Rolex Rolex
110
BLOG

REGLAMENTACJA TABLICZKI MNOŻENIA - KAWAŁEK NIELIBERALNY

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 45

W pierwszym zdaniu wypada raz jeszcze wyrazić wdzięczność p.prof Sadurskiemu za ciepłe słowa zachęty i poważne potraktowanie. Jest p.prof Sadurski jedną z tych osób, które przy okazji wykonywania zawodu, osiagnięcia pozycji naukowej wraz z odpowiednią tytulaturą nie doznają "wzdęć", co ma dobroczynny wpływ na dyskusję publiczną. Po słodzącym wstepie pora na armaty, a właściwie pierwszą baterię armat, jako że spór ten widzę ogromny i na jednym "nieliberalnym" wpisie skończyć się nie może. Dla utrzymania lekkiej i przystępnej formy, podobnie jak pan profesor, będę unikał streszczania dzieł twórców wybitnych, trudnych i nudnych, a skupię się na argumentach zdroworozsądkowych, co zasadne również i dlatego, że w Republice żyją obywatele, którzy w swojej wiekszości nie są dyplomowanymi profesorami filozofii i prawa.

Zacznijmy odpowiedź od pewnej korekty. Profesor, a za nim niektórzy z komentatorów, uznali Rolexa za kieszonkowego Sandela, po czym obarczyli go ciężarem wyznawania tezy, że "przypisanie wyborów światopoglądowych swobodnym decyzjom ludzkim trywializuje te przekonania światopoglądowe". Zabieg (nieświadomy) zastąpienia interlokutora nieznanego (a więc o żadnym autorytecie) znanym, jest zabiegiem skutecznym o tyle, o ile pozwala na zmianę dyskutanta z Rolexa na Sandela. Z Sandelem polemizuje się łatwiej, bo Sandel jest już przewałkowany i oswojony, a argumenty przeciw sandelowskim tezom funkcjonują w świecie sporu o idee od dawna.

Otóż spieszę donieść, że nie zgadzam się nie tyle z Sandelem, ile cały spór uznaję za nietrafiony. Sposób w jaki przyjmujemy jakieś przekonanie nie ma żadnego wpływu na jego rangę, prawdziwość i weryfikowalność. Sam osobiście w czasach, kiedy miotałem się pomiędzy chęcią zostania strażakiem bądź dyrektorem Zoo, zostałem poddany brutalnej indoktrynacji i mocą autorytetu (epistemicznego + deontycznego) zmuszony do przyjęcia całego pakietu tez (kilkudziesięciu hurtem). Grożono mi!

Dodam, że pakiet tez miał charakter aksjomatyczny i moje kwilenia o dostarczenie cienia dowodu nie znajdowały żadnego zrozumienia. I tu następuje czas wyjawienia bolesnej prawdy: zostałem złamany! Porzuciłem ćwiczenia wspinania się na linie, co niezbędne przyszłemu strażakowi, oraz moje hodowle żuczków i gąsiennic na rzecz przyswojenia sobie pakietu tez. Uczyniłem to z niskich pobudek. Chciałem mieć spokój.

Jakkolwiek nie wstydziłbym się tego epizodu w życiu przyznać muszę że z czasem pakiet tez aksjomatycznych uznałem za prawdziwy bez wyjatku. To co narzucone siłą, okazało się mieć taką samą wartość w momencie narzucenia, jak i w w późniejszym momencie wolnego uznania za słuszne. Z pakietu korzystam również i dzisiaj (w sposób wolny) i - jak dotąd - nie zawiodłem się!

Pewnie już się Państwo domyśliliście, że mowa o tabliczce mnożenia. Zresztą, muszę również przyznać, od tego czasu nabyłem obrzydliwej cechy konformizmu i bez większych oporów przyjąłem łazienne ekstrawagancje Archimedesa, przed-kubistyczne rysunki Talesa i większość rzeczy, których uczono mnie w szkole.

To tak pół żartem, bo pytanie: "A jak tabliczka mnożenia ma się do postaw światopoglądowych?" jest jak najbardziej zasadne, więc dalej serio, choć - w co wierzę - nienudno.

Otóż ma. Bo światopogląd idealny powinien być świtopoglądem spójnym, niesprzecznym i całościowym (do tego dążymy). A jeśli mówimy o sprawach społecznych, to również i weryfikowalym, jak tabliczka mnożenia. Tabliczkę mnożenia weryfikujemy łatwiej (dwa razy po dwa ziarenka ryżu daje cztery ziarenka), sprawdzalność trafności pewnych tez światopglądowych w zyciu społecznym trudniej, ale da się.

Tu zaskoczę zapewne oponentów, jesli napiszę, że w naszej dyskusji nie bedę udowadniał prawdziwości tradycyjnych fundamentów cywilizacji europejskiej w oparciu o transcendentny zwornik, jakim jest idea Boga, Jego smierć na krzyżu i zmartwychwstanie. Dlaczego? Bo tego udowodnić nie potrafię. Podobnie, jak nie potrafiłbym zaprzeczyć. Spór o nieweryfikowalne inaczej niż w akcie wiary lub niewiary tezy jest w swojej istocie sporem jałowym na gruncie logiki. Możemy zresztą umówić się z profesorem Sadurskim, że niezwłocznie po tym, jak drugi z nas dokończy żywota: a) przedyskutujemy to raz jeszcze, b) nie bedziemy mieli takiej szansy w związku z nieistnieniem (słynny zakład, który zawsze wygrywam, ha!).

Rzecz jasna sposób przyjęcia nieweryfikowalnej tezy o istnieniu bądź nie istnieniu Stwórcy nie umniejsza samej tezy (jak chciałbySandel). Bo jest albo tak, albo siak, a to że nie potrafimy czegoś przekonująco uzasadnić, to inna sprawa.

Ale wróćmy do sklepiku. Satyra w sklepikowej opowieści polegała na tym (bardzo przepraszam, że tłumaczę), że pewien trend we współczesnej mysli społecznej posługuje się takim sklepikiem, jako pojęciem kontraktualnym. Człowiek - zdaje się sobie wyobrażać "trend" - stoi zawsze przed wolnym wyborem, społeczeństwo to suma indywiduów, które wyboru dokonały bądź dokonują w sposób wolny, a życie społeczne polega na wynegocjowaniu absolutnego wspólnego minimum wartości w drodze umowy. Obraz jest zajefajny, jak mawia młodsza młodzież, tyle, że nieprawdziwy.

Bo to trochę tak, jakby powiedzieć, że zoolog stoi zawsze przed wyborem, jak powinien wyglądać słoń, społeczność zoologów tu suma dokonujących takiego wyboru, a komunikacja pomiedzy zoologami polega na ustaleniu absolutnego, wspólnego minimum w obrazie słonia w drodze umowy. Tymczasem słoń narzuca się w sposób autorytarny i nie podlegakjący dyskusji. Narzucanie się słonia można by nawet okreslić jako brutalne, w związku z rozmiarami.

Tak, jak nie było porozumienia zoologów w sprawie słonia, tak i nie było porozumienia w sprawie wartości, a w żadnym z opasłych tomów dotyczących żywotów naszych przodków nie znajdziecie państwo śladu po ogólnoludzkim zebraniu, na którym dokonano by Umowy na jakikolwiekbądź ogólny temat.

Prawdą jest natomiast, że "historyczny" człowiek podejmował różnego rodzaju wybory społeczne i ponosił tych wyborów konsekwencje. Jakie? Ano, jeśli podejmował złe, to znikał wraz resztą społeczności.

Są takie trendy w naukach społecznych, które głoszą, wbrew faktom, że jakiekolwiek nie wybory społeczne nie byłyby, to efekt i tak będzie ten sam. Takie poglądy głosili marksiści dowodząc, że cokolwiek bysmy nie robili i tak żądzą nami "powszechne i absolutne prawa rozwoju dziejowego", które końcem końców doprowadzą do oczywistego końcowego efektu. Tak również zdają się sądzić i zwolennicy "postępu", którym historia jawi się jako kontynuacja ewolucji i musi prowadzić do przekształcania się społeczeństw z form prymitywnych, ku formom doskonalszym. W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z "wiarą czystą, gorącą i dziecinną" oraz z klasycznym włączniem zananej nam już idei Boga w proces społeczny i historyczny. Jeden z moich mistrzów (E.Voegelin) podobne poglądy okreslał jako "religie wewnątrzświatowe" (innerweltliche Religionen), drugi Toynbee - nazywał je zbiorczo: futuryzmami.

A czemuż to taka wiara miałaby nie zasługiwać na zaufanie? Bo podobnie jak słoń nie znajduje potwierdzenia w faktach! Ludzkość - zdarza się - wznosi się na poziomy cywilizacyjne, zdarza się jednak częściej, że z nich spada! Armia Aleksandra Wielkiego podróżująca po Persji natknęła się na imponujące pozostałości cywilizacji Asyryjskiej, nie spotkała natomiast Asyryjczyków. Dlaczego? Otóż cywilizacja Asyryjska popełniła błędy i przestała istnieć, a pula genów wielkich militarystów rozproszyła się wśród koczowników pędzących swoje stadka kóz przez ruiny, pozostałości po wspaniałych budowlach ich przodków.

