Helena Trojańska-Parys Helena Trojańska-Parys
119
BLOG

Salon24 - Rewolucje

Helena Trojańska-Parys Helena Trojańska-Parys Kultura Obserwuj notkę 23

Dzień 1.

Mówili mi. Mówili, że mam wybór. Mówili, że mogę wybrać niebieską albo czerwoną pigułkę.

 

-"Weź niebieską pigułkę a obudzisz się we własnym łóżku myśląc, że to był tylko sen. Weź czerwoną pigułkę a zostaniesz w tej Krainie Czarów i pokażę Ci jak głęboka jest królicza nora".

 

Nie wahałam się ani chwili. Przez krótką chwilę, w jaskrawym świetle nieodległej błyskawicy, dojrzałam skacowane oczy Wyłącz Swój Umysł-a, troskliwie skryte za ciemnymi okularami i nieszczery uśmiech stojącej obok Maryny. Wzdrygnęłam się odruchowo i prędko połknęłam niebieską pigułkę z nadzieją, że jutro obudzę się w Salonie, jaki znam i niczego nie będę pamiętać.

 

Wyłącz Swój Umysł roześmiał się głośno. Maryna tajemniczo uśmiechnęła się.

 

- „Heleno, czujesz się jak Alicja, spadająca w głąb króliczej nory? Wyłączyłaś już swój umysł?”

 

Nie, nie czuję się jak Alicja. Przecież wzięłam niebieską pigułkę. Co prawda kiedyś, w podstawówce nie widziałam wszystkich cyferek w chińskiej książeczce pokazywanej przez szkolną okulistkę, ale do cholery, jeszcze umiem odróżnić niebieski od czerwonego!

 

- „Poddaliśmy cię próbie, Heleno. Wiedzieliśmy, że wiesz, że poddamy Cię próbie i zamienimy pigułki. Ty wiedziałaś, że my wiemy i dlatego wybrałaś odpowiednią pigułkę. Zresztą nie było to zbyt skomplikowane, bo obie przenoszą w Krainę Czarów, różni je tylko kolor powłoki.”

 

Okłamaliście mnie. Jak mogliście mi to zrobić? Wcale nie chcę poznać prawdy…

 

- „Co to znaczy: „kłamać”, Heleno? Jak możesz zdefiniować „prawdę”? Jeśli mówisz o tym, co możesz poczuć, co możesz powąchać, spróbować lub zobaczyć, to prawda jest tylko elektrycznym impulsem, wysyłanym przez Partię. Poza tym nie okłamaliśmy cię, tylko po prostu nie powiedzieliśmy ci całej prawdy a to jest różnica. Jeszcze tego nie wiesz, ale nauczysz się od nas w Salonie”.

 

Dzień 2.

Otworzyłam oczy. Za oknem powoli świtało. Więc to był tylko sen. Senny koszmar, który nie mógł się zdarzyć. Za dużo wzięłam wczoraj meskaliny. Zaparzyłam poranną kawę w ulubionym kubeczku z białym króliczkiem. Spróbowałam zamieszać cukier, ale łyżeczka gdzieś się zapodziała. A może w ogóle nie istniała? Z nieposłodzoną kawą zasiadłam przed moim komputerem najnowszej generacji i weszłam w Salon.

 

Zassało mnie i wyrzuciło w okolicach budki telefonicznej między działem „Biznes” a „Kultura, Podróże, inne”. Zszokowana rozejrzałam się wokół. Obok mnie stał Wyłącz Swój Umysł. Wyciągnął rękę i pomógł mi powstać z kolan. Wciąż miał na oczach ciemne okulary. Pewnie wczoraj też przesadził z meskaliną.

 

- „Witamy w prawdziwym świecie. Witamy na pustyni rzeczywistości.”

 

Podniosłam wzrok na główną część strony głównej. Zamarłam przerażona. W Salonie nie było zwykłych bloggerów. Zwykłych ludzi - niewolników wskazówek zegara, więźniów kalendarzy, gońców kont bankowych - którzy prowadzą normalne życie, a swoje notki w Salonie publikują tylko dla własnej satysfakcji. Nie, takich ludzi w ogóle nie było. Na stronie głównej Salonu trwała nieustanna mordercza walka wolnych bloggerów z agentami Układu, którzy chcą zatruć nasze umysły i zrobić z nas niewolników. Przez całe życia byłam oszukiwana. Zemdlałam z wrażenia.

 

Dzień 3.

Ocknęłam się w swoim łóżku. Nie byłam sama w mieszkaniu. Z kuchni dochodziły mnie stłumione dźwięki rozmowy pomiędzy Wyłącz Swój Umysł a Maryną.

 

- „Mówię ci, Maryno. Ona jest Wybranką. Musimy ją wysłać do Vanessy. Ona potwierdzi moje przeczucia.”

 

- „Wyłącz, tak samo mówiłeś w przypadku omegi, ctrójkąta, rewizora i dziesiątek innych”

 

- „Istotnie, wtedy myliłem się. Ale myliłem się z myślą o dobru ludzkości. Zatem nie myliłem się. Poza tym przy okazji szkolenia na Wybrańca ugryzłem z chłopakami parę żubrówek. Zabawa była, że tak powiem, w dupę. Poza tym czepiasz się Maryno. Chyba wytnę twój komentarz powyżej. Nie, zostawię go na znak, że walczę o wolność słowa. Masz szczęście, bo Swój nie jest tak tolerancyjny jak ja. A od Umysł-a to od razu bez słowa byś dostała z bańki.”

 

- „Nie strasz, Wyłącz. Wiesz, że mam na ciebie papiery. Zresztą wracajmy do sypialni. Chyba twoja Wybranka już się obudziła.”

 

Podniosłam się z łóżka. Wyłącz i Maryna weszli do pokoju. Wyłącz, oczywiście, cały czas w ciemnych okularach (ile on pije?). Maryna nadal zagadkowo się uśmiechała.

 

O czym mówiliście? Niczego nie zrozumiałam. Jaka Wybranka, jak Vanessa, jaki żubr, jakie papiery?

 

Tym razem głos zabrała Maryna.

- „Nie zajmuj tym swojej główki, Helenko. Pamiętaj, że ignorancja jest błogosławieństwem. My mówimy, ty wykonujesz.”

 

- „Nie tak ostro, Marynko. Helena jest u nas nowa, daj jej czas na adaptację. Heleno, mamy dla ciebie pierwsze zadanie. Udasz się jutro do Vanessy po przepowiednię. Nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Musimy już iść. Będzie to twoja pierwsza misja w Salonie. Dla twojego bezpieczeństwa zostawiamy ci niezbędną lekturę. Zapoznaj się z nią przed wejściem w Salon. O, tutaj masz „Erystykę” Schopenhauera, a tutaj „Jak nie dać się przyłapać na kłamstwie” Przestudiuj je dokładnie i oddaj po przeczytaniu. Uważaj na agentów Układu. Powodzenia.”

 

Dzień 4.

W Salon wskoczyłam zaraz po obudzeniu. Wyrzuciło mnie przy budce telefonicznej obok blogu Pawła Paliwody. Nie musiałam zatem długo szukać Vanessy. Zapukałam w drzwi jej bloga i weszłam do środka. Stojąc w przedpokoju nie zdążyłam zawołać gospodyni, kiedy z kuchni wyłoniła się niewysoka, pulchna postać. Uśmiechała się do mnie serdecznie. To była kobieta, chyba Vanessa. Otworzyłam usta, aby się przywitać, kiedy w ręku kobiety pojawił się nagan wycelowany prosto w moją twarz.

 

- ”Kim jesteś LEWACKA PODSZCZUWAJKO! Przyznaj się, dla KOGO pracujesz, inaczej odstrzelę ci ŁEB!”

 

Zamarłam. Paniczny strach sparaliżował moje ciało. Włączając w to struny głosowe. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Palec Vanessy zaczął niebezpiecznie drgać na spuście. Byłam przygotowana na najgorsze. Nagle, w jednej chwili, chmurne oblicze gospodyni rozjaśniło się. Opuściła broń i wróciła do kuchni.

 

- „Witam w moich skromnych progach. Proszę, wejdź Heleno. Właśnie piekę ciasteczka na ucztę u Platona. Przepraszam cię za te zabezpieczenia, ale roi się w okolicach mojego blogu od LEWACKICH agentów UKŁADU i dlatego nie wpuszczam każdego. A tych lewaków, którym uda się wejść, nieustannie KASUJĘ.”

 

Przełknęłam ślinę. Skąd wiesz kim jestem, jak mam na imię? Ach, istotnie, przecież jesteś wyrocznią.

 

Vanessa wyszczerzyła zęby w szerokim, perlistym uśmiechu. Lewej górnej czwórce przydałaby się interwencja stomatologa.

