- Pan! – krzyknął Mitia – Wypijmy, panie! I z drugim panem też! Wypijmy, panowie!
Napełnił szybko trzy szklanki musującym trunkiem.
- Za Polskę, panowie piję za waszą Polskę, za polski kraj! – zawołał Mitia.
- Bardzo mi miło, panie, wypijmy – z łaskawą pobłażliwością odezwał się pan z kanapy i wziął szklankę do ręki.
- I drugi pan również, jak go tam, ej, jaśnie wielmożny, bierz szklankę! – wołał krzątając się Mitia.
- Pan Wróblewski – powiedział pan z kanapy.
Pan Wróblewski, kołysząc się z lekka, podszedł do stołu i wziął swoją szklankę.
- Za Polskę, panowie, hura! – wykrzyknął Mitia podnosząc szklankę.
Wszyscy trzej wypili. Mitia chwycił butelkę i znowu napełnił trzy szkalnki.
- Teraz za Rosję, panowie, bratajmy się!
- Nalej i nam, za Rosję to i ja chcę pić – rzekła Gruszeńka.
- I ja też – wtrącił Kałganow.
- Ano i ja też bym… za Rosję naszą starą, kochaną – chichotał Maksimow.
- Wszyscy, wszyscy! – wołał Mitia – gospodarzu, jeszcze szampana.
Przyniesiono ostatnie trzy butelki. Mitia napełnił szklanki.
- Za Rosję, hura! – zawołał.
Wszyscy wypili oprócz obu panów. Gruszeńka wychyliła do dna. Panowie zaś nie dotknęli nawet szklanek.
- Jak to, panowie? – zawołał Mitia – To wy tak?...
Pan Wróblewski wziął szklankę, podniósł ją i rzekł donośnym głosem:
- Za Rosję w granicach sprzed tysiąc siedemset siedemdziesiątego drugiego roku!
- O, to bardzo piękne! – wykrzyknął drugi pan, i obaj wypili duszkiem
F. Dostojewski, „Bracia Karamazow” w przekładzie A. Wata, PIW, Warszawa 1959 r., t. II, s. 74.
Dostojewski nie lubił Polaków, ale pisarzem był genialnym. Dostojewski nie lubił Polaków, ale w tym fragmencie scharakteryzował nas doskonale. Dostojewski nie lubił Polaków, ale jest pisarzem który kształtuję psychikę rosyjską, i my nie możemy o tym zapominać. Patrzymy na tych Rosjan z taką wyższością z tej kanapy. Oni są dobrzy, chcą wypić za zdrowie naszego kraju. My pijemy. Ale gdy wznoszą toast za zdrowie swojego kraju, my robimy zastrzeżenie, że tylko w granicach przed rozbiorowych. Ciekawe ile razy takie toasty były wznoszone przez naszych przodków? A jestem przekonany, że były. Mało to razy w swej młodzieńczej naiwności wznosiłem toasty za Polskę z granicą ryską. Mitia chce dobrze. Ponoć ludzkość, Polacy i Rosjanie w XX wieku się zmienili. Ponoć.
Podskakiewicze. Tak Marszałek Piłsudski określił kiedyś charakter Polaków z Królestwa Kongresowego. Piękne słowo. Podskakiewicz. Awanturnik ale taki jakiś swojski. Burzyciel, ale jakiś taki niegroźny, tylko taki podskakujący. Piłsudski miał to szczęście, że żył w czasach gdy Polaków było wielu. Polacy z zaboru Pruskiego, Polacy z Galicji z podgrupą ze Śląska Cieszyńskiego, Polacy z Kongresówki, Polacy z Litwy, zwani Litwinami (w odróżnieniu od Litwinów mówiących tylko po Litewsku), Polacy z Ukrainy, Polacy ze Śląska. Każda z tych grup inna. To nie byli zunifikowani Polacy z PRL. Jeden typ, jedna mentalność. Każdy z tych typów miał różne cechy. Łączyła ich tylko Polskość – język i historia, ale już sposób patrzenia, stawiania i realizowania celów w życiu inny. Poznańczycy po niemiecku racjonalni i gospodarni. Krakowiacy zmanierowani z austriacka. Litwini podkreślający, że oni z Wielkiego Księstwa, a nie z Korony. Kongresowiacy – cała plejada postaci od pozytywistycznego Wokulskiego po tego wyniosłego pana Wróblewskiego z bracia Karamazow.
PRL to niestety wszystko rozmył. Pozostawił gdzieniegdzie tylko w formie szczątkowej. A szkoda. Mógł sobie niegdyś Polak wybrać: jaka Polskość mu najbardziej odpowiada. W jakiej chce się realizować. Polskość była jakaś taka pełniejsza. Wzajemnie się uzupełniająca. Wady Polaków z jednej części były niwelowane przez zalety Polaków z drugiej części. Każda część wznosiła coś innego. Galicja wznosiła pewien artyzm. Poznańskie gospodarność i pracowitość. Litwini nieustępliwość i konsekwencje. Polacy z Ukrainy rozmach, poczucie wyższości i misji. Wszystko to realizowali później Polacy z Kongresówki. Nie żeby tu jakoś deprecjonować b. Królestwo Kongresowe, ale z tego kraju wychodziło tak ogromne zróżnicowanie osób, że ciężko jest mówić o jakimś typie dominującym.
Piszę to jako Polak z Kongresówki (z Kielc), który za ideał Polskości uważa Wielkopolskę z jej gospodarnością. Tak uważałem kiedy wybierałem miejsce studiów. Po studiach do tej Polskości muszę dodać Litwę, z Jagiellonami, Mickiewiczem i Dziadami, Piłsudskim i ulubionym Catem-Mackiewiczem. Litwa dodaje Polskości piękna i wielkości. Jagiellonowie to nie Piastowie, którzy co prawda stworzyli państwo ale potem poćwiartowali je aby każdy z książątek mógł się wykazać w rządzeniu. Piłsudski to polityk który chce Polski wielkiej, a jeżeli kombinuje na sojuszu z kim Polskę oprzeć to tylko dla realizacji celu, a nie jako celu.
Regionalizm. Wtedy był regionalizm. Nie sprowadzony do odmiennych strojów, słówek w mowie czy zwyczajów obiadowych, ale do sporów. Debat czy Polskę należy wywalczyć ugodowo jak próbowano w Galicji, czy zbrojnie jak preferowała Kongresówka, czy może Polskę po prostu wypracować jak chciało Poznańskie. Prawdziwe spory, a nie bajki i narracje Mistewicza. Najważniejsze, że każda z tych „Polsk” miała rację. Ale tylko razem, nie osobno. I dopiero kiedy te Polski się nakładały, tworzyła się ta jedna prawdziwa Polska. PRL nam to wszystko skrócił, ograniczył i zabił.
Z każdym dniem coraz bardziej chce kasacji PRL z naszej historii. PRL, komuna nie wzniosła nic dobrego do naszego domu. Zakrzykną zaraz obrońcy: ale przecież zbudowane fabryki, odbudowana miast, drogi, koleje… ale czy złego małżonka broni się tym, że kupił do wspólnego domu lodówkę albo pralkę? Komuna i PRL był złym małżonkiem dla Polski. Nie nauczył nas niczego, nie zostawił nic wartościowego a co najważniejsze nigdy nie kochał Polski taką jaką jest.
A jest podskakiewiczem?
Inne tematy w dziale Polityka