Hazgrun Hazgrun
189
BLOG

Rzeczpospolita - polski świat dzieci. W 80 rocznicę upadku II Rzeczpospolitej.

Hazgrun Hazgrun Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

I.  WSTĘPNE  SPOJRZENIE  NA  NASZE  PAŃSTWO

Nikt dokładnie nie wie, kto w Polsce wie:

- jak Polska jest broniona;
- kto realnie kontroluje i rządzi Polską;
- czyje interesy są realnie realizowane obecnie przez rząd;
- ile mieszkańców Polski nie jest Polakami;
- jakie Polska zawarła strategicznie istotne, brzemienne w skutkach zobowiązania i układy ?
- z czego Polska żyje;
- co Polska - jako państwo - ma:

- materialnie (siły zasobów naturalnych i posiadanych oraz zadłużenie i zobowiązania);
- niematerialnie (poziom nauki, techniki, technologii, wykształcenia, struktury, itp.);

Nasuwają się pytania:


Czy my jesteśmy w stanie całkowitego upokorzenia mając państwo niezdolne do panowania na zajmowanym przez nas terytorium ?
Czy potrafimy zbudować sprawnie funkcjonujący, własny organizm państwowy w chwili i miejscu, w którym się obecnie znajdujemy ?

Na ile myślimy w tego typu kategoriach ?
Przeszkadza nam  głębokie przeświadczenie, na poziomie przez wieki wykształconej mentalności, że samodzielny byt państwowy  Rzeczypospolitej jest nierealny i państwo polskie może istnieć tylko  „pod spódnicą” innego  hegemona.
Stanowi to „ewangelię” myśli państwowej obecnego społeczeństwa polskiego i w zasadzie ją wyczerpuje.
Życie państwowe zatem, zostaje oddane i osadzone  w realiach innych państw.
Na tym poziomie opisu  społecznego nie ma znaczenia kto rządzi III Rzeczpospolitą.
Naród i tak wybiera ludzi, którzy  później z reguły niszczą państwo.
Ciekawe spostrzeżenie  przekazała mi niedawno wieloletnia nauczycielka języka francuskiego, wybitny pedagog, która wielokrotnie odwiedzała Francję jeszcze w okresie PRL i w latach następnych.
Otóż Polacy, na poziomie zwykłych relacji międzyludzkich są postrzegani przez inne narody jako druga, trzecia kategoria bez względu na osobiście posiadaną majętność, wykształcenie, wrodzoną kulturę, status, itp.
Na pytanie, czy duże bogactwo  państwa polskiego, coś by w tej sytuacji zmieniało, odpowiedź  była przecząca.
Czy całą rzecz zmieniała by podmiotowa, mocarstwowa pozycja Polski jako państwa, odpowiedź była natychmiastowa: „Od razu bylibyśmy  w kategorii 1-szej !” 
Tyle mają do powiedzenia zwykli, szarzy ludzie.
Społeczeństwo nie za bardzo docenia znaczenia podstawowych atrybutów państwowości.

Przed poprzednimi wyborami (2015r) po, których nadeszła „dobra zmiana” ludzie z PiS jeździli po Polsce rozmawiając z Polakami.
Po 4 latach rządów wygląda na to, że już wówczas musieli dostrzec, że przyjdzie im sprawować rządy nad społeczeństwem, w którym panuje powszechny społecznościowo-państwowy ciemnogród.
=============================================================================
II.  MENTALNOŚĆ   DZIECI   (obecna we wszystkich sferach życia Polaków)

Spoglądając na  naturę  układu  dorosły - dziecko,  Polacy zawsze byli dziećmi.
Dla nas dorosłymi byli: Stalin, Hitler, Reagan, Trump, św. Jan Paweł II, Breżniew, Rolling Stones, a nawet Merkel.
A my to takie dzieci byliśmy…

Dziecko obserwując otaczający go świat chce naśladować dorosłych, chce tak jak „oni”.
Ma przy tym swoje, dziecinne wyobrażenie.

My, Polacy przez wieki patrzymy na Niemców, Amerykanów, Francuzów, Anglików.
Nie potrafimy gotować w swoich garnkach, grać ze swoich nut.
Małpując innych, chcieliśmy sprostać wyścigowi świata, czego sposobami zasobowo-przemysłowymi  zrobić się nie da.
Stąd, polskie głowy państwa to mentalne czyścibuty carów, cesarzy, prezydentów i sekretarzy innych państw.

Dzieci patrząc na tatusia, na dorosłych chciałyby umieć coś zrobić, decydować, zostać wodzem, polecieć w kosmos, zrobić wyścig na wielkich motorach.  Wśród Polaków nikt jednak nie chce wziąć jakiejkolwiek odpowiedzialności za dorosłość w skali narodowej, czyli za państwo; nikt nie zbuduje żadnej maszyny, która ruszyłaby z miejsca lub oderwała się od ziemi, nie wdroży do rodzimej produkcji żadnej udanej wiertarki lub przemyślanego narzędzia.

NIKT  NIE MA WOLI TEGO ZROBIĆ !  Wola narodu została zabita.

Polska jest zapleczem roboczo-magazynowym dla globalnych koncernów, pasem transportowym dla wszystkich dookoła - i nikt nie wie, czy cokolwiek z tego ma.
Zadając sobie trud szybko można stwierdzić, iż nie przypuszcza się, że Polska posiada samodzielne siły wytwórcze.

Dziecko patrząc na swoją mamusię (jeżeli jest w miarę normalna) bardzo chętnie chciałoby lalkę, mebelki, garnuszki.
W życie realnym  dziecka jednak,  o rodzeniu dzieci, o prawdziwym życiu własnym, o budowie sensownego gniazda jeszcze mowy nie ma.
Śmiem twierdzić, że rozwody, rozpad i zapaść demograficzna wynika wpierw z  NASZEJ, POLSKIEJ  mentalności dziecka.

Dziecko nie przyjmie praw i wyzwań  panujących wśród dorosłych.

My, Polacy na przestrzeni wieków nie mogliśmy podejmować  i obecnie nie podejmiemy wyzwań ani czasu pokoju, ani czasu wojny; nie mogliśmy przyjmować  zwykłych realiów do wiadomości, ustawicznie żyliśmy i żyjemy w oderwaniu od rzeczywistości.

Kryzys polskiej rodziny wynika z niezrównoważenia psychicznego odpowiedniego dla wieku dziecięcego.
Dziecko zmienia front z chwili na chwilę, w zależności od bodźców płytkiego rzędu, od kaprysu, nastroju; nie jest stabilne.
Zatem,  wielu Polaków nie jest zdolnych do zawierania małżeństw, odpowiedzialnych  zobowiązań, posiadania dzieci. Chętnie zabawiłoby się z koleżanką, ale nie na poważnie, chwilowo, dla przygód. Wypowiedzi młodych ludzi są dzisiaj tak wyorbitowane, tak aberracyjne, że strach myśleć nad losem przyszłych pokoleń.

Dzieci  pobawiłyby się w wojnę,  strzelaninę i w  kowbojów - ile tego patosu wydobywamy z własnych dziejów.
Tymczasem na przestrzeni wieków państwowość Polska nie miała ŻADNEJ strategicznej roli, a obecnie nie jest broniona w ogóle, nie produkuje żadnej sensownej broni, nie posiada filozofii obrony poza „sojuszami”.
Raporty o stanie polskiej obronności są zatrważające.
Posiadamy „wojsko”, które coraz wyraźniej obejmuje rolę prostytutki - oddaje się każdym innym wojskom, które "zadeklarują" cokolwiek. Nasza wojskowa  „racja  stanu” płynie z powstańczych piosenek i w zasadzie nikt jej inaczej nie werbalizuje jak: „trwanie u boku’’.
Na wypadek wojny, 30 tys. mężnych ochotników Obrony Terytorialnej dysponujących procami, zginie w ogniu rakiet samonaprowadzających odpalonych z dronów, bez trudu zdolnych zlokalizować człowieka w lesie z odległości kilometrów.

Wyobrażasz sobie, szanowny Czytelniku prezydenta A. Dudę, który ma walizkę atomową ?

Powyższy obraz - ukazujący obcy dla nas świat ludzi dorosłych - zmienia, nawet w naszych dziecięcych oczach(!) zupełnie postać rzeczy.
Proszę pomyśleć przez chwilę jak w takiej sytuacji jawi się wymowa dopuszczenia do czegoś podobnego jak  „tragedia smoleńska” lub  jak wyglądałyby  „negocjacje” dotyczące „wschodniej flanki NATO”.

Świat dziecka, to świat nie wymagający rozumu i  wysiłku intelektualnego.

Gospodarkę sprowadzamy zatem, do prostych prac, jesteśmy gotowi wykonywać proste czynności - nawet od świtu do nocy, robić tanią karierę bez żadnej odpowiedzialności.
Nie  umiemy prowadzić wojen, gospodarki, nauki, polityki.
To wymaga wysiłku osób dorosłych.
Wszystko, co tworzymy przez wieki, to "zachodni" lub  "wschodni"  Legoland , w którym nieuchronnie klocki w drobny mak się rozsypują.

Podstawową  racją  istnienia  „gospodarki”  polskiej  jest tania siła robocza, tzn. że gospodarka jest w niebycie, pracodawcy i przedsiębiorcy nie mają pomysłu na pomnażanie dóbr,  poza przymuszaniem do darowizn  swoich pracowników. Ceny  towarów w Polsce, w zdecydowanej większości są równe, a nawet wyższe jak na "Zachodzie" (wiem to z autopsji), ALE  cena pracy w Polsce jest 4 razy niższa !!!

Proszę sobie wyobrazić, że polski "przedsiębiorca" miałby zacząć płacić swoim pracownikom  tyle, co tam. Wyparował by.

Wielu polskich "przedsiębiorców" po prostu by  WYPAROWAŁO !!!

Ich racją istnienia jest zatem, tania siła robocza i TYLKO to. Przedmiot ich działalności: własny pomysł, prace budowlane, restauracja, czy sklep stają się  racjami wtórnymi lub zgoła nieistotnymi.

W  Polsce (2019):
- pracuje ok. 16 mln. ludzi;
- spraw  komorniczych jest ok.12 mln;
- w  skrajnej biedzie żyje ok. 2 mln ludzi;
- w biedzie żyje ok. 8 mln. ludzi.

Premier Morawiecki (o prezydencie szkoda pisać) wpuszczając grubo ponad milion uchodźców, m.in. z Ukrainy WALNIE  przyczynia się do utrwalenia taniej siły roboczej w Polsce.

Dziecku nie można dać zapałek.

Zatem:

- dano nam samoloty (F-16), ale kody dostępu są we władaniu USA;
- posiadamy broń i sprzęt wojskowy, ale muzealny, bez amunicji;
- społeczeństwo w sposób unikatowy w świecie  zostało rozbrojone i nie może posiadać broni;
- mamy blokowane  zbrojeniowe dziedziny przemysłowe, których nam nie wolno rozwijać; nie mamy zbrojeniowej kadry technicznej - ludzi, którzy potrafiliby robić broń(!).

Dziecku nie daje się pieniędzy.
Dzieciom daje się lizaka - jak na to zasłużą.

Analogicznie:

- co posiadaliśmy, to sprzedaliśmy , sprzedamy, oddamy lub wprost wręczymy;
- nie posiadamy własnej gospodarki; usilnie zabiegamy o  „miejsca pracy”, na których możemy zasłużyć na lizaki.
  Nadmieniam, że   "miejsca  pracy"  przygotowane przez  inwestorów zagranicznych  dla Polaków, doskonale sprawdzały się  w Auschwitz  lub na Kołymie.

Dziecko trzeba doglądać.

→ patrz ustawa 1066

Dzieciom jak pokażesz bajkę, to one w to wierzą i o tym śnią.

Polacy zatem, przyjmą i zagłosują na każdą  kreację polityczną, marionetkę lub niepoważnego pajaca. Wiele osób sprawujących urzędy publiczne lub polityczne - nie tyle jest reprezentantami jakiś poglądów, ile ukazujących obraz ludzi mających problemy z zakresu zdrowia psychicznego.
Polacy, wyślą swoje dzieci do coraz bardziej „tęczowych”  szkół o kuriozalnym programie nauczania i nie zgłębią co tam jest i nie przyjmują do wiadomości zagrożeń.
Będą kibicować tatuażom, każdemu zarządowi, każdej paranoi, byle pochodziła ze świata dorosłych, czyli  „z Zachodu”  lub  "Wschodu".

Młodzież studiująca nie postawi żadnych sensownych pytań swoim wykładowcom, coraz bardziej robiących wrażenie paranoików.

Dziecko dostaje małpiego rozumu.

Jest to odwieczne, bezwarunkowe już zachowanie polskich elit i mas.
Ogół myśli kategoriami wizyt  Donalda Trumpa, decyzji G7  i  dolarów, czyli  PRL-owskiego  Pewexu. Sam pamiętam jakie znaczenie miało mieć na sobie dżinsy, żuć gumę  - o wujku w NRF nie wspominając. Dżinsy stały się  ubraniem roboczym, guma kosztuje grosze, a mit NRF dawno prysł.

Małpi rozum trwa.

Dziecko ma kaprysy.

Kredyt to nic innego jak wyjście z sytuacji awantury dziecka pragnącego mieć, np. mieszkanie tu i teraz.
Jest ono gotowe oddać się w dożywotnią niewolę finansową - zupełnie nie zdając sobie sprawy, co to oznacza -  by zaspokoić swoje popędy.

Reasumując:

Naród Polski, to naród z nałożonym smoczkiem.

Mamusia, pełna micha i błogi sen.
O budowie Rzeczpospolitej jako własnego domu - nikomu nie przyjdzie do głowy.
Dojrzałość, odpowiedzialność, samodzielność oznacza wyjęcie smoczka z buzi - czyli wrzask !

Dość wspomnieć, że kwoty prowizji od kontraktów   zbrojeniowych z  obcymi  państwami  są takich rozmiarów, że nikt kto może je uzyskać nie będzie się zastanawiał nad dobrem Rzeczypospolitej.
Na temat innych  „prowizji”  szkoda papieru.

Na przestrzeni wieków dążenia Polaków były ze świata ludzi dorosłych:

- odzyskać niepodległość;
- stworzyć silne, własne państwo polskie;
- posiadać swoją silną, znaczącą rolę w świecie narodów.

Powstania nie były szczytem jakiejś głupoty, czy wybryków chwili - założenia były sensowne - zbudować wolną Polskę.
Patriotyzm i bohaterstwo, to  też przecież cechy ludzi dojrzałych.
Niestety, na tym się wszytko kończyło. Cała reszta…. to świat dziecka(!):

- oderwanie od realiów - wszechobecne;
- realizacja założeń - podwórkowa;
- podejmowanie wyzwań - dziecinne;

Po dziś dzień refleksja nad tym, że tak domu się nie buduje, w taki sposób na rowerze się nie jeździ, w taki sposób egzaminów się nie zdaje -  należy do unikatów publicystyki.

Konsekwencją tego wszystkiego jest status niewolników, podludzi i odwieczny brak  samodzielności państwa polskiego.                 

W świecie dorosłych dzieci nie traktuje się poważnie.

Jeszcze przed zaborami byli „oni”, czyli car, cesarz, dorosła władza, dojrzały hegemon -  i „my”, czyli dzieci - polskie społeczeństwo. Stąd, Polacy nigdy nie wiedzieli, co się dzieje na dachu świata.
Dzieci mogły tupać nogami (powstania, nic nie znaczące groteskowe pakty, zrywy społeczne, przestarzałe licencje, itp.), ale na końcu dowiadywały się, że wszystko i tak jest rozgrywane na górze, czyli pomiędzy "tatusiem i mamusią". Ogólnoświatowe przeświadczenie, że pomiędzy Niemcami, a Rosją nic nie ma - nie wzięło się z nikczemności agresorów.
Mieliśmy nawet, swojego kaprala - kaprala Wałęsę meldującego się W. Jaruzelskiemu i 10 milionową(!) drużynę (podwórkową), którą zdmuchnięto w ciągu paru godzin stanu wojennego.
Cały ten świat,  to  geopolitycznie  beztroski  świat dziecka. Dziecka, które na głos mamusi i tatusia posłusznie wraca do domu, kładzie się do łóżeczka, a jak trzeba to dostaje w tyłek.

Świat polityczny prowadzony przez społeczeństwo ilustruje sfilmowana bajka, pt.: „Król Maciuś I”  (1957)  z główną rolą śp. Juliusza Wyrzykowskiego.
Oto dlaczego wprowadzane w Polsce  prawa pochodzą z ambasad.
Niestety, powaga życia dopada także  i dzieci: przekłada się je przez kolano i daje pasem → patrz: Smoleńsk.  Dziecko, co prawda zapłakane ale wraca do swojego kąta.

Obrazu dopełnia lęk, że dziecko zawsze może trafić do przytułku, czyli w niebyt (zabory, okupacje, wywózki, obozy,  itd.).

Jedynymi  dorosłymi w historii Polski, to byli ludzie  Kościoła.
Może jeszcze jakieś wybitne jednostki, u zarania dziejów.

Wielu Polaków chce emigrować, dziecinnie rezygnując z podjęcia budowy własnego państwa.
Dziecko nie stworzy własnych skrzydeł, ale biegnie pod skrzydła innych - BO JEST  DZIECKIEM !

Dziecko  pojmuje język, tzw. „michy” lub "cukierka". Dziś zdecydowana większość społeczeństwa polskiego prze do bogatych, „bezpiecznych”, sytych społeczeństw świata ludzi dorosłych, czyli do "Zachodu" zupełnie nie bacząc na  WŁASNĄ  silną państwowość, status i pozycję w świecie.
W rezultacie, prowadzi nas to do  bezterminowej emigracji - nie tyle z Polski ile pod spódnicę  innych państw, sztabów, praw i korporacji.
Najłatwiej jest zdobyć człowieka karmiąc go - najlepiej iluzjami.

Nasze tragedie i cierpienia narodowe,
nasza niezdolność do budowy państwa
nie wywodzą się znikąd, ale z naszej  polskiej   MENTALNOŚCI   DZIECKA !!!


Ponieważ nasi sąsiedzi - bliżsi i dalsi - stawiali nam wymagania ludzi dorosłych, to:
- było, co było
    i
- jest, co jest.

Mam nadzieję, że my wszyscy się  tu odnajdujemy i dostrzegamy w tym klucz do naszych dziejów: dlaczego nasza historia jest taka, a nie inna.
Pozostaje jednak pytanie Kogoś, kto nas umieścił w konkretnym miejscu stworzenia; Kogoś, kto zawsze chciał i chce nas  traktować poważnie:

Czy my  dojrzeliśmy do tego, by stać się dorosłymi  i  podjąć stawiane nam wyzwania ?

Czy tym Kimś jest Bóg, czy są nim również miliony narodzonych i nienarodzonych, usuniętych z łon matek - pozostawiam wyobraźni czytających.
=============================================================================

III.  POLSKI  DYLEMAT  MORALNY

 Jeżeli nie chcemy tracić człowieczeństwa, wpisanym w nas obrazem Boga i wymiaru eschatologicznego (wiecznego) życia ludzkiego, to pozostaje nam na nowo zastanowić się i - może przemeblować cały sposób podejścia do tego problemu, który nazywa się ojczyzna, państwo i obronność.

My, Polacy winniśmy ustalić wobec siebie samych, czy pewne granice dla nas są nie przekraczalne, czy pewnych działań nie podejmiemy, pewnych czynów nie dokonamy - nawet gdyby przyszło nam zapłacić za to wolnością, utratą niepodległości, likwidacją państwa i ofiarami ?

Przez wieki stajemy wobec dylematu:

Czy  docześnie wygrać Polskę przegrywając życie wieczne, czy odwrotnie, czy też może wszystko na raz ?

Jak już dowodziliśmy, polski naród jest społecznością dziecinną,  chce panować nad swoim światem, posiada wyobraźnię, ALE nie zamierza obciążać się podejmowaniem jakichkolwiek wyzwań, które pachną odpowiedzialnością, niezłomnością, powagą, czy sensownym wysiłkiem.
  Mentalnie - z jednej strony stoimy na pozycjach zbudowanych na chrześcijaństwie, z drugiej zaś, chcielibyśmy uczestniczyć (partycypować) w zdobyczach "tego świata",  zdobyczach zwycięstw uzyskanych przez brutalność, wyrachowanie, egoizm i brak sentymentów.
Jak pokazuje historia - nie za bardzo da się balansować pomiędzy interesem narodowym, a wartościami.

To nie może być tak, że nasza niepodległość i wolność ma być budowana na założeniach, iż nastąpi objawienie Matki Boskiej, powiew rydwanu Bożego, a w rezultacie beztroski raj na ziemi, cudowny koniec wojen, bezwarunkowa kapitulacja agresorów, sukces gospodarczy, rozkwit potęgi. My sami, z „czystą duszyczką”,  wolni od przelewania cudzej "krwi"  i niepodlegli, z nieskazitelnym sumieniem - po śmierci  wstąpimy do nieba.
Nie można Boga pochopnie utożsamiać z niepodległością lub wolnością typu państwowego.
Życie to nie umowa z resztą świata, a przede wszystkim z Panem Bogiem zawarta na naszych warunkach.

Pan Bóg wrócił Żydom wolne państwo (Izrael) w 1948r - dwa tysiące lat po Chrystusie  i oparł je na  gwarancjach atomowych  USA. Sami Żydzi  nie utożsamiają tego zbytnio z Panem Bogiem.

Panuje przekonanie, że ze światem  należy rozmawiać z pozycji siły.
Każda polityka jest z pozycji siły, bo inaczej się jej nie prowadzi.
Całe stworzenie - to gra sił. Z tej perspektywy patrzymy również na Boga.

Liczenie się z wolą Bożą, to dla wielu nic innego jak liczenie się z wolą Silniejszego.
Problem w tym, że my, Polacy, z jakiś powodów tych prawd nie przyjmujemy i z tych pozycji rozmawiać nie potrafimy.
Wobec  "sił"  świata potrafimy skamleć i mieć pretensje, wobec pieniędzy  natychmiast przechodzimy metamorfozę, tracimy pobożność, "przywiązanie do tradycji", a nawet wiarę (ci, którzy ją mają).

A zatem:

Czy wyzwania , które winniśmy podjąć  mają się okazać zerwaniem z tradycją chrześcijaństwa i wejściem na drogę postępowania wg.  reguł  tego świata, przekraczając bariery naszych zahamowań na tym tle ?

Red. Ziemkiewicz, demaskuje naszą niedojrzałość narodową  kolokwialnie wytykając nam, iż nie zdajemy sobie sprawy, że: „świat jest podły” ?
Oczywiście powinniśmy być tego świadomi, ale powstaje dylemat:

„To co, my też tacy mamy być ?
Czy wiara chrześcijańska pozwala nam takimi być ?
Jaką jesteśmy gotowi zapłacić cenę, by podłym nie być ?”


Głosy są różne:

I.

„Jeśli wprowadzimy etykę chrześcijańską i moralność, to nie dyskutujmy o polityce, wywiadzie, kontrwywiadzie, itd.
Jak ktoś jest chrześcijaninem, ma potrzebę spowiadania się i czynienia dobra nie może pracować w służbach specjalnych państwa.”

