Handlarze bazarowi, których najlepszym przykładem jest jeden z bohaterów „Świata według Kiepskich” Marian Paździoch, mają swoje własne specyficzne podejście do handlu. Sprzedają najczęściej towar fatalnej jakości, wmawiając klientom iż jest to towar jakości najwyższej. Pracują w fatalnych warunkach – by mniej wydać, nakładają wysoką marżę by więcej zarobić a potem zyski przeznaczają przede wszystkim na kupowanie towarów luksusowych. Niby wnoszące w górę drabiny społecznej, a najczęściej świadczący o absolutnym braku gustu. Takim handlarzom bazarowym daleko jest do poważnych kupców czy biznesmenów robiących prawdziwe i zyskowne interesy. Kupcy bazarowi są na samym dole handlu. Czerpią z niego najmniejsze zyski, chociaż wydaje im się oczywiście, że to ich zyski są najważniejsze. Absolutnie nie troszczą się o klienta. Bierze się to nie tylko z tego powodu, że ceny które oferują zawsze będą przyciągały kolejnych klientów, ale także przez nauki wyniesione z poprzedniego socjalistycznego systemu. Typowy handlarz bazarowy to przykład chamstwa i głupoty.
I wszystko byłoby w porządku gdyby handlarze bazarowi handlowali nadal na bazarach. Jednak sobie znanymi sposobami handlarze przeniknęli do sfer rządzących Rzeczpospolitą i pod postacią Gabinetu Tuska. Donald Tusk ma niestety wielkie szanse zapisać się jako najgłupszy premier Rzeczypospolitej. Jest to chyba pierwszy polityk w dziejach całej ludzkości, który program polityczny oparł na miłości. Miłość jako siła sprawcza w polityce, owszem występuje. Miłość jako najważniejsza rzecz dla jednostki – owszem zgoda. Ale miłość jako podstawa programu politycznego? Państwa swoje potęgi budowały na zbrojeniach, bogactwach naturalnych, przebiegłej i chytrej dyplomacji, geniuszu wojskowym, sprawności administracyjnej. Na miłości nie zbudowano żadnego państwa. Miłość pokazywano jako uczucie, jako dekorację do działań politycznych. Nawet tak przesiąknięty miłością polityk jak Prezydent John F. Kennedy Amerykanom za cel wyznaczył wysłanie człowieka na księżyc. Słowa „Nie pytaj co Twój kraj może zrobić dla Ciebie, spytaj się co Ty możesz zrobić dla swojego kraju” były tylko piękną dekoracją. W gabinecie Tuska miłosna dekoracja wypchnęła realny program. To tak jak w handlu bazarowym, cud opowieści o nadzwyczajnych wartościach sprzedawanego szrota.
W polityce zagranicznej leci Tuskowa ekipa do Moskwy, aby odmrozić chłodne stosunki Polsko – Rosyjskie. Ze względu na okres przedwyborczy, do Moskwy nikt się nie wybiera z normalnych polityków europejskich co by nie firmować swoim nazwiskiem Putinowskiej parodii wyborczej. Jednak Donald jedzie, bo wydaje mu się, że Putin chce z nim poważnie rozmawiać, bo wzruszyły go Donkowe opowieści o złych kaczorach i potrzebie miłości. Handlarzom też się wydaje, że są nie do zastąpienia, i wszyscy kupują u nich ze względu właśnie na nich, ze względu na jakość oferowanego towaru. Zapominają, iż tylko kiedy stan materialny ich klientów poprawi się, albo w okolicy pojawi się inny handlarz, klienci natychmiast odejdą. Festiwal w Zielonej Górze nie załatwia żadnych realnych problemów w stosunkach Polsko Rosyjskich.
Jednak jeszcze bardziej ciekawszy jest kolejny krok Tuskowej ekipy. Uznajemy niepodległość Kosowa. Polska ma ambasadora w Moskwie. Taki ambasador co pewien czas pisze raporty i analizy tego co dzieje się w kraju w którym jest przyjmowany. W takiej analizie z moskiewskiej placówki musi być wyraźnie napisane, iż nie tylko Putin ale także każdy statystyczny Rosjanin będzie wściekły na każdy kraj, który uzna niepodległość Kosowa. Wystarczy taki raport przeczytać. Jeśli ambasador jest kaczystą i raportu nie wysłał to sięgnąć do paru książek historycznych, politycznych by dowiedzieć się, że popieranie Belgradu przez Moskwę to nie jest jakiś kaprys Putina, ale jest to polityką mająca swoją długą tradycję i odpowiadającą każdemu statystycznemu Rosjaninowi dla którego Serbia jest najlepszą przyjaciółką Moskwy. Jeśli już nie ma się ochoty sięgać do książek to przynajmniej można sięgnąć do pamięci, i pamiętać jaka była reakcja Rosji i Rosyjskiej ulicy na NATOwskie naloty na Serbię. Sprzedawca bazarowy sprzedaje wszystko i wszystkim, i nawet nie myśli, że jeżeli zaczyna handlować np. bronią, to sprzedaż broni jednej z grup przestępczych, automatycznie powoduje niechęć do niego w konkurencyjnej grupie. A taka grupa potrafi wówczas zdemolować takie bazarowe stoisko. Donald jednak myśli, że można oszukać Rosjan, klepnąć się z nimi na Kremlu, pogadać o miłości, a potem wykręcić im numer z uznaniem Kosowa. Niehonorowych ludzi nie traktuje się jak przeciwników. Ich eliminuje się w pierwszym rzucie.
W drużynie Donaldowej dość ważną rolę pełni Sławomir Nowak. W czasach kiedy pełnił funkcję szefa młodzieżówki Unii Wolności, w tym czasie transferowanej do PO – Młodych Demokratów robił swoje pierwsze wielkie interesy. Jego firma była dostarczycielem wszelkich ulotek, ozdóbek, broszurek, koszulek, czapeczek i innych materiałów propagandowych dla tejże właśnie młodzieżówki. Nie był to, więc interes wymagający wysiłku ekonomicznego, analizy potrzeb rynku, wynalazczości czy przedsiębiorczości, gdyż należało tylko być trochę cwanym, umieć pić i już szefostwo młodzieżówki miało się zapewnione. Tak więc Sławkowi Nowakowi zdecydowanie bliżej jest do handlarza bazarowego niż do Forda, Rockefellera, Onassisa, Gatesa. Handlarz bazarowy też po sprzedaniu 100 tys. par majtek uważa się za wielkiego znawcę praw rynkowych, zapominając, że póki człowiek nie jest małpą będzie zawsze kupował majtki. I nie trzeba tu wybitnej znajomości mikro czy makro ekonomii. Przebić się na rynku informatycznym to dopiero sztuka, ale żeby się chwalić sprzedażą długopisów?
W jednym z moich ulubionych filmów – Szklanej Pułapce I – pojawia się postać jednego z pracowników korporacji Nakatomi uwięzionych przez terrorystów. Jest to brodaty, lubiący wciągać ścieżki menadżer. Nie podoba mu się sposób w jaki z terrorystami walczy policjant Mac Claine. Postanawia sam przeprowadzić negocjacje o uwolnienie zakładników, w końcu jest nie byle kim i nie takie negocjacje i nie z takimi prowadził. Finałem tych negocjacji była bardzo szybka decyzja nie miłego szefa porywaczy. Jak nic ta postać staje mi przed oczyma jak widzę Tuskowego ministra Sportu Mirosława Drzewieckiego. Obu panów łączy zamiłowanie do używek narkotykowych, obaj panowie są menadżerami, obaj panowie czują się pewni w swoich rolach i z góry patrzą na przeciętnego człowieka, obaj panowie skończą tak samo. Różni ich tylko to, że Szklana Pułapka była filmem, Rząd Rzeczypospolitej i przeciwnicy z którymi przychodzi i przyjdzie się zmierzyć ekipie Donalda są jak najbardziej realni.
Ale nic to. Mirosław Drzewiecki wejdzie w stan wyższej świadomości, zacznie roztaczać przed Tuskowcami wizję tych stadionów co to pobuduję, tych kaczystów co ich potratuje. Sławek Nowak przyniesie każdemu po skrzynce browaru, na którą zarobił sprzedając partię kolejnych długopisów do jednego z ministerstw. Donald wybierze skład do co tygodniowego meczu piłkarskiego. Chłopaki przebiorą się w stroje sportowe, a wtedy przyjdzie Radek Sikorski i jako angielski dżentelmen i znawca mody powie wszystkim – świetnie wyglądacie. I zgodnie z hasłem młodzieżowo filmowym będzie Coco Jambo i do przodu.
Nie mam nic do piłki nożnej. Jest to fantastyczny sport, grają w nim fantastyczni zawodnicy z bajeczną techniką na którą miło patrzeć. Cieszy mnie, ze premier uwielbia grać w piłkę. Jest to chyba jedyna rzecz w której jest naprawdę dobry. Piłka nożna to niestety nie polityka. Polityka to szachy. (czy ktoś wie czy premier grywa w tą grę?). Szachy to jest przeniesienie polityki na 64 polową planszę. Każda figura to inny ruch, inna możliwość. Czasem poświęcamy jakąś figurę, by zyskać znacznie więcej. Czasem widzimy, że danej partii nie można wygrać, więc robimy wszystko by doprowadzić do remisu, albo przynajmniej przegrać jak najmniejszą ilością punktów. Szachy to umiejętność analizowania ruchów do kilkunastu przed. Szachy to także znajomość przeciwnika, walka psychologiczna z nim, z jego myślami i pomysłami. Niby każda partia szachów jest taka sama, a jednak tych możliwości jest nieskończenie wiele. Piłce nożnej przy wielu jej zaletach bardzo daleko do szachów. Szachy to jak najsłuszniej królewska gra. Na stoiskach bazarowych, jeżeli widać czasem szachownice, to niestety handlarze grają na niej w warcaby. Na warcabach taktyki politycznej ani handlowej nie idzie wymyślić.
Inne tematy w dziale Polityka