"Sądzę, że kandydatem Platformy na stanowisko prezydenta będzie...", powiedzieli kolejny polityk, były polityk, komentator lub kolejny dziennikarz. Z braku wiadomości można spróbować wyprodukować jakieś wiadomości. W ostatnich dniach polska kuchnia, produkująca spekulacje, hipotezy i teorie, gotuje na pełnym ogniu. Kucharzami są wszyscy, od Millera, przez Giertycha po Czarneckiego.
Milczy jedynie prezes PiS, Jarosław Kaczyński. A miał przecież, jego zdaniem, taki doskonały plan. I co teraz....
Ale po kolei.
Głównym konkurentem do fotela prezydenta państwa wobec Lecha Kaczyńskiego miał być, według prezesa PiS, Donald Tusk. Toteż starannie przygotowano, na kierowaną przez niego partię, skomplikowana pułapkę. Nazwano ją szybko: "afera hazardowa". Hazard, jako taki, już sam kojarzy się z czymś zdrożnym przecież. Z takiego założenia wyjść musiał prezes PiS. I przy pomocy wiernych sobie funkcjonariuszy CBA (Kamiński) zaprezentował opinii publicznej, jego zdaniem, dowody na to, że Platforma robi, w temacie hazard, lewe interesy. Gdy Kamiński "rewelacje" przedstawił, całe kierownictwo PiS czekało w gotowości w Warszawie, by uderzyć w Platformę. Wszyscy bez wyjątku (nie przypadkiem) obecni wówczas w stolicy, czołowi politycy największej partii opozycyjnej, dali wtedy wyraz swemu strasznemu przerażeniu, jak bardzo okropna jest ta Platforma.
I tak powstał temat pod nazwą "afera hazardowa".Teraz PiS czekał na ciąg dalszy. Platforma zmieciona miała zostać na fali ogólnokrajowej krytyki, i czekający jako koło ratunkowe PiS, mógłby przejąć, prędzej lub później, stery władzy. Bo przecież jedynym możliwym rozwiązaniem byłyby już tylko przedterminowe wybory. A po takiej strasznej i druzgocącej kompromitacji, jakiej cała Platforma miała doświadczyć w wyniku rewelacji, związanych z "aferą" naród oddałby, zdaniem prezesa Kaczyńskiego, swój głos na PiS. Czyli póki co, nawet jeśli rząd by jednak jakoś przetrwał, na obecnego prezydenta. Alternatywą nie jest przecież lewica. W tej ostatniej kwestii można się nawet z Prezesem PiS zgodzić. Taki był etap pierwszy.
Podczas trwania następującego po nim etapu drugiego, okazało się jednak, że "wielka", zdaniem PiS, "kompromitacja" Platformy polega jedynie na pustych obietnicach Chlebowskiego ("na 90%") i mniej lub bardziej niejasnych niedopowiedzeniach Drzewieckiego. Afera, polegająca na zapowiedziach i obietnicach aferą ciągle nie jest. Ale obaj politycy Platformy dali bez wątpienia, przysłowiowego "ciała". Toteż szef PO, premier Tusk podziękował im natychmiast za dotychczasową współpracę. Na jego miejscu podobnie postąpiłby każdy rozsądny szef partii rządzącej. Doszło do natychmiastowych zmian w rządzie i, przy okazji, na czele klubu poselskiego PO. Fakt ten, tak zwana opinia publiczna, przyjęła, wszystko na to wskazuje, jako dowód na to, że premier, sam nie dotknięty tematem tak zwanej "afery", panuje doskonale nad sytuacją. Tu kończył się etap drugi "afery". Kończył się dla PiS już wówczas niepomyślnie. Przecież afera zmieść miała całą Platformę, z Tuskiem na czele. Wówczas brat prezesa PiS, Prezydent Lech Kaczyński pozbawiony zostałby konkurenta w jesiennych wyborach.
Ale...
Teraz jesteśmy świadkami etapu trzeciego. Premier informuje, że nie zamierza wcale kandydować na stanowisko głowy państwa. Wiadomość ta całkowicie zaskakuje Prezesa PiS. Mijają kolejne dni, wiadomość jest komentowana przez wszystkich, tylko Prezes PiS milczy. Czemu milczy...
Plan Jarosława Kaczyńskiego najwyraźniej zakładał, że po likwidacji konkurencji ze strony Platformy, jego brat bliźniak, Lech Kaczyński jednak liczyć będzie mógł na reelekcję. Może ciężko będzie w tych wyborach, ale z braku konkurencji przecież się uda. Tymczasem, konkurencja, pod postacią Platformy, mimo iż nie zniknęła i nie została skompromitowana, to jeszcze dokonała ruchu, który deprecjonuje pozycję Kaczyńskiego, jako kandydata na kolejną kadencję na fotelu prezydenta. Niczym nie osłabiona Platforma osłabia Lecha Kaczyńskiego. Teraz obecny prezydent ma przed sobą perspektywę, że przegra z Platformą. Najgorsze jest jednak dla PiS to, że nie przegra z samym Tuskiem. Wszystko wskazuje bowiem na to, ze Lech Kaczyński przegra po prostu z Platformą, na dodatek: z kimś z Platformy.
Taka perspektywa może rzeczywiście mowę odebrać.
Przecież Prezes PiS miał taki dobry plan.
I co teraz. To już koniec PiS...?
Grzegorz Ziętkiewicz
Utwórz swoją wizytówkę Dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny. W okresie 1980 - 81 redaktor prasy NSZZ "Solidarność" ZR Wielkopolska w Poznaniu, internowany 13. 12. 1981. Na emigracji w RFN 1983 - 97. Były berliński korespondent Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa oraz korespondent paryskiej "Kultury". Autor periodyków (nakładem władz Miasta Berlina) o historii i współczesności Polaków w Niemczech i w Berlinie. W latach 90. współpraca dziennikarska z tygodnikiem "Wprost", "Rzeczpospolitą" "Tygodnikiem Powszechnym" i "Gazetą Wyborczą" oraz I PR. Obecnie autor cyklicznego programu o tematyce polsko-niemieckiej na antenie Radia Merkury Poznań. <a
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka