W Stanach Zjednoczonych mówi się, że najważniejszy sondaż polityczny, i właściwie ten jedyny jest w dniu wyborów, gdy wyborcy wrzucają, czy dziurawią, czy też drukują swoje karty wyborcze.
W Polsce do sondaży, jak do każdej rzeczy przybyłej do nas z zachodnich stron świata i związanych z mitycznym pojęciem demokracja, podchodzi się z odpowiednią czcią. Idealizuje się je. Zapomina o tym, że sondaż gdzieś się kończy. Że sondażem pewnych rzeczy przeprowadzić się nie da. W dawnych czasach dostawało się maszynkę z „zachodu” (Made in Germany or Made in United Kingdom) i właściciel takiego cuda był już święcie przekonany, że ta maszynka potrafi wszystko – bo z zachodu. I faktycznie, do wszystkiego była używana, aż się psuła. Ale tu właściciel i tak bronił. Bo widzicie ona naprawdę potrafi wszystko, tylko teraz popsuta i dlatego nie mogę wam pokazać. Podobnie musiało się dziać z pierwszymi polskimi sondażowcami. Ot skończył się PRL i można było teraz tak jak na zachodzie, zacząć robić badania sondażowe. Super. Tylko, że nasi sondażowcy bardzo szybko uwierzyli, że sondażem można zrobić i wytłumaczyć wszystko. A niestety nie wszystko.
Jakiś tydzień temu, nawet sam Pan Prezydent Rzeczypospolitej Profesor Lech Kaczyński chwalił się sondażem czynionym z powodu Święta Niepodległości w którym prawie 70 procent Polaków deklarowało gotowość do śmierci za Polskę. Właśnie, podkreślmy słowo deklarowało. W takich sprawach sondaż staję się wysoce oszukańczy. Bo prawie każdy będzie deklarować gotowość do poświęcenia, bo to piękne, zaszczytne i zgodne z naszą tradycją, ale czy to na pewno oznacza faktyczną gotowość do oddania życia? Jestem tu wielkim sceptykiem. To jest zbyt trudna i ciężka decyzja i tak naprawdę jak byśmy postąpili wiedzieć będziemy tylko kiedy taka sytuacja przed nami stanie. A lepiej żeby nie stawała.
W każdym bądź razie tydzień temu Polacy za ojczyznę umierać chcieli. A gdzie najłatwiej i najgodniej za ojczyznę umrzeć, jak nie w naszej Armii. I oto dziś atakuje mnie informacja, że kolejna wielka reforma obecnego Premiera Rzeczypospolitej Donalda Tuska jest zagrożona. Miała być profesjonalna armia. Pobór miał zostać zlikwidowany. Na Krakowskim rynku, gdzie niegdyś lennikiem Rzeczypospolitej zostawał Hohenzollern i przysięgał Kościuszko, widziałem Premiera jak w październiku mówił, iż pobór to ostatni. A dziś okazuję się, że pobór jeszcze będzie. Bo nie ma ochotników którzy na zawodowo do armii chcieli by wstąpić. A sondaż przecież mówił, że Polacy chcą za ojczyznę ginąć? To jak to jest? Chcą ginąć czy nie? Bo sondaż mówi tak, ale wieści z komisji rekrutacyjnych do zawodowej armii mówią nie.
Kilka postów temu pisaliśmy o specjalizacji jako o otępianiu społeczeństwa. Powyższy przykład to doskonała szansa na rozwinięcie tej myśli. Sondażowiec zajmuje się tylko sondażem. Dostaje zlecenie: sprawdzić stan patriotyzmu i gotowości do umierania za ojczyznę w takiej to a takiej grupie społecznej. Sięga czym prędzej do wikipedi – co to jest ten patriotyzm. O już wie. Przygotowuje pytania. Zgodnie z zasadami sztuki sondażowej przygotowuje odpowiednią próbkę. Sondaż przeprowadzony. 70 % Polaków gotowa za ojczyznę ginąć. Nasz sondażowiec wyniki zapamiętuje. I pędzi do kolejnego zlecenia. Co Polacy sądzą o ogórkach kiszonych? Takiej rzeczy jak wieści o braku chętnych do wstąpienia do armii już nie wyławia. Bo przecież to nie jego działka. On się specjalizuje tylko w sondażach. Tylko biada nam, a przez to także i jemu, gdyby nagle w jakiś spot ludzkich wypadków został np. odpowiedzialny za obronną politykę państwa, czy ogólnie za całą politykę. W sumie predyspozycje ma. W ciągu iluś tam lat wykonał 2872 sondaże i na tylu też sprawach zna się. Jestem przekonany, że w jego podświadomości cały czas tkwić będzie sondażowe przekonanie, że Polacy za ojczyznę gotowi ginąć. Taką też politykę będzie prowadził. A fakty co nam mówią?
Fakty! Panie, kto by się faktami przejmował. Sondażem można wszystko wyjaśnić. Która jest kobietą piękniejszą? Który polityk wodzem lepszym? Którędy szybciej na Hel dojechać? Co powinniśmy do ugotowania barszczu do zupy wrzucić? Z kim na wojnę iść, z kim nie iść? Kogo z sąsiadów lubimy? Jaki kolor płytek w łazience?
Budowania analiz świata na sondażach jest z pewnością o wiele prostsze i przyjemniejsze niż budowania na obserwacjach. Sondaże są zawsze obiektywne. Obserwacje zawsze skażone są własnymi odczuciami. Sondaże dostajemy na dziennikarskie biurko, możemy siąść w cieplutkim pomieszczeniu, napić się pyszniutkiej kawusi, popatrzeć na miłe panny z redakcji. Obserwacje trzeba przeprowadzać na chłodnym mieście, w brudnych tramwajach, widzieć stare zniszczone baby, chłonąć smród bezdomnych. W razie błędnej analizy możemy zwalić na sondaż, że nie my go robiliśmy, albo że sondaże mają prawo do pomyłki. Za własne obserwacje trzeba samemu powziąć odpowiedzialność. Tylko gdzie się podziała prawda, istniejąca rzeczywistość? Kiedyś kandydatów na dziennikarzy pytano: czy jest pan dobrym obserwatorem? Teraz: czy umie pan czytać sondaże? Tu byśmy znajdowali jedną z odpowiedzi dlaczego stan dziennikarski w Polsce tak nisko stoi, i dlaczego dziennikarze coraz to większe głupoty wypisują. Chyba zadeklaruję, że przestaje poważnie podchodzić do dziennikarza, który opisuje świat na podstawie sondażu.
„Jest prawda, półprawda i statystyka” jak mawiał żelazny kanclerz Otto von Bismarck.
PS
Jestem w trakcie lektury Józefa Mackiewicza „Sprawa Pułkownika Miasojedowa”. Recenzja to temat na odrębny post. Gorąco polecam! Jeden cytat:
„ – Niestety sprawa Miasojedowa jest pod pewnym względem odwróceniem sprawy Dreyfussa… Wie pani co, użyję paradoksu: świadectwem niedoskonałości ustroju, ale.. demokratycznego. Skazany przez władzę może być obroniony przez opinię publiczną. Skazany przez opinię publiczną może być obroniony przez władzę. Ale gdy opinia publiczna staję się władzą… Ba! Do kogo pani wtedy każe się odwołać w obronie? Nie ma takiej siły, do której można by się odwołać. Bo nie ma takiego na świecie, kto by był zainteresowany w takiej apelacji (…)
Bo za największa niedoskonałość, a raczej tego czego się najbardziej obawiam, to zastąpienie indywidualnego myślenia, myśleniem kolektywnym. Takie niebezpieczeństwo istnieje zawsze pod naciskiem społeczeństwa, które jest naciskiem większym, niż nacisk jednego monarchy. Ale nie koniecznie: musi. Zresztą pozwoli pani wygłosić mi paradoks?
- No?
- Demokracja powinna istnieć, ale nie… rządzić”
J. Mackiewicz, „Sprawa Pułkownika Miasojedowa”, Warszawa 1989 r. s. 85-86.
Inne tematy w dziale Polityka