Wszystkie kraje na zachodzie mają armie zawodowe to i Polska mieć musi. Z takiego założenia dawno, dawno temu wyszła nasza polityka wojskowa. Założenie, tak jest na zachodzie to i tak musi być w Polsce jest w ogóle w każdej dziedzinie naszego życia państwowego stosowane. Skupmy się jednak dzisiaj na problemie wojska.
Jestem dość świeżo po zobaczeniu rosyjskiej „9 kompanii”. Film mocny, aż dla równowagi kto był dobry w wojnie afgańskiej musiałem obejrzeć drugą część przygód Rambo, gdzie Afgańczycy są miłymi ludźmi pragnącymi żyć w pokoju, a z kolei Armia Czerwona to zgraja psychopatycznych morderców. Film kończy się tak jak powinno kończyć się dobre dzieło propagandowe. Żołnierze wracają do ZSRR, a tle słychać komentarz: „żołnierze nie wiedzieli, że kraj za który przelewali krew za dwa lata przestanie istnieć, ich baza znajdzie się w innym państwie (w domyśle wrogo nastawionym do Rosji) etc.”. Polskie filmy III RP traktujące o Armii to „Kroll” czy „Samowolka”. Wojsko Polskie w tych filmach to banda psychopatów, których głównym zajęciem jest tępienie (fala) młodych żołnierzy. Nie dziwne więc, że każdy z polityków chciał jak najszybciej zlikwidować pobór, a w narodzie tak dumnym z rycerskich i wojskowych tradycji mundur żołnierza przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.
Rozmawiam dość często z kierowcami autobusów, ciężarówek. Pytam się, gdzie robili prawo jazdy? Odpowiedź: w wojsku. Rozmawiam z hydraulikami, glazurkarzami, malarzami, pytam się gdzie się nauczyli. Odpowiedź: w wojsku. Facet dobrze gotuje, gdzie się tego nauczył: w wojsku. Wojsko to nie tylko nauka używania broni, ścigania się w błocie i poligonie. To przede wszystkim szkoła życia i charakteru. Nauka reagowania w trudnych sytuacjach, współdziałania zespołowego. Rzeczpospolita chce z tego zrezygnować. Co proponuje w zamian. Ano, młodzi ludzie których w dawnych czasach objął by pobór: pójdą do jakiś prywatnych szkól marketingu. Gdzie wmówi im się, że zdobywają wyższe wykształcenie. Ktoś im napiszę śmieszną pracę licencjacką o bankowości, z której i tak nic nie rozumieją. I wyjdzie taki człowiek, przekonany o swej wiedzy. Nie potrafi ani kranu w domu naprawić, ani ziemniaków obrać, ani zostawić porządku u siebie w pokoju. Jedyny pożytek to, że w statystykach ludzi z wyższym wykształceniem przesuwamy się kilka oczek wyżej. Inna możliwość, to wybranie przez takiego młodego człowieka policealnej szkoły ochroniarskiej, gdzie nauczy się jak należy obijać mordy innym.
Czyż naprawdę nie lepiej wziąć takie osoby na rok czy nawet dwa nauki do wojska? Wojska, które da tym ludziom o wiele bardziej przydatną życiowo wiedzę. Wojsko które nauczy tych ludzi porządku, dyscypliny, patriotyzmu. Czy zamiast kolejnej osoby znającej pobieżnie tajniki marketingu, nie lepiej jest mieć kilku mężczyzn potrafiących odróżnić alarm bombowy od chemicznego i wiedzących jak w takiej sytuacji się zachować? Wszystkie zajęcia z obrony cywilnej na uniwersytetach to przecież parodia, czemu więc mielibyśmy pozbawiać się wykfalifikowanej kadry. Nawet samoocena takiego człowieka idzie w górę, bo wie, że coś realnie potrafi, a nie że gdzieś tam kupił sobie licencjata.
Oczywiście otwartą kwestią pozostaje czy nasza Armia jest do takiej roli edukacyjnej przygotowana. Ale miast ładować pieniądze na Państwowe Wyższe Szkoły Zawodowe lepiej jest przenieść je na edukację w wojsku. Trzeba oczywiście podnieść markę wojska. Ukręcić demoralizacje wojska, chociażby poprzez oddawanie ochrony budynków wojskowych agencjom ochroniarskim. A jak przyjdzie wojna to na front też będziemy wysyłać agencje ochroniarskie? Nakręcić jakąś naszą „9 kompanię”. Organizować więcej takich imprez, jak chociażby sierpniowa parada w alejach Ujazdowskich. To naprawdę nie wystarczy ustawić kilka banerów „jak to w wojsku jest cool”. Trzeba działań prawdziwych.
Inne tematy w dziale Polityka