[dr hab. Cenckiewicz Sławomir]

„Poważne państwa nie cofają się przed zbrodniami, aby udowodnić, że są poważne.”
[Gadowski Witold]

„Twierdzenie, że jakaś partia lub ugrupowanie polityczne w pełni odpowiadają wymogom wiary i życia chrześcijańskiego powoduje nieporozumienia.
Chrześcijanin nie może znaleźć partii w pełni odpowiadającej wymaganiom etycznym zrodzonym z wiary i przynależności do Kościoła.
Jego przynależność do jakiegoś ugrupowania politycznego nie powinna być nigdy ideologiczna, ale zawsze krytyczna,
W żadnym przypadku  nikomu nie wolno zawłaszczać autorytetu Kościoła wyłącznie na rzecz własnego, politycznego  rozwiązania”.

[Abp Stanisław Gądecki]

Należy zatem, zdać sobie sprawę, że w domu publicznym - jakim jest świat - nie da rady  jednocześnie  być dziewicą  i  domagać się rozkoszy.

II.

„Jesteśmy mocno przekonani, że nie jest celem Kościoła, jak nie było celem Jezusa Chrystusa, wdawanie się w niejasności i dwuznaczności dyskusji politycznych i powierzchownych dyskusji społecznych.
Kościół ma do powiedzenia zarówno ciemiężcom, jak i ciemiężonym to samo: to nie w dobrach leży życie człowieka.
Prawdziwym życiem jest Jezus Chrystus i ten, kto w to  wierzy, nigdy nie będzie uciskał swego bliźniego.”

[oo. Cholewiński Alfred SJ: „Zgodnie ze sumieniem…”; Lublin 2011]
 
„Ojczyzna, to  doświadczenie darmowości, miejsce, w którym człowiek wchodzi w relację z Bogiem i dzięki temu wchodzi w relację z drugim  NIE BRONIĄC  swego bożyszcze.
Jezus nie identyfikuje się w ŻADEN  SPOSÓB  ze strukturami jakie człowiek stworzył dla obrony siebie,  promocji swojej pozycji.
Nie popiera kogoś przeciwko komuś.
Jezus dał pryncypium, zasadę jednoczenia się ludzi - przebaczenie własnym kosztem.
Nikt z nas wprost takim się nie stanie, mówiąc: „Ukrzyżujcie mnie, a ja wam będę przebaczał.”

[bp. Kiernikowski Zbigniew: „Patriotyzm Jezusa”; Legnica 2015]

„Niewielu współczesnych nam polityków miałoby dziś odwagę przyjąć rady Andrzeja Maksymiliana Fredry: Niech więc władca „nie da się zniszczyć zapalczywej przebiegłości polityków, którzy pięknymi na pozór słowami mają czelność wmawiać władcy, że racji stanu nie sposób we wszystkim pogodzić z racją sumienia i że dlatego czasem trzeba o nim zapomnieć, skoro ten grzech zrównoważy wielka korzyść dla państwa.
Bo pewnych rzeczy nie sposób dokonać bez uciekania się do podstępu ani utrzymać, uciekając się do przyzwoitych środków, które pozostają w zgodzie z nakazami cnoty.
Te nieroztropne, bezbożne głosy to doradcy piekieł.
Każdy dobry władca i obywatel powinien do tego stopnia kierować się prawem Boga i sumienia (byleby tylko nie popadł w zabobonną dewocję), że wolałby raczej uczynić coś na szkodę państwa niż udzielić lub posłuchać takiej rady. Bóg bowiem ma zwyczaj wynagradzać dobry zapał, pomnażając korzyści, zmieniając rzeczy trudne w łatwe, a ryzykowne w bezpieczne” (A. M. Fredro, Scriptorum, czyli Fragmenty pism, czyli uwagi o wojnie i pokoju, Warszawa 2014, 171).”

[abp Gądecki Stanisław].

„Nic ci człowieku nie pozostawiono, z czego mógłbyś się chlubić.
Cała twoja chwała i nadzieja leży w tym, abyś uśmiercił wszystko, co twoje i szukał przyszłego życia w Chrystusie.”

[św. Bazyli Wielki, biskup: Homilia 20,3 „O pokorze”]

„Jeżeli Bóg jest prawdziwy i Kościół jest prawdziwy, to powinniśmy chcieć katolickiego państwa, ponieważ ono najlepiej zabezpieczy Polaków, bez względu na poglądy, czy wyznanie.”
[Hoga Jacek]

Reasumując:

Człowiek jest w niewoli grzechu - żyje w niewoli siebie samego. Osiągając jakieś dobra, np. władzę, terytoria, zasoby, znaczenie -  nie chce tego stracić.
Jeżeli konieczny jest terror i powszechna inwigilacja - to niech będzie.
Tymczasem Chrystus, daje do zrozumienia, że  przemocy nie można przeciwstawiać jeszcze większej przemocy - jeżeli chce się chodzić Jego drogami.

Zniszczenie wewnętrzne ludzi na ziemi, jest spowodowane głównie  idolatrią wynikającą z powyższej definicji grzechu: przeżywania życia, w którym centrum jest moje "ja"; ofiarowywania wszystkiego sobie.
Potem dopiero pojawiają się ułomności grzesznego człowieka, np. nieumiejętność zarządzania państwem, dryfowania na falach losu, brak relacji ze Stwórcą, brak światła na relację z innymi.
Nie jesteśmy: „ani zimni, ani gorący” i staje się to naszym dramatem egzystencjalnym, który sporo nas kosztuje.

Z drugiej strony, wydaje się, że chrześcijaninem każdy winien stać się indywidualnie. Nie można proponować chrześcijaństwa, nie opierania się złu jako racji stanu i kursu państwa -tego typu kontrakty  nie leżą we władzach ludzkich. 
Życie wg. Ewangelii  jest rzeczą niemożliwą dla człowieka i nie da się tego zakontraktować w Konstytucji.
Tego typu zmianę, zakładającą odrodzenie natury ludzkiej może przeprowadzić TYLKO Bóg.
Staje się to doświadczeniem osobistym każdego człowieka, a nie państwowości.
==============================================================================

IV.  NIC  BEZ  HISTORII,  czyli   KRÓTKIE  SPOJRZENIE   NA   LATA  MINIONE


Już w  wieku XVII  zaczęto zdawać sobie sprawę, że każde zbliżenie  Prus lub Niemiec z jakąkolwiek Rosją  oznacza powstanie siły, która jest zdolna pokonać wszystkich i każdego w  Eurazji - obszarze centralnym geostrategicznego świata (kto panuje nad Eurazją - panuje nad  światem).

Na tym zagrożeniu opierało się  WSZYSTKO  w  polityce od wieku XVII.
Przesłanka ta, w sposób najtwardszy determinowała  racje stanu państw tego obszaru.
Same oba te kraje  miały pełną świadomość, że stają się  bezcenną  ofertą dla siebie nawzajem, przy czym dla nich
zupełnie nie miało znaczenia jaki porządek  i jakie prawa  panują  wewnątrz  tych państw. 
W samej Azji: Chiny i pozostałe państwa  regionu nie mogły przeciwstawić  się  w/w  zagrażającej potędze.
Dla nas Polaków po tej linii  poszły zabory Rzeczypospolitej.
W okresie zaborów Polacy nie wykrzesali żadnego racjonalnego pomysłu na swoje państwo, a prowadzone walki nie błyszczały umiejętnościami.
Wiara w państwowość polską odżywała powoli, w wyniku mozolnej pracy organicznej XIX w. skutkując powstaniem II Rzeczpospolitej.
Polacy wydobyli wizję utworzenia dużego państwa liczącego się w Europie, mającego znaczenie pomiędzy hegemonami Eurazji, czyli Niemcami, a Rosją.
Broniąc swoich kolonii na Dalekim Wschodzie Imperium Brytyjskie usilnie odwracało uwagę Rosji od tych obszarów. Paradoksalnie, zainteresowania Rosji miały skupiać się w kierunku zachodnim, czyli ku Europie Środkowo-wschodniej.
Również bezpieczeństwa Francji miała zabezpieczać Rosja zantagonizowana z Niemcami. Wymagało to udanych i trwałych stosunków francusko-rosyjskich, a interesy nowo powstałych tworów państwowych - w tym Rzeczpospolitej - dla Francji nie miały znaczenia.
Jest zatem oczywistością, że na  Konferencji Wersalskiej dopuszczano owszem istnienie, ALE  małego państewka polskiego, którego istnienie nie sprzymierzałoby niedawnych zaborców, chcących odzyskać swe zdobycze. Mimo przeciwności, ogromnym  naszym wysiłkiem powstała duża Polska.
W trakcie najazdu bolszewickiego w krajach anglosaskich wręcz prowadzono czynne działania, by Rosja  dokonała kolejnej likwidacji  Rzeczpospolitej.
Kiedy tak się nie stało oczekiwano, że na swym zwycięstwie, w krótkim czasie tym razem Polska wybije się na mocarstwo. Nadzieje były płonne - tego typu geostrategiczna gra i takoweż ambicje nie były w zasięgu  mentalności nas,  Polaków.
Odparcie nawały bolszewickiej - był to szczyt naszych mentalnych możliwości. Sukces wzmógł co prawda,  wiarę w państwo, ale na krótki czas. W  samej Rzeczypospolitej  zabawa w państwo, w otoczeniu śmiertelnych realiów przesądziła o naszym losie.  Nie tylko nie rozumieliśmy otaczających nas realiów, ale traktowaliśmy nasze istnienie jako plac zabaw.
Ilustruje to fakt, iż w okresie  20-lecia międzywojennego Rzeczpospolitą rządziło 30 rządów, czyli średnio co 8 miesięcy zmieniał się rząd(!) (dla porównania w 30-leciu III RP mieliśmy  już 18 rządów, czyli zmiany rządów następowały średnio, co 20 miesięcy).
Wobec tej niepowagi, polityka państw  obcych strategicznie była żadna.
Słusznie dostrzegano, że przy takim podejściu do życia polskiego społeczeństwa, państwo polskie w krótkim czasie skazane jest na  agonię. Polskę nie sposób było inaczej  postrzegać jako niestabilną  państwowość sezonową.
Przeskakując lata, na Dalekim Wschodzie, by zapobiec geostrategicznej katastrofie  odległa Japonia, pod koniec 1936r zawarła pakt antykominternowski.
Rok później do paktu dołączają inne, żywotnie zainteresowane państwa Eurazji z Chinami na czele.
Pakt nie  uzgadniał  ataku  na  Rosję (ZSRS), ale w swoich zobowiązaniach wykluczał właśnie   wspólne  działania  Niemiec  i  Rosji  wobec  sygnatariuszy  paktu.

  Można zatem, jasno dostrzec, że żywotnym interesem państw  Euroazji   był antagonizm pomiędzy Niemcami, a Rosją.

Tymczasem,  istnienie państwa polskiego, które nie było stroną żadnych wspomnianych geostrategicznych paktów oraz nie miało NIC  do zaoferowania, nie tyle zmniejszało ten antagonizm, co wręcz - jak już zauważyliśmy - sprzymierzało  strategicznie  Niemcy  i  Rosję.
Prowadziło bowiem, do  koniecznej  współpracy tych państw wobec - nie tyle Polaków, co państwowości polskiej.  Siłą napędową nie stanowiła nienawiść do Polaków, ale  oczywista, logiczna  racja stanu Niemiec i Rosji. Należy pamiętać, że racja ta dotyczyła jednego z najbardziej intratnych terytoriów na ziemi - terytoriów centralnych Eurazji, czyli Polski.  Etniczne istnienie Polaków nikomu nie przeszkadzało. Problemem była niezależna od nikogo polska państwowość . W  prostym wnioskowaniu  zatem dostrzegamy, że przy ówczesnych  REALIACH  geopolitycznych,  istnienie Rzeczpospolitej w swej istocie zagrażało porządkowi świata(!).

W latach 30-tych XX w. prowadzona przez  min. Becka wyalienowana polityka  neutralności („równowagi”)  bez  mocarstwowości, czyli  rzeczywistej podmiotowości   Polski dolewała oliwy do ognia.
Oderwanie od rzeczywistości, wszechobecna dziecinność, oparcie  państwa  na  iluzorycznych sojuszach, czyli na przekonaniu, iż inni - i  to ci, którzy nie są żywotnie zainteresowani istnieniem państwa polskiego -  położą głowy za naszą  pomyślność  dopełniało zgrozy. W Europie dostrzegano niepowagę Polaków.

W rezultacie, kiedy jeszcze próg ryzyka podjętych działań był niewielki, sprzymierzone  Niemcy i Rosja  zlikwidowały uciążliwe  dla nich   istnienie  państwa  polskiego.
Zachodni „sojusznicy” w 1939r  nie przyszli nam z pomocą i śmiem twierdzić, że nawet gdyby spokojnie mogli - nie zrobiliby tego. Pakt "Ribbentrop - Mołotow"  bowiem, mógł się rozszerzyć o nową klauzulę - tym razem  klauzulę  podziału Europy.
Nawiasem mówiąc, byłoby rzeczą interesującą spytać dzisiejszych Anglików lub Francuzów, co ich zdaniem należało zrobić w 1939r  mając obecną wiedzę  ex post.

Klęska roku 1939 nie zdołała ugasić wiary naszego społeczeństwa w państwo polskie; panowało przekonanie, że jest to sytuacja przejściowa.
Polski  „czyn wojenny” 1939-45, nie mający żadnego istotnego znaczenia  sprowadzał się do  przerażającej filozofii podludzi,  polegającej na zasługiwaniu krwią na łaskawość innych.
Nie istnieje żadna strategiczna decyzja istotowo  ważna dla  dobra  Rzeczypospolitej,  zrealizowana przez Polskie Państwo i Polskie Siły Zbrojne w okresie II wojny światowej, poza wydobyciem Polaków z gehenny sowieckiej.
Należy wspomnieć, że wzorem tradycji II Rzeczpospolitej, dla polskich elit  zabawa trwała dalej i od 1939r  do 1945  w Londynie przewinęły się 23 rządy, czyli średnio, co 2,5 miesiąca zmieniał się polski gabinet w otoczeniu działań wojennych prowadzonych na niespotykaną skalę przez cały świat(!!!).
Ludzie ci, o mentalności niezadającego sobie sprawy z otaczającej go rzeczywistości dziecka, nie mieli żadnego pomysłu na Polskę poza  korzystaniem z wprost osobistych dobrodziejstw płynących z bycia na "Zachodzie" z dala od Kraju,  „pod spódnicą” innych.
Powszechne myślenie o państwie, prysnęło w społeczeństwie polskim na skutek  Powstania Warszawskiego 1944r.
Naród zobaczył, że nie posiada  takiego  organu państwowego i takich elit, którym mógłby zaufać w  strategicznych chwilach własnej egzystencji.
Kiedy wojna się kończy, Polacy nie są - ani mentalnie, ani realnie - zdolni przeprowadzić jakiegokolwiek posunięcia, prowadzącego do własnej państwowości. Wszystko było POZA nami i - z oczywistych racji BEZ nas.
Mówiąc wprost - nie było z KIM tworzyć państwa polskiego.
Innymi słowy - dziecinność.

Reasumując:

Polacy byli  i  są  pierwszym, największym  i  bezdyskusyjnym  sprawcą  własnego  dramatu.

Agresorzy tylko dopełniali dzieła stojąc na straży własnych racji.

My sami wpadliśmy w stare koleiny zupełnie  nie rozumiejąc, że niepodległość, polega na utrzymaniu sprawnie funkcjonującego, WŁASNEGO  organizmu państwowego adekwatnego do czasów  i  miejsca na mapie świata.
Przez wieki  prowadziliśmy nieustanną walkę o niepodległość, na „wszystkich frontach”, bez względu na celowość, sens i rezultat. Można było  - i trwa to po dziś dzień - Polskę z wolnego wyboru oddać takim władcom, prezydentom, generałom, którzy  Rzeczpospolistą sprzedadzą, oddadzą, utracą, zawrą kuriozalne układy, ustalą paranoidalne prawa i nie poniosą z tego tytułu ŻADNEJ  odpowiedzialności. W najnowszej historii Polski nie ma takiego przypadku. Czasami sprawiedliwość wymierzał okrutny los, będący prostą konsekwencją czynów tych ludzi (Mościcki, Beck, gen.Sikorski, Katyń, kazamaty UB, Smoleńsk 2010 i inne). Zawsze jednak, twardą odpowiedzialność ponosił suweren tych ludzi, czyli społeczeństwo polskie.
Po wszelkich  swoich  „działaniach”  po dziś  dzień  nadal  klęczymy  na kolanach skazani na  DATKI  od innych za, które odpłacamy się wszelkiego typu dyspozycyjnością, demoralizacją, społecznymi paranojami i mieszaniem w głowach nowym pokoleniom.
Wracając do lat PRL, kraj nasz  postrzegany był,  zarówno przez społeczeństwa  światowe  jak i przez  strategów  jako  „obóz  sowiecki”, czyli powrót do zaboru i niebytu  państwowości polskiej.
Wielu turystów zagranicznych odwiedzających wówczas Polskę wyrażało  zdziwienie, że istnieje tu jakaś rzeczywistość odrębna  od  Rosjan.
W okresie PRL  nie stawiano oporu i  skupiono się na codziennej trosce o własną egzystencję.
Myślenie o państwie odesłano w niebyt, nie za bardzo rozumiejąc całą sprawę.
Myślenie o własnej państwowości krzewił Kościół Katolicki będący swoistym substytutem państwa, ale zmuszony ograniczeniami nie mógł robić tego wprost.

Punktem zwrotnym będzie tu daleko późniejsze wydarzenie, które zaskoczyło cały świat i nazywało się:
św. Jan Paweł II - jedyna polska postać geostrategiczna na przestrzeni wielu wieków !
Po kilku wiekach, pierwsza  pielgrzymka wspomnianego papieża Polaka  do  Polski  spowodowała geostrategicznie to, co spowodowała.
Po powstaniu „Solidarności”,  w sierpniu 1980r  zaczęła coraz bardziej przebijać się myśl państwowa sprowadzona do nadziei  na, tzw. „finlandyzację” państwowości polskiej.
Sam byłem - w roku 1981 entuzjastą tej perspektywy.
Dziś wiemy, że wówczas było to możliwe, ale wymagało od nas Polaków porzucenia zabaw i dziecinności,  dojrzałego poruszania się w realiach i  postępowania  kategoriami ludzi dorosłych.
13 grudnia te  nadzieje prysnęły jak bańka mydlana, a my obudziliśmy się w kolejnej odsłonie konsekwencji naszej dziecinności.

Będąc bardzo młodym człowiekiem, przez okres istnienia "Solidarności"  odnosiłem wrażenie, iż cała "niepodległościowa" elita oraz  bardzo wielu ludzi  wykazuje taką beztroskę mentalną, jakby w Polsce stacjonowała armia USA. 

Po 4 czerwca 1989r, znana aktorka wygłosiła pamiętne, a zarazem znamienne  „oświadczenie” na antenie telewizji, w którym stwierdzała, iż: „skończył się w Polsce komunizm”.
Nikt nie wyrażał poglądu, że narodziło się niepodległe państwo polskie.
Kategorie geopolityczne dla nas Polaków nie istnieją po prostu.
Po roku 1989r,  polskie społeczeństwo bije się z myślami na ile realne jest to, co wydaje się, że jest.

Historia i  stan  czasu obecnego w całej linii potwierdzają w/w spostrzeżenia.

Polacy przez wieki wykształcali w sobie mentalność dziecinną, mentalność podczłowieka, wyrażającą się m.in. w poszukiwaniu tworów quasi państwowych:

- państwa „podziemnego”;
- państwa „na obczyźnie”;
- państwowopodobnych podmiotów międzynarodowych typu Liga Narodów, Unia Europejska, czy ostatnio modnego Międzymorza;
- obcych wzorców i atrybutów państwowości, takich jak: obcy królowie, przywódcy, armie, banki, zakłady pracy i obce racje stanu;
- zastąpieniem i zabezpieczeniem państwa polskiego innym państwem - obecnie najlepiej USA;

W konsekwencji Polska, stała się uzasadnionym historycznie „dawcą organów”, czyli zasobów:

- tanich szlaków transportowych;

- taniej siły roboczej;
- rekruta;
- bogactw: zwierzyny, drewna, płodów rolnych, węgla;

W odróżnieniu od Niemiec, których  rolę  przeciętny Europejczyk postrzega jako organizmu sprawnie działającego i zabezpieczającego dobrobyt kontynentu.
Na Niemcach można się oprzeć, prowadziły one bowiem wojnę z całym światem, co świadczy o ich dojrzałości mentalnej.
Jest tam zatem sprawny krwioobieg - sieć autostrad, silne mięśnie, czyli przemysł o roli światowej  i - do niedawna - rozsądek, czyli powaga państwa.
Rozbrojone Niemcy nikomu nie zagrażają, a ich geograficzne granice niemal ze wszystkimi ważnymi organizmami państwowymi na kontynencie dopełniają utrwalenia obrazu.

Fakt, iż Polacy dopuścili do tego, by ich państwowość zniknęła - z  centrum Eurazji(!), a nie z jakiegoś peryferyjnego terytorium - na lat 123 powodował, iż mentalnie jak i strategicznie postrzegano, że pomiędzy Niemcami, a  Rosją nic nie ma.
Od początku wieku XX - wieku, który jest  czytelny również dla pokoleń  dzisiejszych, Polska jako  państwo  prawie nie istnieje  w ogóle.
Obrazując: pokolenie roku 1900  w  wieku  20 lat  (ok.1920r) przyjęło do wiadomości powstanie jakiegoś państwa, a w wieku lat 40 (ok. 1940r)  państwa  tego  już nie było. W wieku lat 89 (1989r) dociera do żyjących jeszcze osób tego pokolenia, głównie fakt zjednoczenia Niemiec. W tle jest jakieś: "wyzwolenie się narodów Europy Środkowo-wschodniej".
Nie tylko zatem, polskie  racje, oczekiwania, czy roszczenia  stają się dyskusyjne(!), ale samo istnienie państwa polskiego.
Kiedy jedyna polska postać geostrategiczna na przestrzeni ostatnich dziejów - św. Jan Paweł II  już nie żyje, państwowość  polska, przy swoim położeniu w  centralnej Europie, nie jest rzeczywistością tak oczywistą.

Od wieków po dzień dzisiejszy, nie masz takiego podmiotu w Rzeczpospolitej, w polskim społeczeństwie, który definiowałaby, wyrażał i stał na straży polskiej racji stanu.
Brak osoby, która poczuwałaby się do odpowiedzialności za Rzeczpospolitą  w CAŁOŚCI , która mentalnie  skupiałaby w swoim ręku tę odpowiedzialność  - stanowi główną przyczynę klęsk, niepowodzeń jak i niepowetowanych strat państwa polskiego i jego obywateli.


Wyjątek stanowił i stanowi, wymieniany już kilkakrotnie  Kościół Katolicki, przy czym trzeba zaznaczyć, że nie stanowi to jego (Kościoła) powołania i misji.

Dziś - sto lat po odzyskaniu niepodległości (1918) dochodzimy do wniosku, że w zasadzie społeczeństwo winno dążyć do pozbawienia organów państwa możliwie wszelkiego wpływu na naszą egzystencję.
Jeżeli państwo staje na straży amerykańskiej ustawy „447”, jeżeli w pełni akceptuje, że rano można być chłopakiem, a po południu dziewczynką, jeżeli można mordować nienarodzonych jak i narodzonych, jeżeli z powodzeniem realizowały się u nas zbrodnie sądowe, jeżeli w uczelniach kształci  się  kretynów i antyludzi - to w konsekwencji, każda instytucja społeczna typu urząd, wojsko, policja, szpital, sąd, zarząd dróg miejskich, wywózka śmieci, czy bank; każdy urzędnik, działacz, przewodniczący, oficer, policjant, magister, doktor, czy profesor - stają się ZAGROŻENIEM.
Premier, prezydent lub generał, po telefonie z UE albo  Waszyngtonu narobi w gacie i wyśle siły zbrojne pacyfikować naród. Na wypadek różnych zdarzeń, - w których użyte mogą być siły - wojsko, obrona terytorialna, czy inne formacje - pojawia się uzasadnione pytanie komu służą i jakim celom.
Sami żołnierze mogą być  patriotami, ale zarządzający nimi - nie wiadomo kto - wypełniać może polecenia nie wiadomo kogo.
Dzisiejszy żołnierz nie wie komu służy i kto realnie  reprezentuje i odpowiada za faktyczne dobro  Rzeczypospolitej  i  równie dobrze może zacząć strzelać do swoich przełożonych w przekonaniu, że znajdują się oni na usługach obcych interesów jak i odmawiać rozkazów w przeświadczeniu, że nie wie czemu służą.
Bogu ducha winni żołnierze  nie będą mieli żadnej świadomości swoich działań i w jakim celu zostają użyci.
Społeczeństwo po głębszym zastanowieniu dochodzi do wniosku z granicy absurdu, iż tak zbudowaną III  Rzeczpospolitą należałoby zdrowo-rozsądkowo pozbawić narzędzi państwowości.

Po doświadczeniach  historycznych  jakie ma naród, polski prezydent, skamlący na oczach społeczeństwa  w  Waszyngtonie o skrawek urealnienia sojuszu z NATO, a jednocześnie nie przedstawiający NIC  i NICZEGO  więcej  temu społeczeństwu  w zakresie jego wolnego i niepodległego bytu, wzbudza najwyższą trwogę.

NIKT  realnie  nie broni  ani  dóbr duchowych, ani wolności, ani polskości, czy majątku narodu.
Dobro Ojczyzny może się okazać utopione w międzynarodowych interesach, niezaradności i  braku elementarnych zdolności przywódczych  prezydenta, lękach premiera, alienacji  rządu, korupcji parlamentu, czy uwiązaniach i osobistych aspiracjach generalicji.
Coraz bardziej do nas dociera przerażająca prawda, że o Polskę należy walczyć nie z Niemcami, Rosjanami, Żydami, czy Marsjanami, ale z naszą, polską mentalnością beztroskiego, nie ponoszącego żadnej odpowiedzialności dziecka.

W dokumentach państwa staje się coraz bardziej widoczne, że władze III RP A.D. 2020r  robią to, co sugerują obce ambasady.

 „Tragedia smoleńska” to nie jest żart historyczny; tj. fakt dany od Boga, który coś bardzo poważnie mówi.
Mówi m.in. to, że  nie można robić kabaretu z własnej dojrzałości.
======================================================================
V.  NIC  BEZ   HISTORII,  a  zatem   o     MENTALNOŚCI  HISTORYKÓW

Historia i nauki historyczne są po to, by zaprosić ludzi do  refleksji i myślenia, a  nie by wzbudzać  autopodziw.

„Autorytety to osoby, które pozwalają innym  uczyć się na błędach.”
[Hoga Jacek]

Klęski - tak wszechobecne w naszej historii - były  zawsze na miarę:

1.Kontaktu  z rzeczywistością.
2.Poczucia odpowiedzialności.
3.Zrozumienia wymowy wyzwań i ich podjęcia.

Powyższego życiowego ABC -  bardzo brakującego w życiu polskiego narodu i społeczeństwa -  prawie nie ma w rozważaniach historyków i publicystów.
Dziecinadą  jest  wysuwanie pretensji wobec  innych  narodów, że  za pomocą  własnych państw  realizowały swoje racje stanu  nawet(!), gdyby realizacje te, były zbrodnicze.
Nie można mieć pretensji do lwa za jego naturę, że jest dzikim, mięsożernym drapieżnikiem.
Same  pretensje do złodzieja, że jest złodziejem nie wystarczą.
Opowieści, wg. których maluje się Polskę i Polaków jako „dobrych, pokrzywdzonych” stają się fatalne dla wychowania dalszych pokoleń.
Spojrzenie na naszą historię, prezentowane przez wielu historyków i publicystów sprawia, że mentalność ludzka jest  niszczona  na poziomie zdroworozsądkowym.
Nie rzadko historycy z tytułami, sprawiają  wrażenie osób, prywatnie zupełnie oderwanych od życia jako takiego.
Rzeczą najbardziej obezwładniającą jest sytuacja, w której historyk przedstawia jakąś zgrozę lub jakiś absurd promując go do roli  normy lub wzorca do naśladowania. Przykładem może tu być polityka min. Becka, Powstanie Warszawskie, czy prezydentura śp. L. Kaczyńskiego. PODSTAWOWĄ  refleksją dzisiejszych historyków winna być  ta, która unaocznia, że wojen  i  państwa  nie prowadzi się w ten sposób, iż zostaje się z niczym lub z ruiną.
Dzisiaj bardzo powoli dowiadujemy się o całkowitej zapaści technicznej Wojska Polskiego, które zawsze dysponowało uzbrojeniem z wojen minionych  i  skazane było na całkowitą improwizację swoich poczynań w polu. Wszystko to było i jest efektem  CELOWYCH(!) działań Polaków.

Niektórzy historycy, rozpatrując nasze losy dochodzą do  absurdu „bezalternatywności historii”, nie za bardzo uświadamiając sobie, że jest to krystaliczna mentalność niewolnika lub ubezwłasnowolnionego dziecka.
Historię ZAWSZE  ktoś prowadzi, nie jest ona znikąd i - nie mam tu na myśli Pana Boga  wobec, którego bezalternatywność jest oczywista, ale wydarzenia, które toczą  się przez uczestników na ziemi.
„Bezalternatywność” stawia nas w sytuacji, w której  historię tworzą inni, a my sami mentalnie nie mamy ruchu i zostajemy skazani na wynik. To jest błąd w odczytywaniu wymowy życia w ogóle i fatalny przekaz dla pokoleń następnych.
Należy dostrzec, że debaty o klęsce wrześniowej, które za początek swoich rozważań biorą rok 1938  mogą być bardzo ciekawe, ale ze względu na fakt, iż było wówczas już za późno, kierują one rzetelną refleksję historyczną na ślepe tory i stanowią nie lada manipulację. Całość przypomina refleksję  robotnika, który  przy wzmagającej się wichurze na ósmym poziomie rusztowania spostrzegł, iż nie jest ono w żaden sposób przymocowane do budynku.
Faktycznie, stanął on wobec  „bezalternatywności”  swojego położenia: może gołymi rękami próbować przytrzymać kilkutonową konstrukcję i dać się rozerwać na strzępy, może też od razu polecieć w przepaść. Rzecz w tym, że późniejsza komisja budowlana z prokuratorem na czele, nie będzie analizować "bezalternatywności"  nieszczęśnika, nie będzie pomstować na niesprzyjającą pogodę, przeciwności i wałęsających się wrogów, tylko weźmie za d... twórców całej sprawy.

W moim przekonaniu II Rzeczpospolita  winna być poddana  rzetelnej ocenie  krytycznej, szczególnie w sytuacji, kiedy docierają do nas sygnały, iż stopień absurdu realizowany w III Rzeczpospolitej   jest znacznie większy.
Po wojnie z bolszewikami (1920) przespano 19 lat, po czym "upadek był wielki".
My od 30 lat korzystamy z łaskawości losu, ale kiedy się ona skończy może się okazać, że katastrofa będzie o wiele większa niż w 1939r.
=============================================================================
VI.  PODSUMOWANIE,  czyli   PRZYSZŁOŚĆ  PAŃSTWA

Z podstawowych umiejętności odczytywania  realiów geopolitycznych wynika, iż na tym miejscu mapy świata, na którym znajduje się Polska nie może być miejsca na strategiczną pustkę.
Losy to potwierdzały będąc dla nas bezlitosne. Od wieków widać, że do nas Polaków nie dociera skala wyzwania wobec, którego nas Bóg postawił (np. miejsce na mapie).
Na miejscu, gdzie winno znajdować się państwo tworzone przez gospodarzy, czyli przez nas Polaków pojawiała się państwowość rosyjska (zabór rosyjski), potem niemiecka (GG), potem znowu rosyjska (PRL).
Obecnie mamy „III Rzeczpospolitą”   i nikt nie wie, co to tak naprawdę jest.
Niebyt polskiej obronności, gospodarki i strategicznie groteskowa polityka władz, nasuwa jak najgorsze przypuszczenia.

„Brak alternatywy” - tym razem wyborczej, pokazuje zupełną niemoc narodu.
Oznacza to, że wśród Polaków nie znalazł się dotąd  NIKT, kto czułby się za państwo na tyle odpowiedzialny i zdolny, by wziąć cugle losów i ster Polski w swoje ręce.
Ot, taka polityka dla ubogich.

Powyższa sytuacja stanowi środowisko, w którym jak ryba w wodzie może poruszać się każdy, kto chce wygrać każdego rodzaju wojnę bez wojny i uzyskać, co chce.
Wrogowie nasi są przygotowani i zawsze gotowi  do  reakcji.

My, Polacy całe wieki myśleliśmy kategoriami podludzi.
Natomiast realia życia i świat   doczesny  wymagają myślenia kategoriami ludzi.
Tj. cała nasza bieda.
Zawsze stoimy „u boku”  sami, bez względu na sytuację na „szachownicy”  gotowi  przegrać partię.
W rezultacie panują tu od wieków ogromne obce wpływy, a interesów żadnych.
Zostaniemy narodem wydziedziczonym, narodem niewolników, wśród których rozpocznie się walka o podział tego niewolnictwa i o pozycję wśród samych niewolników.
Trudno będzie zawrócić z tej równi pochyłej, bo od ponad 600 lat nie potrafimy sprostać wyzwaniom, które daje nam w historii  Stwórca.

Zarys  wyzwań:

I.
Polska nie sprosta tylko siłami policyjno-politycznymi zapaści demograficznej, samotności młodych,  nietrwałości rodzin, nawale islamu, czy „tęczowych” paranoi anglosasko-protestanckich promujących, m.in. model „rodziny”  2 + pies.
Prosty  rachunek  wylicza, że z  modelu rodziny  2+2   nie da się zbudować społeczności, która będzie samodzielna.
Trzeba tylko zejść do realiów i przyjąć je do wiadomości.
Potem, podjąć wyzwanie:

„Jak nie będzie nas 60-70 mln, to będziemy mieć problemy.”
[kard. S. Wyszyński do gremium KC PZPR]

W aborcjach po 1945r zabiliśmy już ok. 20 mln  ludzi.
O   liczbach  ofiar   ludobójstwa  „in vitro”  strach myśleć.
Mamy narastający zalew samotności.
Dzieci, małżonkowie, młodzież - ogół społeczeństwa przebywa „ze sobą” z oczami w smartfonie.
Pracownicy wynagradzani  źle,  absolwenci o zawodach  bez sensu, polski oficer i żołnierz, który tak naprawdę nie wie komu służy.
Proces prowadzący do demontażu, ogłupienia i demoralizacji społeczeństwa oraz odwracania uwagi od istoty problemów przed, którymi to społeczeństwo stoi postępuje w najlepsze wraz  z  przyzwyczajaniem  ludzi do wymagań wygodnego życia (na kredyt) przy jednoczesnym odebraniu zdolności twórczo-produkcyjnych (brak zdolności spłaty kredytu).
Nadto,  działania promocyjne całkowitej i głębokiej patologizacji ludzkiej psychiki od najmłodszych lat - tak, by dzieci i młodzież byli już nie do odzyskania, stając się trwale nienormalnymi ludźmi.

Wygląda na to, ze debilizm społeczeństwa postępuje w zatrważającym tempie (debilizm polega również na  niepowetowanym  braku reakcji tam, gdzie powinna ona być, np. braku  skutecznej  reakcji  prezydenta  na  "in vitro").

Myślicie, że mamy nieograniczoną ilość czasu ?!
On nam ucieka !
Otrzeźwienie przychodzi jak już lecą bomby, wyłączają nam prąd lub pieniądze z chwili na chwilę traci na wartości.
Wiecie kim ci ludzie są
(nasi wrogowie, autorzy ustawy 447, zakamuflowani zbrodniarze, krzewiciele „tęczowej zarazy”) ?
Nie będą się patyczkowali.
To, co zrobili z Warszawą w 1944, to spacer w parku w porównaniu z tym, co zrobią.
Pomyślcie o tym !
200 tys. ofiar ?!
Jak będzie trzeba, to zginie 30 mln.
Polska jaką znamy przez  wieki  przestanie istnieć
(→ patrz płk. Kukliński)
.

II.
Polska nie sprosta zasobowo-przemysłowemu wyścigowi świata, w tym klasycznemu wyścigowi zbrojeń.
Tymczasem, Bóg umieścił nas w miejscu mapy świata, w którym znajdują się  nieprzyjazne Polsce państwa wiodące  prym w  w/w wyścigu.
Wymowa misji płk Kuklińskiego była taka, by unaocznić społeczeństwu polskiemu w jakim miejscu na mapie się znajduje, czyli na potencjalnej pustyni  atomowej.
Znane nam rachuby  obronne  obliczone są  na pozabijanie się nawzajem  i   zagładę świata.
Na tym polega, m.in.  „równowaga sił”  mocarstw  atomowych w chwili obecnej.

Polska może sprostać wyzwaniom:

- wiarą;
- rzetelną, szczegółową  wiedzą, nt. rzeczywistości wewnętrznej  jak i globalnej;
- myślą;
- technologią;
- sensowną, ściśle celową  pracą.

Polska, by przetrwać musi dojść do takiej przewagi technologiczno-cywilizacyjnej, by rozbroić Eurazję i utrzymać trwale ten stan.
Musi zabezpieczyć swoich obywateli zarówno przed deszczem spadających rakiet jak i przed wizją niewolniczej pracy (→ patrz film: „Amerykańska fabryka [Amercan factory]”, reż. Steven Bognar, Julia Reichert; 2019).
Wszystko to wymaga gruntownego przemeblowania naszej mentalności,  mobilizując do  spojrzenia z pozycji  ludzi  dorosłych, a nie małpujących dzieci.
Albo sprostamy tym wyzwaniom, albo dryfować będziemy na falach „łaskawości” losu, który wzorem pokoleń minionych może zaprowadzić  nas  do  ostatecznego  piachu.
Minie kolejnych może 200 lat, ale…nas już nie będzie.
Jedynym miejscem, który nie pójdzie w zatratę to będą strzępy Kościoła Katolickiego, bo Kościół  nigdy nie zginie, ale jako masówka, bez katechumenatu  raczej nie obroni wiary  swojego ludu. 


Z  wyrazami  szacunku:

Robert  Hazgrun

Hazgrun
O mnie Hazgrun

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo