Czy można napisać recenzję filmu jeśli się go nie widziało na ekranie?
Pewnie tak... Tylko recenzja taka miałaby taką samą wartość jak film o Kościele zrobiony przez kogoś kto tematu nie czuje.
O filmie Wojciecha Smarzowskieg "Kler" krąży w sieci wiele opinii. Od zachwytu po totalną krytykę.
Na plotkarskim portalu zwanym dla zmyłki Wirtualną Polską wyczytałem, że film ten jest odpowiedzią jego autora na osobiste doświadczenia w kontaktach z Kościołem. Że czara się przelała gdy zrozumiał, że jego dzieci są przymuszane do związków z Kościołem, a lekcji religii jest w szkole tyle co biologii i chemii razem wziętych.
Poziom godny publikacji na WP. Bo tu nikt nie będzie brał pod uwagę faktu, że nauka religii jednak nie jest obowiązkowa. Że bez oceny z biologii i chemii szkoły się nie ukończy, a ocena z religii (lub jej brak) nie ma wpływu na promocję z klasy do klasy.
Dla odmiany ktoś na Prawicy określił film Smarzowskieg dziełem wojującego ateisty i antyklerykała.
Uff... Jeśli mierzyć wszystkich taką miarą to na miano ateistów zasłużyła większość okazjonalnych "katolików". Takich co to w kościele (budynku) czasem bywają ale związku z Kościołem (wspólnota wiary) nie czują. Ta grupa też często lubuje się w analizowaniu problemów Kościoła i krytyce kleru. I to też rzekomo na podstawie własnych doświadczeń.
Cóż... W mojej ocenie dyskusja wywołana przez film Wojciecha Smarzowskiego może i jest reakcją na to co dzieje się także w Kościele. Niestety najwięcej o problemach Kościoła chcą w niej wyrazić ci, którzy z Kościołem już wiele wspólnego nie mają. Tak więc wartość tej dyskusji jest podobna do recenzji filmu pisanej przez osobę, która go nigdy nie widziała lub zna tylko jego zwiastun.
Komentarze