Homocon Homocon
711
BLOG

Asymetria wyborcza: PO na drodze do zwycięstwa wyborczego

Homocon Homocon Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 12
Zbliżające się wybory rządzone są przez jedną ważną zasadę: nierówność PO i PiS w zakresie tego, co muszą uzyskać w najbliższych wyborach. Ta niesymetryczność daje przewagę PO - możliwe, że pozorną, ale jak na razie wystarczającą.

Obecna sytuacja, tak wewnętrzna w Polsce, jak i międzynarodowa, sprzyja partii rządzącej. 

Wojna na Ukrainie zatrzymała się daleko na wschodnie. I choć front powoli, bardzo powoli, przesuwa się na niekorzyść Ukrainy, jest szansa, że udzielane jej wsparcie przyczyni się do co najmniej zahamowania postępów armii rosyjskiej, która utknie w walkach o małe miejscowości. Na pewno dziś da się powiedzieć, że z perspektywy Polski ukraińskie poświęcenie przyniosło dobre owoce i może nawet na wiele lat, czy dekad powstrzymało ekspansję Rosji. I jeśli do jesieni tego roku nie zajdzie jakaś radykalna zamiana na korzyść Kremla, sprawy ukraińskie wzmacniają PiS jako najbardziej pro-ukraińską, w tym kontekście, partię w Polsce. 

Sytuacja ekonomiczna też ulega pewnej stabilizacji. Błąd opozycji polegał na przeszacowywaniu zakresu kryzysu ekonomicznego. Miała być katastrofa, a jest tąpnięcie. Dodatkowo kryzys dał PiS-owi asumpt do realizowania swojej ulubionej strategii ekonomicznej, czyli redystrybucji wsparcia socjalnego, w czym PO nie jest w stanie przelicytować partii Kaczyńskiego, nie tracąc resztek wiarygodności. 

Przy okazji pojawił się wątek związany z Janem Pawłem II, gdzie obie strony — w tym przypadku można mówić TVN kontra PiS, uproszczają sprawę. Albo naginają fakty albo je zwyczajnie ignorują. Teoretycznie cała sprawa mogła ominąć PO. Niestety politycy opozycji nie wykorzystali szansy, by milczeć, w znacznej mierze zachęceni do tego przez stanowczą reakcję PiS. A że dla wielu wyborców w Polsce PO to TVN i na odwrót to temat ruszył. Oczywiście jego zgłębienie na poziomie medialnym nie jest możliwe. To sprawa bardzo emocjonalna, ocena działalności jednego człowieka na przełomie dziesiątek lat, do tego weryfikacja różnych źródeł (niekiedy fałszywych i zmanipulowanych).

Obie strony więc muszą czemuś wierzyć. PiS nie wierzy w "dowody", za to wierzy z przywiązania do papieża Polaków; TVN czy Newsweek z kolei wierzą w siłę podskórnego antyklerykalizmu. Pytanie, która strona przemoże. Czy osobiste, emocjonalne oskarżenia uderzające w papieża z wielu stron będą silniejsze niż jego kult. Media związane z opozycją zajmują się sprawą praktycznie codziennie, wypuszczając jakiś "demaskatorski" tekst, co dowodzi, że wierzą, że większość Polaków raczej przyjmie tutaj postawę "krytyczną".  Fakt, że kult Jana Pawła II ma raczej dość lawendowy wymiar może im w tym pomagać. Słabość globalna Kościoła również. Więc w sumie to łatwy przeciwnik. 

Błędne jest mniemanie więc, że atak na papieża i jego kult musi koniecznie zaszkodzić opozycji. Szczególnie medialnej i powiedzmy ideologicznej. To jednak raczej walka o pamięć i kulturę, a nie o wynik w zbliżających się wyborach. Stąd też panika Tomasza Lisa, że cała sprawa skończy się porażką PO. 

Głośny w ostatnim tygodniu sondaż, w którym pytano Polaków, kto wedle nich wygra wybory, wskazywał, że przeszło połowa wyborów uważa, że to PiS będzie zwycięzca (znacznie więcej niże te 35%-40% deklarujących gotowość głosowania na tę partię). Jeśli dodać do tego rozpoczętą objazdem po kraju kampanię, energiczniejszą znacznie niż ta PO-wska, gdzie głównym, jeśli nie jedynym bohaterem jest Donald Tusk (co jednak wskazuje na to jak wielką moc przypisuje się mu na opozycji), to sprawa dla PiS wygląda względnie dobrze. 

W ostatnich dniach można zaobserwować wysyp tekstów, przekonujących, że jedyną drogą dla opozycji jest wspólna lista. Temat jeszcze pod koniec tamtego roku nośny i mający uzasadnienie, lecz w tym momencie trącący desperacją. Każda z małych partii (szczególnie Hołownia i PSL) przy wyraźnie spadającym poparciu mogą w niej szukać ratunku. Choć dostrzegają też poważne zagrożenie. Z drugiej strony jeśli dojdzie do zjednoczenia, jakby nie było silnej PO ze słabymi partnerami, to efekt zjednoczenia może być pozorny, a wyborczo przeciwskuteczny (wyborcy małych partii nie pójdą na wybory i ogólny wynik będzie dużo niższy niż sondażowy). Politycznie celem zjednoczenia opozycji było wytworzenia nowej jakości, a jeśli "zjednoczenie" będzie polegać na wchłonięciu przez większą PO mniejszych formacji, to wyborcy zwyczajnie tego nie kupią.

Poza tym trzeba pamiętać, że ostatnie doniesienia pod hasłem "tylko zjednoczona opozycja wygra wybory" powstały na podstawie sondaży zamówionych przez Gazetę Wyborczą, medium bardzo zainteresowane odsunięciem PiS i nieliczące się z interesem PO (z czym musi jednak liczyć się sam Tusk). Co interesujące wedle symulacji zaproponowanej przez Gazetę, PO będzie najsilniejsze jeśli wystartuje samo: 149 mandatów, w przypadku koalicji z Lewicą łącznie 157 (ale przecież wiele z nich będzie przypadać dla postkomunistów), w przypadku koalicji z PO, PSL i Hołownią to 178 mandatów (ale znowu dzielonych między trzech koalicjantów). W każdym wariancie koalicyjnym PO jest słabsza, niż startując samodzielnie. Dla Tuska wybór więc jest taki: czy mieć silną ekipę, czy dzielić się z innymi (przy niepełnej nadziei zwycięstwa) i wprowadzić mniej szabel. 

Skoro cały obraz wygląda tak pozytywnie dla PiS (polityka międzynarodowa, gospodarka, kampania wyborcza) to jaka nadzieja pozostaje dla PO? Dla PO a nie dla opozycji jako całości. Otóż zasadniczo asymetria wyborcza jest taka, że PiS, aby wygrać, musi nie tylko zająć pierwsze miejsce na podium, mieć największy klub, lecz uzyskać większość pozwalającą stworzyć rząd samodzielnie. Tylko taka sytuacja będzie zwycięstwem dla PiS. Koalicja z Konfederacją nie wchodzi w grę. Nie będzie jej chciał ani PiS, ani jego wyborcy. Koalicja taka będzie bardzo ryzykowna dla Kaczyńskiego. Dla samej Konfederacji więcej sensu będzie miało np. wspierać (bez udziału bezpośredniego) rząd tworzony przez opozycję niż grać z PiS. 

Dla PO sytuacja wygląda zasadniczo inaczej. PO wygra nawet jeśli zajmie drugie miejsce, lecz PiS nie będzie w stanie tworzyć samodzielnie rządu. Nawet jak PO będzie miało około 150 mandatów, a PiS nieco ponad 200 (lecz poniżej 230) to jest to zwycięstwo dla PO. PiS albo będzie musiał tworzyć rząd mniejszościowy, kolację z nieprzewidywalnym partnerem lub oddać władzę. Tusk liczy na pierwszy lub drugi wariant, który w krótkim czasie wykończy PiS. Duża ilość partii, które wejdą do przyszłego parlamentu nawet jeśli PiS zdobędzie 40% , nie da tej formacji 230 miejsc. Stąd też Tusk może liczyć, że popłaca mu skrajny egotyzm. Walczyć tylko o swoje i ignorować interes "opozycji". 

Homocon
O mnie Homocon

Zajmuję się głównie tematyką międzynarodową, polityką zagraniczną; z przekonań sceptyczny konserwatysta. Na salonie24 teksty o geopolityce, społeczeństwie, kulturze, felietony. https://twitter.com/azarzGrajczyski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka