W dniu 14 stycznia 2013 Komisja Europejska zaakceptowała Inicjatywę Obywatelską na rzecz Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego. W ten sposób rozpoczęła się – mająca, zgodnie z odpowiednimi przepisami, trwać rok– kampania, której celem jest zebranie miliona podpisów, w co najmniej 7 krajach UE, pod deklaracją poparcia dla BDP. W Polsce w kampanię tę zaangażowała się Partia Zielonych, a także różne stowarzyszenia oraz „osoby prywatne”.W przypadku powodzenia Inicjatywy Obywatelskiej na rzecz wprowadzenia BDP, Komisja Europejska będzie mieć obowiązek „dokładnego rozpatrzenia” tej Inicjatywy oraz „zorganizowania publicznego posiedzenia w Parlamencie Europejskim”.
Idea BDP (http://basicincome2013.eu/ubi/pl/) sprowadza się do zapewnienia każdemu obywatelowi państwa członkowskiego UE stałego dochodu, bez konieczności spełniania jakichkolwiek warunków formalnych. W deklaracji Inicjatywy Obywatelskiej nie wskazuje się wysokości BDP, ma być ona ustalona w dyskusji nad BDP na forum UE. I to jest głównym - chyba – celem tej Inicjatywy.
Po „pierwszym zasłyszeniu” idea otrzymywania co miesiąc kasy „od państwa” u najbardziej zainteresowanych wywoła najprawdopodobniej zachwyt... i niedowierzanie. I ten stan może przerodzić się u nich w „stan trwały”. Natomiast u wielu innych osób, przynajmniej w pierwszym odruchu (autor tekstu przyznaje się do „przynależności” do tej grupy) wywoła oburzenie. Jak to, my „harujemy”, „spłacamy kredyty”, jesteśmy zmuszeni brać udział w „wyścigu szczurów”, a inni będą dostawać kasę „za darmo”, pić piwo przed telewizorem i będą mogli mieć to wszystko w... nosie? Rzecz w tym, że:
-
na pewno będzie to kasa wielokrotnie mniejsza niż my, „harując”, zarabiamy, poza tym my też ją dostaniemy;
-
paradoks polega na tym, że... nie za darmo;
-
w przypadku ustalenia wysokości BDP nie na „poziomie symbolicznym”, ale na każdym innym, ustanie jednocześnie konieczność wypłacania przez państwo określonych świadczeń (lub ich części) o charakterze socjalnym, a więc zmniejszą się, wcale niebagatelne, koszty (administracyjne i inne) wypłaty tych świadczeń;
-
w przypadku uzgodnienia, że BDP będzie wypłacany ze środków UE (a nie państwa), poszczególne państwa byłyby pośrednimi beneficjentami BDP.
Do dalszych rozważań przyjmijmy symulację (najlepiej „rozmawiać” o konkretach) , że BDP byłby wypłacany ze środków UE i w wysokości 25 Euro („stówka” zł) na każdą osobę, od niemowlaka do staruszka.
Państwo to także określony „majątek”: materialny (grunty, „urządzenia” techniczne, np. drogi, koleje, ale także surowce- kopaliny itd.) oraz niematerialny (wiedza, kultura itd.). Dlaczego najlepsze interesy na tym „majątku” mają robić wielkie firmy, czy ponadnarodowe korporacje, a „każdy Kowalski” w wielu przypadkach może mieć z tego jedynie „figę”? Czy nie należy mu się „dywidenda” od tego majątku”?
Nie chcę przypadkiem obrazić nikogo, bo nie o to przecież tu chodzi, posłużę się więc przykładem spoza Unii Europejskiej? W połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku wiele ludów afrykańskich uzyskało niepodległość w ramach państw „nakreślonych” przez ich kolonizatorów. Niektóre z tych państw są dzisiaj dyktaturami, ale (chyba) większość jest uznawana za „demokracje”, bo.... odbywają się w nich „wybory”. Jednocześnie można wskazać także niemało przypadków, że surowce naturalne tych krajów (ropa, drewno, minerały...) „pozyskiwane” są przez obce „koncerny”, często w sposób degradujący trwale środowisko, a nawet powodujący problemy zdrowotne ludności mieszkającej w pobliżu ich „działalności”. Czy właściwe jest, że zysk z tych „działalności” trafia, przede wszystkim, do tych koncernów (ich właścicieli i kadry zarządzającej), w niemałej części przejmowany jest przez „rządzących” tych państw, a tylko „resztki” są wydatkowane na potrzeby obywateli tych państw – prawowitych „właścicieli”? I czy nie powinna przysługiwać tym obywatelom „dywidenda” od ich majątku?
(Pozostawiam tutaj na uboczu spór, czy „prawowitymi” „właścicielami” w/w „elementów natury” są jedynie obywatele danego kraju, czy wszyscy ludzie mieszkający na Ziemi)
Jeszcze inne „okoliczności” warto rozważyć w kontekście BDP i w kontekście kwestii, czy byłby on „za darmo”. Jest ich na pewno wiele, ja wskaże tylko jedną. W chwili obecnej niezmiernie dynamicznie rozwijają się firmy (np. portale społecznościowe, wyszukiwarki internetowe i inne), których zarówno wartość giełdowa, jak i zyski, powstają w wyniku aktywności setek milionów ludzi, oddających tym firmom także określoną część swej prywatności. Bez tych ludzi wartość tych firm i ich zyski byłyby = 0. Dzisiaj zysk niektórych z nich to dziesiątki miliardów dolarów. Unia Europejska jest na tyle silnym graczem, a jednocześnie na tyle dużym „rynkiem zbytu”, że może sobie pozwolić na wprowadzenie podatku od tej wartości dodanej, wypracowywanej przez miliony jej obywateli. Przeznaczenie wpływów z tego podatku na BDP byłoby chyba najbardziej sprawiedliwe?
Wielkość BDP trudno dzisiaj określić, bo trzeba najpierw określić dane podstawowe, w tym np. takie, jak wypływające z „okoliczności” wyżej wskazanych. Gdyby była to symboliczna suma 25 Euro na osobę miesięcznie, to UE musiałaby przeznaczyć na BDP 150 miliardów Euro rocznie. Jest to „do zrobienia” nawet dzisiaj, szczególnie przy rozważeniu zasadności finansowania tych programów (lub ich części lub w takim ich kształcie itd.), które de facto nie służą obywatelom, ale raczej podmiotom wyspecjalizowanym w przechwytywaniu środków unijnych. Przy dodatkowych źródłach dochodu, takich jak np. wyżej wskazane, „wysiłek” na tym poziomie byłby niezauważalny.
25 Euro na osobę w krajach bogatych byłby nawet dla najuboższych ich obywateli, korzystających z reguły przy tym z wielu świadczeń socjalnych, jedynie „symbolicznym dodatkiem”. Jednak w Polsce dla wielu rodzin, szczególnie wielodzietnych, utrzymujących się często z jednej pensji lub z prac dorywczych byłaby to znacząca kwota w budżecie, wystarczająca na zakup podstawowych dla nich produktów: chleba, ziemniaków, mleka... Paradoks polega na tym, że obecnie wcale nierzadko rodziny takie są - według kryteriów formalnych - „zbyt bogate” , aby otrzymywać jakąkolwiek pomoc. Są też ludzie „życiowo nieporadni”, którzy często nie wiedzą, że mogą się starać o pomoc lub nie wiedzą, jak to zrobić. Jest też wiele osób biednych, ale na tyle „honornych”, że nigdy nie pójdą do urzędu po pomoc, kiedy wiąże się to z koniecznością dokumentowania swej biedy
I na koniec podstawowe zarzuty wobec BDP - że zostanie on przeznaczony „na piwo”. No cóż, jak wynika z rozważenia choćby powyższych „okoliczności”, każda taka osoba mogłaby powiedzieć „piję za swoje”. Ktoś mógłby jeszcze dodać – „dzięki mnie budżet państwa jeszcze jakoś się trzyma”. To tylko żart na zakończenie...ale nie do końca żart.
Inne tematy w dziale Polityka