Jeszcze tylko tydzień wakacji i... szkoła. Tv już przypomina w reklamach o konieczności zakupu wyprawki dla dzieciaka. A moja siostra, która rezyduje w UK kiwa głową i mówi:
- Na moje dzieci wyprawka już czeka w szkole. Nic nie muszę kupować...
A mnie lekko szczęka opada od tego ich dobrobytu.
Na szczęście właśnie sprawdziłem, że trochę tego zachodniego "socjalu" szkolnego i do nas dotarło. Nie muszę kupować podręczników dla starszej córki bo dostanie je w szkole. Tylko podręcznik do religii mamy kupić za swoje. Ale to nie ma znaczenia bo lewaki i tak powiedzą, że żyje w państwie wyznaniowym.
Dobra... Dajmy sobie jednak spokój z lewakami. Ważne, że klasy od I do VII otrzymają podręczniki zakupione z dotacji.
Bardziej martwi mnie inna rzecz. Moja siostra już przed wakacjami wiedziała jak będą wyglądać zajęcia w nowym roku szkolnym jej dzieci. A ja nadal nie wiem czy moje będą zaczynać lekcje rano?... Czy na drugą zmianę?
I jak w takich warunkach pogodzić życie rodzinne, wychowywanie dzieci etc. z pracą zawodową? Jak tu nie mieć stresu? Bo z pracą też sobie można jakoś poukładać, ale trzeba wiedzieć odpowiednio wcześniej co i jak.
***
Jak się tej ekipie uda doprowadzić do sytuacji, że w każdej podstawówce nauka będzie na jedną zmianę to uznam, że reforma systemu szkolnictwa idzie w dobrym kierunku. I nie czuję się gorszym niż rodzice z UK. Plan zajęć w nowym roku szkolnym też chciałbym znać jeszcze przed wakacjami, a nie być nim zaskoczonym już po pierwszym dzwonku.