Grudeq Grudeq
72
BLOG

Si vis pacem para bellum - o profesjonalizacji wojska

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 2

Wielu ludzi poległo w walce na polach bitew, wielu zmarło w więzieniach i na wygnaniach zanim poczęła się Polska. Niedaremna była ich śmierć. Ginęli, walcząc o wielką i wolną, jasną i szczęśliwą Ojczyznę.

  Ojczyzna nasza, Polska, jest jak wielki dom, który wszyscy zamieszkujemy, bogaci i biedni, młodzi i starzy, Polacy i Żydzi, Niemcy i Ukraińcy. Dom ten nie został nam darowany ani też wypracowany, lecz zdobyty, wzięty zbrojną ręką przez Polaków na zaborcach. Zapłacony został bardzo drogo krwią polską. I jest naszym własnym.

   Przez wiele lat rządzili się w nim, jak chcieli zaborcy, nic więc dziwnego, że nie był doskonały gdy go w roku 1918 siłą wzięliśmy. Dach w tym domu w niejednem miejscu przeciekał, szpary były na ścianach i zboże w stodole nie starczało do nowego zbioru.

    Ten dom otrzymujesz ty, żołnierzu, po nas, po tych co go z rąk nieprzyjaciela wydarli. Masz w nim nie tylko szczęśliwie mieszkać, ale go podtrzymywać, rozszerzać, przez pożarem i złodziejem bronić nawet z narażeniem życia własnego.

    Gdy się kto będzie ciebie pytał, dlaczego chcesz dom – Ojczyznę bronić i kto ci za to zapłaci? Odpowiedz mu, że gdy na matkę jakiegoś człowieka napadają, wówczas się on nie pyta, czy mu matka za obronę zapłaci, ale śmiało walczy, nie dbając o rany i o śmierć. Za miłość do matki nie ma zapłaty. Tak było, jest i będzie zawsze.

 

Słowa powyższe pochodzą z wstępu z „Książki rezerwisty” wydanej przez Wojskowy Instytut Naukowo-Oświatowy w Warszawie w roku 1936 (podkreślenie oryginalne). Czytam takie rzeczy i tęsknię za normalnością. I zastanawiam się czy magiczne i wielce fachowe słowo – profesjonalizacja armii wypowiadane ostatnio przez Pana Premiera Rzeczypospolitej Donalda Tuska w stronę takiej normalności prowadzi.

 

Wypowiedzi Pana Premiera są jak zawsze górnolotne, piękne, puszyste, przesączone miłosnymi sylabami. Zawierają same frazesy i bardzo mało konkretów. „Dzisiaj w nowoczesnym świecie, gdzie wygrywa przede wszystkim myśl, technika oraz siła gospodarcza nasi żołnierze muszą stać się w pełni konkurencyjni”. A kiedy to według Pana Premiera były czasy kiedy wojen nie wygrywała myśl? Biblijny Dawid pokonujący Goliata to przecież nic innego jak twórcze zastosowanie myśli oraz techniki. Podboje Rzymu to przede wszystkim ekspansja gospodarcza. Zwycięstwo nasze nad Grunwaldem, to zwycięstwo myśli – bo w cieniu lepiej niż na słońcu, w tym momencie wyższa technika wojskowa Krzyżakom na wiele się nie zdała. Nie słyszałem też aby w dawnych czasach wygrywało wojnę o słabszej sile gospodarczej niż przeciwnik. Kampanię mogło przegrać, ale wojny nigdy. A to, że żołnierze muszą na polu bitwy być lepsi niż przeciwnicy (w pełni konkurencyjni) jest frazesem znanym od początku dziejów ludzkich.

 

„Wykwalifikowany, zawodowy żołnierz służy ojczyźnie z własnego wyboru i z pełnym przekonaniem”. To też ciekawa myśl pana Premiera. Zawodową Szwedzką Armię z czasów Potopu z Polski przegnało pospolite szlacheckie i chłopskie ruszenie. Zawodowy żołnierz ma taką podstawową zaletę, że jego morale i chęci wojowania w dłużej mierze zależą od wypłacanego mu żołdu.

 

Podstawowe pytanie jakiego nie zadano na konferencjach odnośnie modernizacji Polskiej armii brzmi: a na co nam ta armia. W książce z 1936 roku czarno na białym stoi, że wojsko potrzebna jest nam do obrony naszego domu i ojczyzny. W programie z 2008 roku, wiemy, że modernizacja jest rzeczą ważną. Nikt nie zadał pytania o zagrożeniach dla Rzeczypospolitej którym ma zapobiec armia. Czy armię modernizujemy po to aby ochronić kraj przed atakami terrorystycznymi, czy może przed konwencjonalnymi działaniami militarnymi?  Właściwie traktuje się w Polsce wojsko jako rzecz którą mają wszystkie inne państwa, więc i Polska mieć musi, ale jaka jest konkretna rola armii, i jak ją do tej roli dopasować tego już nie wie nikt.

 

Zagrożenie terrorystyczne jest z pewnością czynnikiem mocno wpływającym na bezpieczeństwo kraju. Ale jego zwalczaniem powinna zajmować się przede wszystkim Policja i wywiad. Ciężko jest mi wyobrazić sobie dywizje czy pułki piechoty łapiące terrorystów walczących na ulicach Łodzi albo Warszawy. Poza tym ataki terrorystyczne zwykle kierowane są przeciwko ludności cywilnej, a w tej w wyniki profesjonalizacji wojska i likwidacji poboru będzie coraz mniej osób, które przeszły przeszkolenie wojskowe i będą w takich momentach potrafiły zachować zimną krew. Terroryści zaatakują, ale kto z obywateli Rzeczypospolitej po syrenie pozna jaki jest rodzaj zagrożenia? Czy jest to atak chemiczny czy nuklearny? I co w takich wypadkach należy robić?

 

Jeżeli zagrożenie terrorystyczne traktujemy jako najważniejszy bodziec do modernizacji armii, to musimy sobie powiedzieć jasno. W wojnie z terroryzmem każdy z nas jest żołnierzem, front tej wojny przebiega przez każde miejsce i państwo każdemu z nas powinno zapewnić na tyle przeszkolenia byśmy sobie potrafili w takich sytuacjach poradzić.

 

Ale premier o tych zagrożeniach nie mówił. Mówił ogólnie o zagrożeniach. Że są. Co ciekawe obronę przeciwko takim zagrożeniom widział w Unii Europejskiej, a nie w NATO co już powinno wzbudzać nasz niepokój. Zwłaszcza gdy popatrzymy jak Unia Europejska deklaratywnie przeciwstawiała się zbrodniom w byłej Jugosławii, a jak to faktycznie i militarnie robiło NATO pod przywództwem USA.

 

Dziwne jest to, że w narodzie tak przywiązanym do tradycji rycerskich i wojskowych, który uwielbia wszelkiego rodzaju zadymy i mordobicia tak łatwo przechodzi plan uzadowienia armii i zlikwidowania poboru. Broń atomowa oduczyła nas w ogóle myślenia o wojnie i o tym jak ona może wyglądać. Wyodrębniono dwa podejścia. Wojny nie będzie bo skończy się końcem świata więc żyjmy spokojnie – niech żyje pokój. Albo, wojna będzie ale i tak broń atomowa pozamiata nas wszystkich, więc żyjmy dalej – życie nasze nic nie warte. Obserwując to co dzieje się w Iraku, wydaje się, że wojna nic się nie zmieniła. To znaczy trzeba konwencjonalnie pokonać przeciwnika, odebrać mu wolę walki, a potem trzeba zająć się dalszym odbieraniem mu woli walki poprzez okupację, a  politycy i dyplomaci w tym czasie starają się negocjować jak najlepsze warunki zakończenia wojny.

 

Przy naszym położeniu geopolitycznym albo ty my będziemy musieli pójść kogoś okupować, póki nas nie zatrzyma Ren albo Ural czy inna wielka przeszkoda geograficzna, albo to nas przyjdzie ktoś okupować. I w takim momencie jak nic będzie nam potrzebna liczna i waleczna armia. A taka armia to musi być mieszanka zawodowo – poborowa. Wielka Brytania może pozwolić sobie na armię zawodową, gdyż bronią jej wody kanału La Manche i armię innych krajów sojuszniczych. Na taki luksus nie może sobie pozwolić Polska.

 

W rozmowach o modernizacji ani razu nie padł przykład Szwajcarii. Szwajcarzy mają od Polaków tylu korzystniejsze położenie geograficzne – bo w wysokich Alpach. Jednakże geopolityczne jest tak samo słabe jak nasze. Pomiędzy czteroma potężniejszymi narodami – Niemcami, Austriakami, Włochami i Francuzami. I dlatego Szwajcarzy nie pozwolili sobie na luksus posiadania tylko zawodowych wojsk i zwolnienia z jakichkolwiek obowiązków wobec ojczyzny reszty sprawnych mężczyzn, ale mają system obrony terytorialnej do której należy każdy Szwajcar. Co pewien czas odbywają się ćwiczenia takiej formacji. Każdy Helwet umie obsłużyć karabin, granatnik, i ma jako tako pojęcie o czołgu. I chociaż ostatni raz Szwajcarie ze swoimi wojskami demolował na przełomie XVIII i XIX wieku Napoleon Bonaparte nie słyszy się o tym aby Szwajcarzy chcieli profesjonalizować ten system. Ot mądry naród.

 

Zawodowa powinna być kadra oficerska, ale nie zwykli żołnierze. Rozmawiałem z jednym z niższych stopni żołnierzem – zawodowym. I nie jest to człowiek, który pali się do jakiś walk, do wyjazdów na misję, bo przecież tam mogą ranić albo co najgorsza zabić. Ot armia dla niego to od czasu do czasu pobieganie na poligonie. Wojsko zawodowe, które nie jest używane w działaniach militarnych a siedzi w koszarach gnuśnieje. Zawodowy szeregowiec, który w wojsku spędzi połowę życia w wypadku wojny będzie robił wszystko aby nie zginąć. Zwykły poborowy będzie w zbyt dużym podnieceniu aby o tym myśleć, będzie gotowy na bardziej odważne akcje, bo przecież walczy za ojczyznę i będzie z niego większy pożytek dla całej obrony.

 

Nie możemy budować swojej doktryny obronnej na zawodowej armii. Udział naszych żołnierzy w eskapadach irackiej i afgańskiej jest rzeczą cenną i wartościową, ale gdy przyjdzie co do czego to wojska potrzeba nam nad Odrą i Bugiem, a nie nad Tygrysem. Nie możemy budować sił zbrojnych pod kątem tego, w którą część świata wyślą nas amerykanie. Nie stoi oczywiście nic na przeszkodzie abyśmy w inny sposób wspierali amerykanów w ich walce. Chociażby przez zmianę przepisów zabraniających służby Polaków w obcym wojsku, czy też poprzez stworzenia jakiejś elitarnej jednostki wojskowej z możliwością wynajęcia jej przez inne kraje bez uzyskiwania zgód sejmu czy Pana Prezydenta Rzeczypospolitej. Działalność w sferze militarnej jest tylko i przynależna państwu, ale gdzie jest napisane, że nie można na tym zbijać pieniędzy.

 

Rzymianie to był mądry naród – Si vis pacem, para bellum.

Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka