Do Polski przyleciał prezydent Miedwiediew z małżonką. Miło. Powitaliśmy prezydenta Miedwiediewa „Warszawianką” i słusznie. „Hej kto Polak na bagnety!” należy rozumieć dosłownie i udać się z pielgrzymką do Ossowa, gdzie bagnety już ziemi wystają, chociaż ręce dzierżące bagnety pozostają, póki co, pod powierzchnią gruntu. (uwaga od specjalisty od „Health and safety”: na bagnetach pod żadnym pozorem nie należny siadać, choćby p.Kunert zalecał). Pan prezydent Miedwiediew z małżonką spotkał się p.o. Bronisława z małżonką i pewnie p.o. Bronisława opowie panu Miedwiediewowi jak to Polacy pili na Kremlu, a pan Miedwiediew, w ramach rewanżu, wypije w Warszawie. Albo i nie wypije, bo ONI nie piją.
W Berlinie nasze nowe stosunki z Moskwą uznaje się za wzorcowe. Też słusznie, bo nowe stosunki z Rosją, za które zapłacimy dokładając się w formie „rekietu” wliczonego w cenę gazu do wielkopańskiego bailout'u kraju, nazywanego w świecie dyplomacji „mafijnym”, muszą Berlin cieszyć. A my musimy pamiętać, że niemiecka gospodarka potrzebuje Polaków niczym powietrza, a podróbki niemieckich markowych produktów muszą być gdzieś upychane. Gdyby nie Polska trzeba by wysyłać podróbki do Gabonu, a transport morski kosztuje.
A już tym bardziej, że patrząc od strony Hamburga najbliższy sensowny port jest dopiero w Kaliningradzie.
Pan prezydent Miedwiediew oprócz dopięcia całości „jarłyku”, zgodnie z którym Polska zapłaci następcy Chanów, może się pouczyć polskiego. W celu ułatwienia panu Miedwiediewowi nauki wydawnictwo „Pruszyński i ska” wydało książkę do nauki polskiego. Szczególnym gestem wydawnictwa jest spisanie po polsku zaleceń pana prezydenta Miedwiediewa i pana premiera Putina (który, jak donosi poczta dyplomatyczna, robi w gangsterskim kraju za ober-gangstera) w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Książka, której autorami są wybitni rusycyści: Jan Osiecki, Robert Latkowski, Tomasz Białoszewski (bardzo panom dziękujemy, zarówno my jak i rodziny pilotów zachowają panów we wdzięcznej pamięci) jest uroczym kompendium wiedzy na temat tego, co różne rosyjskie służby (czyli: gangsterskie) sądzą o fizyce.
Nie wiemy co tłumacze, wspomniani wybitni rusycyści, sądzą o fizyce, ale przecież nie dlatego im zlecono napisanie kompendium poglądów różnych rosyjskich agend, żeby się na czymś znali, ale żeby po robociarsku wyłożyli kawnonaławnie, że generał Rokossowski był synem kamieniarza z Woli, a matka hrabiną herbu „Pałatka i skrzyżowane walonki”
Jestem przekonany, że w w Polsce Nowej Ery panowie tłumacze mogą liczyć na okruszyny jarłyku, który z Polski pojedzie na Wschód.
Może pan ambasador wykupi nakład i pogłębi swoją i swoich pracowników znajomość polszczyzny?
Pan ambasador może potrzebować circa 100.000 egzemplarzy! Kadry, kadry, kadry!
A wracając do jarłyku to pomimo, że zostanie p.o. Bronisława dostarczony, to w niczym nie wpłynie to na ogólną atmosferę wizyty, bo należy pamiętać, że jarłyk spisywano w językach obcych. Najpierw po ujgurski później po arabsku. Póki co w tekście widać jedynie liczby, ale p.o. Bronisława może się zwyczajowo uśmiechać, bo przecież nie nie wiadomo, czy ślimaki dokoła liczb znaczą „winien” czy „ma”. Tym się zajmą specjaliści arabiści, a być może osobiście zlecenie, po raz kolejny z zaangażowaniem, wykona sam Arabski.
Już same liczby muszą jednak robić wrażenie i wieść o nich rozlała się szeroko po Nadwiślu i spłynęła aż do Gdańska, gdzie a.Wałęsa poczuł się w obowiązku o sobie przypomnieć.
W sposób tradycyjny, czyli sikając do chrzcielnicy. Ten typ tak ma. Sikanie jest donośne na tyle, że pan prezydent Miedwiediew dosłyszy i wynagrodzi na wkład i całokształt.
Zresztą Nobla dostaje się tylko raz w życiu, a przed a.Wałęsą jego zaplecze polityczne nigdy Nobla nie dostało, więc to jednostka wybitna. Spasiba.
No i tak sobie fetujemy przybyłego pana Miedwiediewa z małżonką i fetujemy, bo wizyta pana Miedwiediewa oznacza początek zupełnie Nowej Ery.
Już za dni parę p.o. Bronisława pojedzie w charakterze listonosza, żeby osobiście doręczyć prezydentowi Obamie kopię polskiego jarłyku z załączoną wzjatką dla wybitnego demokraty.
Bycie listonoszem p.o. Bronisława ujmy nie przynosi, skoro Sz.p. Laskowik był przez lata listonoszem, to tym bardziej p.o. Bronisława może.
Brytyjska prasa nie donosi o wizycie prezydenta Miedwiediewa w Polsce, ale mało dzisiaj na pierwszych stronach o Kazachstanie, Turkmenistanie i innych krajach Azji przedniej :) więc nie można mieć pretensji, że i o "Azji zadniej" cicho.
Donosi o kolejnym skandalu korupcyjnym w FIFA (ale nie ma to przecież żadnych związków z p. Miedwiediewem i jego krajem) i o aresztowaniu i wydaleniu z Wielkiej Brytanii Katii Zatuliveter, szpieżynki przyłapanej na szpieżkowaniu w Izbie Gmin.
Informacja jest okraszona zdjęciem Katii Zatuliveter, której dłonie całują górale z Poronina, link tu: http://www.thesundaytimes.co.uk/sto/news/Politics/article470336.ece
Rzecz jasna sama Katia Zatuliveter nie ma żadnego związku z p. prezydentem Miedwiediewem i jego krajem. Ani z a.Wałęsą, rusycystami od tłumaczeń, a już tym bardziej z p.o. Bronisława.
No może tylko jej nazwisko występuje w tej samej powieści fantastycznej co Krasnokutski, ale to już zupełnie inna historia, Alicjo.
Pozdrawiam
Foto:East2west News Zatuliveter z góralami :)
A ponieważ pod moim tekstem pojawiły się propozycję, żeby to mme Zatuliveter przywoziła Jarłyk i do tych propozycji załączone są deklaracje osobistego ugoszczenia, dołączam do propozycji Annę Chapman, żeby był wybór, a nie jak w sowieckiej stołówce:

Inne tematy w dziale Polityka