Kopulowała z samym diabłem, w Jezusie widziała ideał męskości, w a Duchu Świętym skrywała wszelakie marzenia.
Zgorzkniała katoliczka z wyedukowanym na siłę chrześcijaństwem.
Nijaka, bez wyrazu, przez puste pola swoich wyobrażeń biegła każdej nocy.
Biegła do jego łóżka, zimnymi stopami łączyła się z jego pulsującymi tętnicami i zasypiała.
Każdego poranka wymykała się przed wschodem słońca.
Bezkształtne wagony złudzeń sterowały ją w stronę domu.
W krótkiej, lnianej sukience nie przypominała wyuzdanej dziewczyny. Była niewinna jak pierwszy promyk słońca, zimna i oschła jak pierwsza kropla jesiennego deszczu.
Chciała rozpiąć skrzydła i nie zważając na strach polecieć nad miastem.
Widzieć kłócące się ze sobą pary, litry przelanych łez z jednej poduszki w drugą. Wiszące do góry nogami ciała spętane liną własnych niepowodzeń, kilka uśmiechniętych twarzy, parę kłamliwych obietnic.
Chciała przez chwilę być czymś ponad, być tym wyimaginowanym Bogiem. Twórcą zła i sztucznego ładu.
Pragnęła obserwować z góry ludzkie niepowodzenia i bez większego przywiązania naprawiać je jeśli twarz potencjalnego nieszczęśnika wydawała jej się w miarę przyjemna.
Chciała w ten sposób podziękować za los, który nasycić się dał współistnieniem przez ich podwójny czas.
Czemu wola istnienia jest tak silna choć życie w głównej mierze upodla nasze czoła?
Jesteśmy tylko pojęciem "Człowiek". Jednym z miliona haseł w Encyklopedii. Jednym z miliona żywych organizmów. Jednym z plemników, który wygrał w starciu o macicę. Jednym oddechem. Jednym uczuciem. Jednym marzeniem i snem.
I jednym życiem, które nie chce przestać żyć.
Czasami tylko zdarza nam się przestać oddychać.