Dawniej, przed naszą klęską w II Wojnie Światowej podstawowym elementem wykształcenia humanistycznego każdego człowieka była łacina i historia starożytna. Język Łaciński uczył precyzyjnego formułowania myśli, nadawał im styl i klasę. Wzbogacał każdego człowieka w setki łacińskich paremii, tłumaczących czym jest człowiek i jego życie. A także stanowił doskonałą odskocznię do nauki innych języków. Nauka zaś historii starożytnej uodparniała człowieka na wszelkie nowatorskie i rewolucyjne koncepcje. Nikt nie krzyczał, że program nauki jest przeładowany, że nauka łaciny zajmuje za dużo czasu, że wiadomości o tym kim był Katon, kim Scypion czy Hannibal są niepotrzebne w świecie parowozów i elektrycznych maszyn. Chciałeś należeć do elity społeczeństwa, musiałeś to wszystko wiedzieć..
Dopiero teraz dostrzegam jak ważna jest dla nas starożytność. W szkole podstawowej i średniej Historia Rzymu została sprowadzona do dat – 753 p.n.e. – założenie Rzymu, 27 p.n.e. – Oktawian August ustanawia Cesarstwo, 313 Konstantyn uznaje Chrześcijaństwo za religię panującą, i 476 upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego. Tak przestawiona historia Rzymu powoduje, że człowiek coś nieco się orientuje, ale nic z tego nie rozumie. Przesłanie zaś ze starożytności jest całkowicie jasne. Teorie o końcu historii, o jakimś ostatnim końcowym etapie dziejów ludzkości są warte funta kłaków. Otóż ludzkość nie skończyła się ani wtedy gdy Rzymianie przepędzili Tarkwniusza Pysznego, nie w momencie najazdu Galów na Rzym, ani wtedy gdy Cezar, a później Oktawian August zlikwidowali republikańską formę rządów. Ludzkość nie skończyła się gdy przyjęto chrześcijaństwo, gdy dzielono Rzym na dwa cesarstwa, a nawet nie skończyła się wtedy gdy Odokar wysłał do Bizancjum koronę cesarzy Zachodniorzymskich. Ludzkość przeszła te zakręty i poszła dalej.
Rzym przez swoje 1100 lat dziejów przeszedł wszystkie możliwe i znane do dziś formy ustrojowe państwa. Był Rzym monarchią, był republiką, był dyktaturą. Rządził czasem Rzymem ogół społeczeństwa, a czasem tylko wąska grupa senatorów. Na czele państwa stawali ludzie wielcy, o szerokich horyzontach i ambicjach. A czasem los oddawał stery państwowe różnego typu idiotom historycznym. Każdy z tych ustrojów sprawdzał się w takich a takich to sytuacjach, a nie sprawdzał się w innych. Każdy sobie może znaleźć w historii Rzymu taki ustrój który najlepiej mu odpowiada. Jednakże nikt rozsądny nie pokusił by się na stwierdzenie, że tylko ten system jest najlepszy i idealny i tylko on istnieć może. Konsulat miał być najlepszy – i okazało się, że nie jest. Cesarstwo miało być najlepsze i też okazało się, że nie jest. Można było jednak toczyć spory, powoływać się na Katona albo Cezara, na Scypiona albo Hannibala. Szukać argumentów za republiką a przeciw monarchii. Za władzą ogółu albo wąskiej warstwy. Szukać, myśleć, zastanawiać się.
Tam w księgach historii Rzymu jest prawdziwa debata o tym jaki ustrój polityczny jest najlepszy dla ludzkości. A nie w wiernopoddańczych deklaracjach o końcu historii, wywodzących się z marksistowskiej koncepcji o tym, że komunizm jest ostatnim stadium dziejów ludzkości.
Krążąc między Romulusem i Romusem a Konstantynem Wielkim czy Dioklecjanem szuka się odpowiedzi na pytanie, co jest siłą sprawczą w historii. I chyba najważniejsze jest szukanie tej odpowiedzi a nie odpowiedź na to pytanie. Odpowiedzi po prostu nie ma, każda siła jest sprawcza i jednocześnie sprawczą nie jest. Pieniądze dały Rzymowi wiele zwycięstw, ale czy Barbarzyńcy zwyciężający Rzym byli bogatsi od Rzymian? Ktoś powie, że mieli wolę walki i dlatego wygrali, ale przecież Haniball też miał olbrzymią wolę walki i uległ Rzymowi. Siła i talent dowódczy Cezara przegrał ze zdradą Brutusa. Siła i talent Oktawiana nadała Rzymowi nowe tchnienie likwidując republikę a wprowadzając cesarstwo. Raz wygrywały pieniądze, a raz siła i talent. Wszystko to jednocześnie tak proste i tak skomplikowane. I co najdziwniejsze tak niepewne i nieprzewidywalne. Ot cała ludzkość.
I wreszcie patrząc na dzieje starożytne, nie sposób pominąć jednego z czynników sprawczych historii, o którym dzisiaj się nie mówi wiele. Charaktery. Ludzkie charaktery. Co prawda robi się dziś często analizy charakterów polityków. Ale podstawowym błędem tych rozważań jest sprowadzanie ich do oceny – dobry charakter, jeżeli danego polityka lubimy, zły charakter, jeśli go nie lubimy. Tu przy charakterach zresztą znajdziemy najlepszy argument na obronę tezy – historiae magistrae vitae est. Słowa na opisanie ludzkich charakterów nie zmieniły się od samego początku ludzkości. Poszczególne epoki wynajdywały kolejne wielkie wynalazki, jednakże żadna z nich nie dodała do słownika nowych przymiotników na charakter ludzki. Ludzie są nadal dobrzy albo źli. Rzetelni albo nie rzetelni. Uczciwi, nieuczciwi. Prawdomówni albo kłamliwi. Mądrzy albo głupi. Wielcy albo żałośnie mali. Kierujący się interesem ogółu albo tylko swoim. Nic nowego ludzkość nie wymyśliła. My nadal rozumiemy Antygonę, a Sofokles z pewnością zrozumiał by każdy z dzisiejszych dramatów obyczajowych.
Jesteśmy dzisiaj kalekami humanistycznymi. Amputowano nam całe doświadczenie starożytności. Tylko po to aby upewnić społeczeństwo w istnieniu jedynych i słusznych rozwiązań. Tylko dokąd to doprowadzi?
Inne tematy w dziale Polityka