 

- „Nie, głupiutka Helenko. Aż tak wieszczyć nie umiem. Po prostu Wyłącz zadzwonił i uprzedził mnie, że wpadniesz. Nie powiedział ci tego? Pewnie innych rzeczy też ci nie powiedział. Że Paliwoda zdradził i próbował dogadać się z agentami Układu wprowadzając ich na pokład Gazety Polskiej. Że Leski okazał się agentem Układu - nieustająco zrzucał nasze wpisy ze strony głównej - ale na szczęście został unieszkodliwiony. Że Warzecha jest wciąż niezdecydowany, po której stronie barykady usiąść. No i pewnie nie powiedział ci też najważniejszego - żebyś uważała na najgroźniejszego agenta Układu – Sadurskiego, ksywa Profesor. Jest wyjątkowo zawzięty i pracowity w walce z Wolnymi Ludźmi. Taki nawiedzony Savonarola z Florencji. Przyniosłaś swoje zdjęcie dyplomowe? Tak, podaj mi je. Poddam je teraz SOMATOANALIZIE. Za chwilę odpowiem ci PSYCHOANALITYCZNIE, czy jesteś Wybranką. Tak, twoja twarz na zdjęciu budzi ciepłe uczucia, sympatię i zaufanie. Wydaje się być uczciwa, szczera, otwarta i autentyczna. SKĄD masz to zdjęcie? Zupełnie INACZEJ prezentujesz się w rzeczywistości – jesteś niesympatyczna, nieszczera i nieuczciwa. Co mówisz? To NIE JEST twoje zdjęcie, tylko ministra Ziobro? Nie nabierzesz mnie na te tanie sztuczki. ODEJDŹ – JESTEŚ ZAISTE WYBRANKĄ! A przed wyjściem skosztuj wybornych ciasteczek… I zostaw mi, z łaski swojej, odrobinkę moczu do dalszej analizy.

 

Po opuszczeniu blogu Venissy, pełna wiary we własne siły, pokręciłam się trochę w okolicach strony głównej salonu prowokując do bójki agentów Układu. Nie przyjęli jednak mojego wyzwania, defensywnie kasując moje komentarze przy swoich notkach. Najgroźniejszego agenta Sadurskiego – nie spotkałam.

 

Dzień 5 – ostatni.

Ten dzień miał się okazać sądnym dniem dla Salonu. Kto wygra? My, Wolni Ludzie, czy też oni, agenci Układu, którzy marzą tylko o tym, żeby nas zniewolić.

 

W Salon wpięłam się w samo południe, dokładnie w momencie, gdy pojawiła się nowa notka agenta Sadurskiego. Uzbrojona w otwarte w osobnym oknie wyszukiwarkę google, wikipedię i wikicytaty, z otwartą obok książką pożyczoną od Wyłącza „Jak dyskretnie wycinać niepochlebne komentarze”, wskoczyłam do Salonu. Zapętliłam tor lotu, przeleciałam przez pięć serwerów Proxy, specjalnie po to, żeby w razie mojej porażki agenci Układu nie mieli dostępu do adresów pozostałych wolnych ludzi, z którymi się kontaktowałam.

 

Szybowałam w sieci dobre dziesięć minut, kiedy moim oczom ukazał się na horyzoncie ostatni wpis Sadurskiego, wiszący na samej górze strony głównej. Boże, jakie to było chore i plugawe. Jeśli przed oczami staje wam „Ogród Ziemskich Rozkoszy” Hieronima Boscha, to powiem wam, że macie słabą wyobraźnię. Oczywiście prawdziwą naturę wpisu mogłam widzieć tylko ja, przebudzona przez Wyłącza. Dla zwykłych użytkowników Salonu był to zwykły wpis, pełen barokowych ozdóbek, sycących zmysły jak fasada Pałacu Medyceuszy we Florencji. Tyle, że ja nie widziałam tych ozdóbek. Mnie interesowało to, co niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. To, co znajduje się za przepięknymi fasadami. To, co prawdziwe. A to, wierzcie mi moi drodzy, było bardziej chore i absurdalne od najgorszego filmu Zanussiego.

 

Udało mi się wszakże zwalczyć odrazę i wylądowałam przy dzwonnicy Giotta, tuż obok walczących spazmatycznie goblinów, gwelfów i gibelinów. Na agenta Sadurskiego vel Profesora nie musiałam długo czekać.

 

- „Wolni Ludzie to choroba, rak toczący tę planetę. Wy jesteście plagą... a my, agenci Układu, jesteśmy lekarstwem, Heleno.” – przywitał mnie na swoim florenckim blogu agent Sadurski.

 

Uśmiechnęłam się szczerze rozbawiona, gdyż nie spodziewałam się, że najgroźniejszy agent rozpocznie od tego wyświechtanego postmodernistycznego chwytu erystycznego.

 

- „Wiem, Profesorze, że tam jesteście. Czuję was. Wiem, że się boicie. Boicie się nas. Boicie się zmian. Nie znam przyszłości. Nie powiem wam, jak to się skończy. Ale powiem wam, jak się zacznie. Dostaniesz ode mnie teraz wpierdziel a ja pokażę ludziom to, co przed nimi ukrywaliście. Świat bez was. Świat nie kontrolowany, bez granic i nakazów. Świat, w którym wszystko jest możliwe. Świat bez Układu…”

 

Zaczęłam się rozkręcać i, chcąc wgnieść Profesora w ziemię już na samym początku pojedynku, otworzyłam w wyszukiwarce okienko wikicytatów. Na to tylko czekał agent Sadurski, który zaatakował mnie znienacka jakimś tekstem po francusku. Byłam na to zupełnie nieprzygotowana. Języka francuskiego nie znam ni w ząb, a Wyłącz nie wyposażył mnie w komputerowy słownik. Po kilku nieudanych próbach z odcyfrowaniem francuskiego tekstu za pomocą googla musiałam przyznać, że Sadurski rozłożył mnie na łopatki.

 

Już chciałam poddać walkę i przypieczętować tym samym klęskę świata Wolnych Ludzi, kiedy z tyłu głowy, w okolicach potylicy, usłyszałam słowa Wyłącza: „Próbuję wyłączyć twój umysł, Heleno. Ale mogę wskazać ci tylko drzwi. Sama musisz przez nie przejść.”.*

 

Już prawie zemdlałam z bólu pod ciosami Sadurskiego zadanymi w języku francuskim. Słowa Wyłącza dały mi jednak do myślenia. Myślałam, o jakich drzwiach mi mówił – o drzwiach od kuchni, czy od sypialni. Intensywna koncentracja na problemie drzwi pozwoliła mi na chwilę zapomnieć o bólu. Postanowiłam ostatkiem sił zaryzykować.

 

Wtedy usłyszałam ostatnie słowa Profesora, tym razem w innym obcym języku:

- „Goodbye Mrs Trojanska!”

 

Na dźwięk tych słów, straciłam zupełnie panowanie nad sobą. Czułam się jakby w moje ciało wstąpił jakiś anioł zemsty. Przepełniła mnie nadludzka moc. To, co się wydarzyło później musiałam post factum rekonstruować na postawie relacji świadków i komentarzy na blogu ś.p. Profesora. Odwinęłam się Sadurskiemu mówiąc spokojnie:

- „My name is Helena. Miss Helena.”

 

Sadurskiego odrzuciło o pół metra. Podeszłam do niego wbiłam mu szpony w serce i dodałam cicho: „A poza tym O wojnie galijskiej napisał Cezar a nie Cyceron.” Krew z bijącego jeszcze serca Profesora ściekała mi pomiędzy palcami na zabytkowy bruk florenckiego bloga.

 

Wolni Ludzie zwyciężyli najgroźniejszego agenta Układu. Teraz intensywnie uczę się języka francuskiego. Niedługo zaatakuję Tomasza Siemieńskiego na jego paryskim blogu.

 

 

Pozdrawiam!

Helena

 

 

 

* Dopiero po kilku tygodniach Wyłącz przyznał mi się, że to nie była reminiscencja, ale prototypowy implant komunikacyjny Nokii, który wszczepił mi w głowę, gdy spałam. Nie mam z implantem najmniejszych problemów. Przede wszystkim rzadko latam samolotem, i nie denerwuje mnie wcale, że za każdym razem „piszczę” przechodząc przez bramkę na lotnisku. W sumie, całkiem lubię kontrole osobiste.

Matka jest tylko jedna A babć jest dwa razy tyle Spadek podwójnie większy I szybszy Wnuczku, pomóż babci! Niech szybciej skończy w mogile. /H. Trojańska-Parys, Babcia vs. Matka/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura