na wypadek nie było mowy. Zrobiła się znów straszna awantura. Ci, co nie pracowali wykorzystali swoją okazję, i powiedzieli, że jak oni by rządzili to podział wyglądał by inaczej. Każdy by dostał po dużej sumie. Tak więc w wyniku debaty finansowej w Polskim obozie wybrano nowe władzy. Podział nowy ustalono tak. Szef i jego najbliżsi poplecznicy dostali jeszcze więcej niż chciała poprzednia ekipa. Reszta dostała wysokie pensje i każdy po równo. Deficyt pokryto pożyczką, pod zastaw budowanej łodzi. Nowy szef mówił spokojnie wygramy, zdobędziemy nagrodę i wtedy pospłacamy nasze zobowiązania. Obóz Rosyjski nadal był pijany.
Po miesiącu budowy Anglicy kończyli swoją łódź, która była przede wszystkim praktyczna. Niemcy nie dość, że mieli łódź praktyczną to jeszcze efektowną. Włosi postawili na piękno zewnętrzne swej łodzi. Bardzo ciekawie wyglądała łódź Rosyjska. Była największa, najbardziej kolosalna. I co ciekawe postała w ciągu ostatniego tygodnia. Po trzech tygodniach picia w rosyjskim obozie, ich szef skrzyknął ich do roboty. Tych co nie chcieli wsadził do klatek. Poza tym nagle ich drużyna powiększyła się trzykrotnie, przez przybycie nowych majstrów i cieśli z Rosji. Sędziowie zostali zastraszeni, albo przekupieni kochankami, dlatego nie zareagowali na to jawne pogwałcenie konkursu.
Polska łódź budowana była z rozmachem. Stawiano przede wszystkim na to jak będzie wyglądała na zewnątrz. Co by nie było wstydu przed innymi narodami Europejskimi. Ale Polacy też zdawali sobie, że inne łodzie są lepsze. W radach jak temu zaradzić wymyślono, że kupi się od Niemców projekt ożaglowania, co by zwiększyć szanse na zwycięstwo. Jednemu z Polaków dano 20 tys Euro, aby załatwił z Niemcami na boku transfer technologii. Polak znalazł jednego z Niemców gotowych opchnąć niemiecką technologię. Umówili się na wieczór. Polak czekał z pieniędzmi, i tak sobie myślał. 20 tysięcy, hm a tam w domu w Polsce żona, dzieci, tyle dobrego mógłbym tymi pieniążkami zrobić. Ach, ech!. Gdy Niemiec przyszedł, wręczył mu 10 tys. Co? Tylko tyle! - W zdziwieniu rzekł Niemiec. Umawialiśmy się na więcej. No wiesz – odpowiedział Polak, i tak co robisz jest nielegalne, chyba nie chcesz abym poszedł do Twoich przełożonych i powiedział im, ze wynosisz technologię. No dobra rzekł Niemiec, niech będzie. Ale dam Tobie jednak trochę gorszą technologię, wszak 10 tys to nie to samo co 20 tys. Dobra, niech będzie – rzekł Polak. Biznes został ubity.
W nocy tego dnia radość trwała zarówno w obozie Polskim jak i Niemieckim. Polacy cieszyli się, że przechytrzyli Niemców i zdobyli ich technologię. Niemcy cieszyli się bo dostali bonusowo 10 tys. Euro, których połowę przeznaczyli na fundusz emerytalny, a drugą połowę na rozwijanie badań nad technologią ożaglowania. Polacy zapomnieli, że Niemcy doskonale nawzajem siebie pilnowali.
Wreszcie przyszedł dzień i łodzie narodów stanęły na starcie do regat. Anglicy stali dumni i wyprostowani na swej łodzi – „Królowej Elżbiecie”. Rosjanie hardo patrzyli na wszystkich z wysokości swojego „Cara Piotra”. Włosi wesolutko uwijali się przy omasztowaniu swojej łódki. Tak samo jak Francuzi. Niemcy poprawiali jeszcze ostatnie deseczki na swoim okręcie, tłumacząc iż musi mieć lepszą opływowość. Tylko Polacy byli jacyś tacy zmęczeni. Raz, że poprzedniej nocy mocno świętowali sukces ukończenia łodzi. Poza tym zdążyli się pokłócić odnośnie tego czy szef budowy powinien być kapitanem okrętu. Pokłócili się także o nazwę statku, ilość jedzenia jakie powinni wziąć, o to czy głównym wrogiem w regatach będą Niemcy czy Rosjanie, a także co zrobią z nagrodą jak ją wygrają. Rano już na pokładzie Polacy odkryli też, że kilka desek było tandetnie przyczepionych. Ba część desek zaksięgowanych jako dębowe okazało się zwykłą sklejką. Więc pomęczeni i przestraszeni stanęli do wyścigu…
Na jakiej pozycji byli na mecie?
PS
Inspiracja do tego tekstu pochodzi od felietonu Bolesława Prusa, opisującego przygotowania narodowe do wystawy światowej w Paryżu w 1889 roku. Tekst ukazał się w Kurierze Warszawskim, dawno, dawno temu śmignął mi przed oczyma, ale nie potrafię go znaleźć w Internecie.
Inne tematy w dziale Polityka