Rolex Rolex
136
BLOG

ZE STOLICĄ W MOSKWIE

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 41

 

Popełniłem wczoraj futureskę, w której nieistniejącemu oficerowi imperium kazałem analizować społeczne konsekwencje i reakcje Polaków na ponowną, ewentualną próbę militarnego włączenia naszego kraju w słodkie ręce państwa funkcjonariuszy GRU i KGB.

Notka powstała pod wpływem dyskusji o filmie przybliżającej Polakom sylwetkę „jenierała” Jaruzelskiego i nie dotyczyła ani filmu, ani „jenierała”, ale stanu naszych umysłów, bo sama dyskusja – nie wskazując nikogo konkretnie, wszak mówimy tu o pewnych typach postaw, wykazała, że mamy w Polsce grupę rodaków, która taką, ewentualną inkorporację zaakceptowałaby (być może nieentuzjastycznie); znaleźliby się również tacy, którzy uznaliby, że warto ponownie wstąpić do odrodzonego PRON z tych samych powodów, dla których oni sami, bądź ludzie identycznie myślący, znaleźli się w politycznej gwardii przybocznej namiestnika Moskwy w latach osiemdziesiątych.

W tej, przyznaje żartobliwej, futuresce starałem się na poważnie wskazać na te cechy polskiego społeczeństwa, które mogłyby łatwości „włączania” sprzyjać, oraz na te cechy polskiego państwa, jako struktury, które czyniłyby wszelką obronę nieskuteczną.

Pierwsze, co trzeba jednak zrobić, to spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy takie zagrożenie jest realne?

Nie jestem wojskowym sztabowcem, ale gdybym był, to moja rola polegałaby na przewidywaniu ewentualnych zagrożeń, w tym zagrożeń mogących płynąć ze strony naszych sąsiadów (bo taka rola sztabowca). I jeśli na chwilę potrafiłbym wczuć się w rolę sztabowca, to wskazałbym na Rosję (i Białoruś z racji już przeprowadzonych, wspólnych manewrów desantu na polskie granice) jako na pierwsze, możliwe zagrożenie.

I pierwszy wniosek, jaki zawarłbym tuż po zdefiniowaniu zagrożenia, byłby taki, że polska armia nie jest w stanie stawić czoła ani armii Rosji, ani Armii Białorusi oddzielnie, żeby nie wspomnieć o obydwu naraz.

Dlatego Polska, jeśli chce zabezpieczać się przeciwko takiemu, ewentualnemu zagrożeniu musi szukać zabezpieczeń w polityce międzynarodowej.

Są trzy możliwe kierunki działań w celu zabezpieczenia się.

Po pierwsze, prowadzenie polityki wschodniej, która umacnia wzajemne związki pomiędzy państwami mogącymi obawiać się rosyjskiego sąsiada równie silnie, a więc państw bałtyckich, Ukrainy, Gruzji (aspirującej do członkowstwa w NATO), ponadto państw europejskich o mniejszym potencjale obronnym (choć przy obecnym stanie polskiej armii i to można poddać w wątpliwość) takich jak Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria.

Po drugie, prowadzenie aktywnej polityki europejskiej, przez co rozumiem takie działania, które czynią z Polski (ewentualnie Polski związanej z tymi z przywołanych w poprzednim akapicie państw, które do Unii należą) pierwszoplanowego gracza przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji, szczególnie dotyczącech bezpieczeństwa energetycznego i miltarnego.

Po trzecie, poprzez podejmowanie prób zawarcia bezpośredniego, militarnego sojuszu z jedynym światowym mocarstwem, to jest z USA.

Z kolei polityka rosyjska, jeśli Rosja ma sztab, i w nim również rozważa się hipotetyczny wariant ponownego włączenia Polski do rosyjskiej strefy wpływów powinna wszystkie działania Polski w tych własnie kierunkach torpedować.

Dlatego Rosja, poprzez swoich ludzi, powinna ogłaszać, że polska polityka wschodnia, jeśli wyraża się w próbie podjęcia jakiejkolwiek akcji politycznej na Wschodzie, jest przejawem awanturnictwa, pobrzękiwania szabelką i megalomanii. Wszelkie próby łączenia bądź tworzenia związków energetycznych, w których Rosja nie miałaby prawa zakręcić kurka, należy sabotować, rafinerie podpalać w wypadkach rękami nieznanych i nigdy nieschwytanych sprawców, a projektantów nazywać fantastami oraz podkreślać ich ekonomicznie wątpliwe skutki.

Dlatego polityka rosyjska, przez swoich ludzi powinna dążyć do tego, by Polska występowała na forum Unii samotnie, by nie wiązała się sojuszami z innymi państwami oprócz tych, które realizują rosyjskie projekty w zgodzie z jej wizją i potrzebami, by „znała swoje miejsce w szeregu”, by – wreszcie, nie zapadała w pamięć jako ważny i istotny składnik europejskiego ładu.

Dlatego również polityka rosyjska powinna dbać by polsce politycy spotykali się w Waszyngtonie z afrontami i lekceważeniem, by polska polityka obronna była nieudolna i by – co dla Rosji byłoby najgorsze, Polska nigdy nie została uznana za wiarygonego partnera dla jakichkolwiek militarnych planów amerykańskich.

Aby przejść do konkretów:

Na pomysł tarczy antyrakietowej trzeba odpowiedzieć takimi działaniami, by tarcza nie powstała, albo by została zastąpiona czymś, co dla Rosji będzie oznaczało minimalne zagrożenie międzynarodowe i militarne.

Polityków amerykańskich należy obrazić na tyle skutecznie (powiedzmy, około albo wprost w tej dacie, jeśli znajdziemy polskiego polityka wystarczająco bezczelnego, największego amerykańskiego święta narodowego), by żaden polski minister obrony nie miał czego szukać w Waszyngtonie.

Pomysły konsolidacji systemów energetycznych Polski, krajów bałtyckich trzeba dusić w zarodku i dązyć do uzależniania każdego z tych krajów z osobna od swoich dostaw w taki sposób by nie zakłócać dostaw do „starej Europy”.

Przy spełnieniu takiego scenariusza (a właśnie się spełnia), właczenie Polski na powróy w rosyjską strefę wpływów nastąpiłoby politycznie, a nie militarnie, bo odrodzony PRON sam by poprosił o przyłaczenie po, powiedzmy, sześciu miesiącach braku dostaw gazu, bez potrzebnych zapasów i alternatywnych możliwości ich pozyskania.

Powie ktoś, zawsze można zrealizować pomysł Gudzowatego i „na szybko” podłaczyć się pod Bernau.

Owszem, tylko Niemcy będą wtedy stały przed alternatywą: zgodzić się na połączenie, albo samemu zostać bez gazu na sześć miesięcy.

Międzynarodowa polityka Polska powinna być na tyle rachityczna (np. w formie panny młodej i nęcącej), by jej całkowite zniknięcie nie zostało w Europie zauważone.

Piłsudski miał powiedzieć tuż przed smiercią stojąc w obliczu fiaska planów federacyjnych: „Jak będzie wojna, podpalcie świat”.

Polska w roku 1939 mogła przynajmniej tyle.

Jakiej wielkości pożar wywołalibyśmy dzisiaj?

Co więcej, niemieckie wojska na ulicach polskich miast witali Niemcy (jesli mieszkali). Po dokładnym przeanalizowaniu głosów nad filmem o pewnym sowieckim generale, jestem pewien, że armii rosyjskiej w Polsce nie witałby nikt, bo nie byłaby potrzebna. Za to na towarzyszący ponownemu włączeniu do Wielkiej Słowiańskiej Wspólnoty występ chóru Aleksandrowa przyszłyby tłumy. Występ odbyłby się zresztą w budynku wybudowanej na szybko, nowej Filharmonii Narodowej im. gen. Wojciecha Jaruzelskiego.

A kolejne nurtujące zagadnienie to takie, czy znaleźli by się kandydaci do nowego namiestnictwa, co skutecznie chroniłoby tezę o „wewnetrznej sprawie” Polaków i czyniło zbytecznym smutny obowiązek przywożenia Rokossowskich?

Cóż, zawsze znajdą się ludzie, którzy będą w stanie rozważyć taką propozycję w oparciu o kategorie ryzyka.

Nikt nie bedzie chciał zostać Mussolinim, bo to się kończy stryczkiem, albo Causescu, bo to się kończy poczęstunkiem z ołowiu.

Ale drugim Jaruzelskim, Rakowskim, Urbanem?

Gdzie to ryzyko w razie niepowodzenia przedsięwzięcia?

Rzecz jasna pozostaje najwazniejsze pytanie: czy Władze Federacji Rosyjskiej w ogóle rozważają taki pomysł, jak poszerzanie swoich stref wpływów i zdobyczy terytorialnych?

Powiedzmy, że jeśli miałoby to się wiązać z ogromnymi kosztami, to nie.

Ale jeśli za darmo?

Temat rozwijam, w bardziej międzynarodowym ujęciu w najnowszym numerze POLIS MPC.

 

Pozdrawiam

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (41)

Inne tematy w dziale Polityka