W sieci niestety nie udało mi się znaleźć, ale odsyłam państwa do przemówienia Marszałka Piłsudskiego wygłoszonego w Krakowie w 1922 roku z okazji wręczenia mu tytułu Doktora Honoris Causa Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Myślą przewodnią wystąpienia Marszałka była refleksja nad państwem, prawem i praworządnością. Zastanawiał się nad tym, jak jest możliwe, że on który władzę zdobył w czasie wojny łamiącej wszelkie prawa, nagle to prawo zaczyna w państwie stanowić i wymagać jego respektowania.
Lech Wałęsa na Marszałku jedynie się wzorował i takie refleksje nie wzbudziły jego większego zainteresowania. Swoje przemyślenia na temat prawa były Prezydent Rzeczypospolitej zawarł w ostatniej wypowiedzi w której do urzędującego Prezydenta zwraca się per „Stróżu praw” (i raczej w sensie stróża nocą parkingu pilnującego, niż w klasycznym XVIII wiecznym rozumieniu), oraz wzywa go w razie niespełnienia jego żądań do stanięcia u płotu. Lech Wałęsa doskonale wpisuje się w tragiczny dla Polski anarchistyczno – indywidualistyczno – awanturystyczny sposób rozumienia prawa. Prawo nie jest podstawą istnienia państwa i funkcjonowania społeczeństwa. Prawo jest od tego aby bronić moich jedynie słusznych interesów. Dlatego też, jak jest źle z naszymi interesami to wtedy woła się Pana Prezydenta Rzeczypospolitej, chociaż wcześniej robi się wszystko aby autorytet prezydencki, niezbędny do egzekwowania prawa zniszczyć. Następnie w razie złej dla nas odpowiedzi sięga się po samopomoc i kontynuuje się prawdziwie praworządną instytucję zajazdu, bo czymże innym jest to stanięcie u płotu? I też pytanie się rodzi, jak sobie pan Prezydent Wałęsa takie stanięcie u płotu wyobraża?
W pełni popieram doktryny mówiące o tym, że państwo i prawo jest od tego aby bronić moich interesów. Ale z drugiej strony muszę nadać temu państwu i prawo jakiś sił do tego aby ta obrona była skuteczna. Nielogicznym jest myślenie, że słabe państwo obroni nasze słuszne interesy.
Okres zaborów, który wymiótł Polskę z map europejskich miał pozytywną zaletę jaką było wtłoczenie w Polaków pewnych sensownych zasad państwa i prawa. Proszę spojrzeć na dorobek Polskich prawników okresu międzywojennego. W ciągu 20 lat skodyfikowano właściwie wszystkie najważniejsze gałęzie prawa i były to dzieła stojąca na wysokim poziomie. W Polsce obecnej połowa kodeksów to dzieła PRLowskie. Mnie zawsze najbardziej zastanawia jak to możliwe, że w państwie w którym dziennikarze uważają się za IV władzę, i podstawę istnienia demokracji, prawo prasowe pochodzi z roku 1983, który trudno uznać za czasy wolnych mediów. Dziennikarzom widać to nie przeszkadza.
I chyba to nie dziwi. Patrząc na sposób relacjonowania przez dziennikarzy spraw prawnych aż się prosi o to aby wysłać dużą część z nich na dodatkowe studia prawne. Ot chociażby przykład z 14-latką z Lublina. Raz pisano, że jej ciąża jest wynikiem gwałtu, po czym w następnym tekście pisano, że jest to jednak wynik czynu zabronionego, nie prostując poprzedniej informacji. Ba! potrafiono w jednym tekście pisać raz o gwałcie, a raz o czynie zabronionym. A przecież prawo to przede wszystkim precyzja pojęciowa. Każde słowo znaczy coś innego. Z każdym pojęcie wiąże się inna kara. Prawo prasowe w Polsce nie zawiera chyba takiego pojęcia jak odpowiedzialność.
Nie będzie Polska normalnym krajem jeżeli będzie się pozwalało w niej na wypowiedzi godzące w podstawę państwa, chociażby były wypowiadane przez „największe autorytety”.
Inne tematy w dziale Polityka