Fot: William P. Gottlieb/ PAP/Photoshot
Fot: William P. Gottlieb/ PAP/Photoshot

„Przyjaźń i nadzieja”. Wielcy, którzy odeszli zbyt szybko

Hirek Wrona Hirek Wrona Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 10
Przepraszam za niezachowanie cykliczności moich publikacji i Redakcję i Państwa. Dziękując za wszystkie komentarze do mojego pierwszego tekstu spieszę z wyjaśnieniami.

Jednego dnia dowiedziałem się o ciężkich problemach zdrowotnych dwóch moich Przyjaciół. 

Tych ma się niewielu. Nagle nastąpił paraliż. Jak to? Przez wiele lat byli i coś może się skończyć? Człowiek jest oswojony z myślą, że na każdego czeka Charon ze swoją łodzią by przywieźć nas na drugi brzeg Styxu, a jednak kiedy istnieje zagrożenie, że ten moment zbliża się, ogarnia go strach. 

Wielcy – już nieobecni – naszego muzycznego świata odchodzili często szybko. W samotności bez kogokolwiek obok. Ich samotności towarzyszyły narkotyki i leki. 

Na dwóch playlistach załączonych do dzisiejszego tekstu są utwory traktujące o ich życiu.

„DB Blues” Lestera Younga został napisany po zakończeniu przez saksofonistę służby wojskowej, której część spędził w więzieniu garnizonowym, w baraku nazywanym DB. Został tam umieszczony ponieważ znaleziono w jego rzeczach osobistych marihuanę i alkohol. „DB Blues” to opowieść o tych traumatycznych dla niego przeżyciach. Demolowanie swojego organizmu alkoholem przerwał na jakiś czas po pobyciu w klinice odwykowej w 1956 roku. Szybko jednak powrócił do „spożycia”. Zmarł w 1956 roku. Pod koniec życia praktycznie nic nie jadł tylko pił… Zmarł w 1959 roku. Pytanie, które ciśnie się na usta: gdzie byli tzw. „przyjaciele”? Z „branży”, muzycy, którzy z nim grali. Wydaje się, że nigdy ich nie miał.

Te same pytania można zadać pisząc o drugim bohaterze dzisiejszej playlisty – Charliem Parkerze.

Uzależniony od narkotyków, leczył się w szpitalu psychiatrycznym, dwukrotnie próbował popełnić samobójstwo w 1956 roku. Kiedy zmarła jego córeczka przeżył kolejne załamanie nerwowe. Zmarł w wieku zaledwie 34 lat. Lekarz, który stwierdził jego śmierć ocenił jego wiek na 50-60 lat.

Pytania o prawdziwych przyjaciół postawione wyżej pojawiają się ponownie. I moglibyśmy tak wyliczać: Jim Morrison, Jimi Hendrix, Prince, Michael Jackson i wielu innych. Jeśli zastanawiają się Państwo po co to piszę, to informuję, że po prostu dzielę się swoimi emocjami.

Te ponure wspomnienia z historii muzyki nagle przerwał dziś listonosz, który przyniósł paczkę z płytą. Nagrał ją Jon Batiste. Została wydana w tym roku i zatytułowana jest „World Music Radio”. A ponieważ zakupiłem ją w Stanach Zjednoczonych to czas oczekiwania był długi. 

Ten koncepcyjny album jest nagrany w formie audycji radiowej. Łączy wiele stylów, gatunków muzycznych i przekaz, którym jest idea braku podziałów kulturowych i politycznych. Może to naiwne, ale współczesny świat potrzebuje romantyków, którzy niosą nadzieję. 

Bohaterem albumu jest tajemnicza postać - DJ Billy Bob Bo, która pokazuje we Wszechświecie swój talent i niesie przesłanie o jedności oraz miłości. Soul, funk, afrobeat, współczesny oraz pop – to brzmienia, które Jon Batiste pięknie połączył w całość. 

Szczególnie zjawiskowe są ballady. Jakby pisane dla jego żony, która miała białaczkę i dopiero przeszczep szpiku kostnego sprawił, że powraca do zdrowia.

By zrozumieć w pełni fenomen tego albumu niezbędne jest kilka zdań o artyście.

Pochodzi z dynastii nowoorleańskich muzyków. Mając 8 lat grał na perkusji w rodzinnym zespole. W wieku 11 lat – za namową mamy – usiadł przy fortepianie. I do dziś to jego główny instrument. Zdobył bogate wyksztalcenie muzyczne. Ukończył muzyczne szkoły średnie i wyższe. Obecnie obok nagrywania płyt prowadzi wykłady i warsztaty o muzyce i jej roli w życiu każdego z nas. Jest dyrektorem muzycznym The Atlantic i dyrektorem artystycznym w Narodowego Muzeum Jazzu w nowojorskim Harlemie. Zdobył Oskara i 5 nagród Grammy.

Wielka postać niosąca poprzez swoją twórczość transparent z pięknym napisem: muzyka łączy, a nie dzieli.

Album „World Music Radio” znałem z serwisów streamingowych. Jednak dopiero dziś kiedy dostałem go w wersji winylowej poczułem w pełni jak pięknie brzmi. Ostrzegam lojalnie, że to spory wydatek. Jednak warto. I tak oto człowiek, którego nigdy w życiu nie spotkałem, która opowiada mi poprzez sztukę swoją historię, staje się bliski. I sprawia, że z nadzieją patrzę na moich Przyjaciół. Bo ma się ich niewielu i strata każdego niezwykle boli.

Hirek Wrona

Linki do playlist w serwisie Tidal:

Fot: (Charlie Parker, Red Rodney, Dizzy Gillespie, Margie Hyams, Chuck Wayne w klubie Downbeat, Nowy Jork, 1947)
 William P. Gottlieb/ PAP/Photoshot

Hirek Wrona
dziennikarz muzyczny Hirek Wrona
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura