Rolex Rolex
212
BLOG

APACHE

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 35

 

Ta historia nie zdarzyła się na prawdę, ale mogła się wydarzyć.

 

„Janek!” cichy szept dochodził z boku, gdzieś spod muru okalającego bramę na uniwersytecki dziedziniec. Mężczyzna stojący przed bramą poruszył się, spojrzał w kierunku, z którego dobiegał szept, po czym znieruchomiał. Potem wolno wyciagnął z wewnętrznej kieszeni marynarki zmięta paczkę, wyciagnął i zapalił papierosa, jak gdyby nic się nie stało, ale napięte rysy twarzy świadczyły o zdenerwowaniu. W końcu odrzucił niedopałek wprost na zakurzone Krakowskie Przedmieście. Z przewieszonej przez ramię aktówki wyjał gazetę prezentując przechodniom czerwony napis „Trybuna Ludu”. Tuż nad bijącym po oczach tytułem, małym czarnym drukiem podano datę: 21 września 1963 roku. Mężczyzna omiótł wzrokiem tytułową stronę, otoworzył wielką płachte i przez chwilę studiował coś na jednej z wewnętrznych, później złożył gazetę, umieścił pod pachą i podreptał wolno w kierunku ruin na Placu Zamkowym. Uszedł zaledwie kilka kroków, pacnął się w czoło, jakby sobie nagle o czymś przypomniał, zawrócił i szybko ruszył w przeciwnym kierunku.

Wkrótce drugi mężczyzna, ubrany w długi, niemodny, jeszcze przedwojennego kroju płaszcz, odkleił się od muru i ruszył śladami pierwszego. Każdy szanujący się Warszawiak rozpoznałby w nim prowincjusza, gdyby prawdziwych Warszawiaków nie było już jak na lekarstwo; prowincjusze zdawali się dominować. Po kilkunastu metrach zrównali się i szli obok siebie, krok w krok, korzystając z dość szerokiego chodnika.

Musieli się znać, bo uważny przechodzień, dajmy na to – przechodzień na etacie, wyszkolony w zakresie rozpoznawania znajomości pomiędzy ludźmi, odgadłby prowadzoną stłumionymi głosami rozmowę, pomimo, że w jej trakcie nie spoglądali na siebie.

„Oszalałeś! Czy ty, Józek, zwariowałeś do reszty?”

„Spokojnie... I nie Józek ale Waldemar Domiradzki, nauczyciel ze szkoły elementarnej z Lublina. Mów mi Waldek.

„I co? Uważasz, że jak załatwiłeś sobie lewe papiery, które każdy SB-ek rozpozna po dziesięciu minutach, możesz sobie pozwolic na wycieczki do Warszawy?

„SB-ek? UB-ek!”

„Nie jesteś na bieżąco”

„Słuchaj, może ja sobie gdzieś pójdę na małą wódkę, co? Dochodzi mnie trzepot gaci.

„Zamknij się. Nocujesz u mnie. O tyle szczęśliwie, że Maryla wyjechała z dziećmi.”

Pół godziny później siedzieli za stołem pokrytym ceratowym obrusem, na którym stały dwa pięćdziesięciogramowe kieliszki, zawinięta w pęto kiełbasa, nóż i talerzyk z kiszonymi ogórkami. No i butelka wódki, na wpół oprózniona. W powietrzu unosił się dym.

Józek, albo, jak sam się przedstawił, Waldemar, rozsiadł się wygodnie; opalona, wesoła twarz człowieka, który większą część życia spędził na wolnym powietrzu, promieniowała radością i odprężeniem.

„Janek, to będzie już pięć lat...”

„Słuchaj, ja się cieszę, ale i tak miałem w tym roku wpaść do Lublina, więc mogliśmy się spotkać bez narażania ciebie... i innych... Wiesz, ja się jakoś zahaczyłem, a nie było łatwo. Powiem więcej, pracuję w swoim zawodzie, na uniwersytecie. Dziesięć lat siedziałem, pięć robiłem za stróża, za kawałek chleba i butelkę wódki. Dzieciaki chodziły głodne... co ja ci będę mówił. Dobrze, że Maryla miała robotę w tej stołówce, inaczej z głodu byśmy zdechli.

Józek wstał i podszedł do regału, na którym stały książki. Wziął w ręce pierwszą z brzegu, niezdarnie, grubymi, chłopskimi palcami przewracał kartki, przyjrzał się okładce.

„Czarne gwiazdy” odczytał na głos tytuł. „To już nie czerwone?” zaśmiał się sam ze swojego dowcipu. „To o niezwyciężonej armii sowieckiej?”

„O Lumumbie”

„O czym?”

„O Lumumbie. Prezydencie Niepodległej Republiki Konga”. O czerwonej fali, której nie da się zatrzymać. Od Lublina po Kinszasę”

„A ten Kapuściński to kto?”

„Reporter, modny teraz, jeżdzi po świecie”

„Też bym pojeździł po świecie”

„To masz złą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. I złych znajomych, ale idź do paszportowego, pogadaj”.

„A tu...” wzrok Józka zatrzymał się na pierwszej stronie. „Z życzeniami pomyślności w życiu zawodowym i osobistym, uczciwej pracy dla socjalistycznej Ojczyzny. II Sekretarz POP Uniwersytetu Warszawskieg Geremek Bronisław. O, to do partii też zdążyłeś wstąpić? Dawno mnie nie było.” Głos mężczyzny stwardniał.

„Słuchaj, wszyscy wstąpili. Bartek i Zawada, Romek i Wacław. Żeby przeżyć, żeby zatrzeć ślady, żeby mieć alibi.

„Kiedyś można był przeżyć bez pieniędzy, bez alibii, zacierając ślady bez wstępowania w łachudry. Pamietasz las? Też można było przeżyć.”

„Była wojna”

„A teraz jest co?”

„Gówno. I ja siedzę w nim po uszy, razem z tym... Kapuścińskim i Geremkiem. Ale oni chociaż wyjeżdżają.”

„Nie chcą prysnąć?”

„Widocznie dobrze im tu. Nie wygłupiaj się, siadaj. Napij się. O Shadowsach słyszałeś?

„Nie a co to? Czarni komuniści?”

Nie, zresztą nie wiem. Z Londynu. Z Anglii. Taki facet ma szwagra i przysyła pocztówki z muzyką. Chcesz posłuchać?

„W Anglii jest rząd”

„Ale nie rządzi...”

Przechodnie podnosili głowy; zza rozświetlonego okna dobiegały przytłumione dźwięki „Apache”. Burżuazyjna kultura wkraczała szerokim frontem, widac Polska Rzeczpospolita Ludowa otwierała się na świat.

Józek opuszczał dom Janka wcześnie, przed siódma. Ludzi było już sporo, ale – miał nadzieje, gnidy jeszcze spały. Mylił się. Przez całą drogę na dworzec był czujnie obserwowany, choć nikt go nie niepokoił. Ludowej Ojczyźnie nie zależało na strzelaninie w stolicy. Sieć była zastawiona w rodzinnym stawie. Tak przynajmniej solennie zapewniały raporty sprawy o kryptonimie „Pożar”. W odróznieniu od niego, raporty były bezbłędne Ostatnie zdanie ostatniego zapisano dokładnie miesiąc później, 21 pażdziernika 1963 roku.

Ciało z odpiłowaną głową przekazano rodzinie. Trumna była normalnej wielkości, choć nie było to potrzebne. Przybyli najbliźsi i tłum funkcjonariuszy.

 

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Polityka