Nacjonalizacja. Dla statystycznego wolnorynkowca, liberała jest to jedno z najstraszniejszych słów. Jak to?! To państwo może nagle przejąć czyjąś, świętą prywatną własność, zabrać ją, ukraść, zwłaszcza iż często dzieje się to za śmiesznie niskim odszkodowaniem. To w normalnych krajach zdarzać się nie może. Tak więc dla prawdziwego wolnorynkowca jakakolwiek nacjonalizacja to zbrodnia niesłychana.
Każdy właściciel musi z siły rzeczy być przeciwny nacjonalizacji. Ale są takie wypadki kiedy nie jest. W czasie wielkiego kryzysu gospodarczego. We Francji prywatne spółki kolejowe „załatwiły” sobie w rządzie dekrety o nacjonalizacji kolei. Spółki i tak były nie wypłacalne i przynosiły straty, stąd też taka decyzja była dla tych spółek zbawieniem. Właściciele mieli nadal kapitał do obracania, zaś Republika Francuska została monopolistą na rynku przewozów kolejowych. W sumie czysty zysk dla każdego, z tym, że za nacjonalizację zapłacili wszyscy Francuzi, jeszcze mocniej odczuwając kryzys. Właściciele zaś nie ponieśli prawie żadnej straty związanej z ryzykiem kryzysu gospodarczego(frazes, ale naprawdę zawsze lepiej być pięknym i bogatym).
Nacjonalizacja jest zła, reprywatyzacja jest dobra. Przed wojną najwyższym budynkiem w Warszawie był wieżowiec Prudentialu. Była to Brytyjsko – Polska spółka ubezpieczeniowa. Ubezpieczenia to dość zyskowna branża, bo siedziby zawsze ma najbardziej efektowne. W normalnych krajach to także jedno z najbardziej ryzykownych przedsięwzięć. Przechodząc do meritum. Jakoś się w ogóle nie słyszy aby ta firma (a działa nadal i istnieje) starała się o zwrot swojej siedziby w centrum Warszawy. Aby krzyczała jaką to niesprawiedliwością była powojenna nacjonalizacja. Ludzie zachodu o wiele lepiej znają się na interesach niż my ludzie wschodu. Gdyby taki Prudential został reaktywowany po wojnie w Polsce, to wypłacając odszkodowania za straty spowodowane w czasie wojny w ciągu miesięcy paru stałby się bankrutem.
Nasi wielcy Polacy byli poetami marzącymi o wierszach nieśmiertelnych, żołnierzami śniącymi o czynach chwalebnych, a niekoniecznie zwycięskich, naukowcami – rewolucjonistami, chcącymi zbawić świat. Niestety nie mieliśmy wielkich Polaków – kupców dobrze liczących swoje zyski, bankierów rachujących możliwość straty, dyplomatów umiejących tak kłamać by wyjść na swoje, wynalazców, chcących wynaleźć coś co by przyniosło zysk. Dlatego też w naszej tradycji nie istnieją pojęcia interes, zysk. Mamy za to w słownictwie słowa: sława, sprawiedliwość, poklask, szczęście.
Ale gdzie jest sprawiedliwość w tym, że chcemy reprywatyzować tylko mienie pożydowskie? A czemu nie reaktywujemy przedwojennych towarzystw ubezpieczeniowych, z ich zobowiązaniami? To jest taka sprawiedliwość trochę wybiórcza.
Jaki jest interes Rzeczypospolitej w tym, że Polska odda organizacjom pożydowskim, to co odbudowała ze zniszczeń po wojennych? A gdzie odszkodowanie dla Polski za wkład w odbudowę?
Jaki zysk dostanie Rzeczypospolita za poklask wśród organizacji żydowskich jaki otrzymała decyzja Premiera Tuska o reprywatyzowaniu mienie pożydowskiego? Czy poklask i szacunek międzynarodowy jest tym, czego Polsce dziś trzeba? Jak taki poklask ma wpływ na cenę paliwa, czy ceny mieszkania?
Nacjonalizacje są i zdarzają się na tym świecie. W Iranie po II Wojnie Światowej rząd znacjonalizował brytyjskie kompanie naftowe, po to aby na ich miejsce mogły wejść spółki amerykańskie. Po czym i te zostały znacjonalizowane po rewolucji 1979 roku. Więc to nie jest tak, że za nacjonalizacją zawsze stoją socjalistyczne ciągnoty polityków. Czasem stoją, ci którzy przeciw takiej nacjonalizacji najgłośniej by krzyczeli. Reprywatyzacja i nacjonalizacja to są takie mechanizmy w polityce państwa, które mają przede wszystkim przynosić zysk obywatelom macierzystego państwa, a nie państwa obcego. Skoro Żydzi dążą do reprywatyzacji w imię swoich interesów, my w imieniu swoich interesów musimy się tej reprywatyzacji sprzeciwiać. Tu naprawdę nie idzie o jakąkolwiek sprawiedliwość.
Inne tematy w dziale Polityka