Niektórzy mieszkańcy prekolumbijskiej Ameryki uznali, że sposobem na odwrócenie klęski głodu wynikającej z monokultury upraw (zły wybór w zakresie rolnictwa i sadownictwa) bedzie zarzynanie tysiącami członków własnej społeczności w celu przebłagania tych z bogów, którzy mieli mieć pojęcie o rolnictwie. Jak wiemy, nie udało się, co widomym znakiem, że wybrani przez nich bogowie albo nie istnieli, albo nie byli kompetentni, a podejrzewana korelacja pomiędzy mordowaniem i plonami "nie znalazła potwierdzenia w faktach".

Ale czas powrócić do naszej kochanej Europy. Wbrew temy co mogłoby się wydawać również i my (w sensie cywilizacyjnym) nie wywodzimy się od postawnych, wolnych mężczyzn i kobiet, które w drodze uroczystego konsensusu wybrały jakiś sposób organizacji życia społecznego, a ten z kolei, z konieczności okazał się trafny. Wywodzimy się od wesołych płowowłosych i dzikusów, którzy przejawiali róznorodność w zakresie formowania zycia społecznego. Dokonywali mniej lub bardziej wolnych wyborów światopoglądowo-społecznych, które okazywały się mniej lub bardziej trafne (częściej mniej). Pamietajmy skąd przyszliśmy: nasi przodkowie stawali się pełnoprawnymi członkami europejskich społeczności np. poprzez zakończone sukcesem przeprowadzenie walki w klatce z młodym wilkiem lub niedźwiedziem przy uzyciu wyłacznie rąk i zębów. Związki małżeńskie zawierało się wielokrotnie w drodze kupna bądź porwania (z czym związane było oczywiście zgwałcenie). Grotów do strzał dostarczali np.osadzani po siołach niewolnicy, czasami powtarzaliśmy motyw ze składaniem ofiar z ludzi, szczęśliwie nie był to zwyczaj powszechy, dzieki czemu nie podzielilismy losu wspomnianych mieszkańców Ameryki już na tym etapie.

Dzisiaj, na uniwersytetach całego świata, od Pekinu, przez Delhi, po Egipt narzuca się w drodze przymusu pewne tezy, które powstały własnie tu, w Europie. Oczywiście, Hindusi też wymyślili logikę (i to bez kwantyfikatorów, żeby było zabawniej), ale tej (sprawnej) logiki się nie wykłada. Wykłada się europejską. Narzucilismy również światu pewną wizję człowieka i człowieczeństwa, wedle której życie każdego człowieka jest godne i wartościowe, dlatego patrzenie na umierającego nędzarza pod kapiącym od złota pałacem nie jest etycznie obojetne.

Świat nasze roszczenia do prawdziwości narzucanych tez etycznych przyjmował nie bez oporów i z niedowierzaniem. Bo niby dlaczego miałyby być prawdziwe?

"Bo tysiąc lat temu" - odpowiadaliś nasi nieodlegli już przodkowie - "bylismy tam gdzie wy teraz, i mogliśmy obawiać się najazdu z waszej strony, gdybyśmy mieli pojęcie, że ziemia jest okrągła i wy istniejecie. Dzisiaj to my przypłyneliśmy tu na czymś, co nazywa się statek wykorzystując naukę nawigacji, którą również udoskonalilismy w sposób nieznany gdziekolwiek indziej.

Wasze metody życia uznajemy za barbarzyńskie, a jesli jesteście innego zdania, to w miejsce okrągłego stołu proponujemy inny nasz wynalazek, któremu na imię: armata!" (Nie odpowiadajcie mi proszę, że tak nie było!)

Tak było. Warto więc zadać sobie pytanie: jak jeden z najbardziej zapyziałych łże-kontynentów (bo jaki geograficzny powód do wyodrębniania Europy z Eurazji?), zajął pierwsze miejscew dramatycznym wyścigu cywilizacji i kultur ?

Zapewne w skomplikowanej sekwencji dokonywania wyborów! Czy były to koniecznie zawsze wybory własciwe? Nie! Mieliśmy fantastycznego "nosa" i "farta".

Czy były "wolne"? I czy możliwe byłby inny zestaw światopoglądowy, który doprowadziłby do podobnych skutków?

A to już temat na kolejny nieliberalny kawałek.

 

Pozdrawiam.

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (45)

Inne tematy w dziale Polityka