Marcin Horała Marcin Horała
133
BLOG

Polacy Żydami czy Polska Izraelem? Polemika z Filipem Memchesem

Marcin Horała Marcin Horała Rozmaitości Obserwuj notkę 20

We wczorajszym wpisie Filip Memches  krytykuje obecną na polskiej prawicy fascynacje przemocą. Jako żywo przypomina mi to popularne akcje przeciw „faszyzmowi” w sytuacji gdy wszystkich trzynastu faszystów w kraju od dawna zajmuje się pracą zawodową i wychowywaniem dzieci – a „faszyzuje” głównie w sobotnie wieczory nad kuflem piwa. Podobnie Memches postanowił dźgnąć swoją publicystyczną lancą smoka prawicowej fascynacji przemocą – podczas gdy tak naprawdę to nie smok tylko cicho popiskująca myszka.

 
Polacy bowiem nie mieli swojego Juengera, rewolucyjnych konserwatystów, de Maistre’a i tym podobnych. Obecny w prawicowym dyskursie nurt aprobaty czy wręcz apologetyki pewnych form przemocy jest w Polsce przeszczepem zupełnie obcym i odrzucanym przez organizm. Co i przyznaje sam autor zauważając że w praktyce polskiej polityczności zdecydowanie króluje słabość i łagodyzm. Jeżeli w powszechnej świadomości za brutala z okrwawionym nożem w zębach uchodzi człowiek tak w istocie łagodny i przyjazny ludziom jak Jarosław Kaczyński, to o czym tu mówimy. Kaczyński to niewątpliwie na wielu płaszczyznach najtwardszy polski polityk ostatnich lat – zarazem pod względem „twardości” ustępujący o lata świetlne nie tylko Pinochetowi, Degrellowi czy Franco, ale i Ronaldowi Reaganowi, Margaret Tatcher czy Winstonowi Churchillowi.
 
Podobnie jak w politycznej praktyce, tak i na rynku idei omawiany nurt – nazwijmy go brutalizmem – jest bardzo rachityczny. Właściwie tworzy go jednoosobowo Jarosław Marek Rymkiewicz (fakt że prowadzący za sobą grupkę naśladowców i apologetów) oraz niewielka liczba nie do końca uświadomionych i wyartykułowanych instynktownych sympatii kilku innych autorów.
 
W swojej krytyce politycznego brutalizmu Memches traktuje go jako postawę antypolską. I tu wypada się zgodzić – jeżeli polskość zdefiniujemy jako „polskość w jej obecnym kształcie”. Tu pewnie nawet sam Rymkiewicz by przytaknął. Wszak on właśnie dlatego głosił w „Wieszaniu” pochwałę pewnej dozy przemocy, żeby ową polskość zmienić, pchnąć na nowe tory. Żeby nie była ona w jej obecnym kształcie, tylko w jakimś innym.
 
„Wieszanie” było właśnie propozycją, aby przez ów straszny i groźny akt królobójstwa, przez akt unurzania narodu w krwi bożego pomazańca, Polacy raz na zawsze stracili swoje aspiracje do moralnej wyższości. Aby z narodu wzniosłych i moralnych ofiar stali się narodem skutecznych i brutalnych (niechby i amoralnych) zwycięzców. Aby pierwiastek kobiecy coraz bardziej dominujący polskość w ostatnich dwóch wiekach ustąpił przed pierwiastkiem męskim – i to w jego twardym, rzymskim, wydaniu.
 
Memches przeciwnie, każe nam ową moralną wyższość kontemplować i medytować. Służyć ma temu wskrzeszenie idei mesjanistycznej. I dobrze, i na zdrowie, dlaczego właściwie nie mielibyśmy się kontentować szlachetną i zaszczytną rolą Chrystusa narodów? Ano jak słusznie zauważa sam mesjanista - do owej masochistycznej, kobieco-mesjanistycznej, polskości trwale przypisany zostaje przymiotnik słabości.
 
Dostrzeżenie owej słabości złagodził autor jej przywiązaniemj do politycznej nowoczesności. W popularnym wśród niektórych zwolenników republikanizmu dyskursie ów archaiczny łagodyzm polskości, niedorośnięcie do brutalnej nowoczesności – ma stanowić nie tylko o moralnej, ale i praktycznej wyższości. Oto bowiem mamy etap brutalnej nowoczesności przeskoczyć i wkroczyć prosto do ponownie zdebrutalizowanej postnowoczesności.
 
Tym teoriom psikusa zrobiła geografia umiejscawiając Polskę w miejscu, w którym umiejscowiła, czyli w największym skrócie pomiędzy Niemcami a Rosją. Putinowi najwyraźniej wzmiankowany nurt intelektualny umknął, bo zamiast przejmować Gruzję misternymi oddziaływaniami w sieciowej matrycy po prostu wysłał w bój dywizje pancerne i samoloty szturmowe. Podobnie na przykład Niemcy prowadzą bezczelnie nie postnowoczesną politykę sieciową, tylko jak najbardziej nowoczesną geopolitykę.
 
W tych warunkach kontentowanie się metafizycznym poczuciem wyższości moralnej, podkręconej nawet do spekulowania czy aby przypadkiem nie jesteśmy Narodem Wybranym, budzi moją grozę. Świeże są jeszcze na naszych ziemiach mogiły narodu, który miał się za wybrany. Ja osobiście za taki los serdecznie dziękuję i jako Polak bardzo chciałbym aby Polska z tak rozumianej roli Chrystusa narodów abdykowała. Aby nie dawała się już nigdy krzyżować, aby nie krwawiła milionami mordowanych Polaków i nie nosiła otwartych ran obróconych w gruzy miast. Aby za policzek sobie wymierzony Polska nie nadstawiała drugiego tylko lała na odlew.
 
Takie są nasze uwarunkowania geopolityczne że Polskim przeznaczeniem jest albo potęga albo upadek i cierpienia. I choćby nie wiem ile esejów napisano o tym, że w owym upadku i cierpieniu jest głębszy sens, że dzięki niemu będziemy jako naród niewinni, moralnie wyżsi, że wręcz będziemy Narodem Wybranym – ja i tak wolę dla Polski siłę, również w sensie politycznej nowoczesności, również za cenę wyrzeczenia się niewinności.
 
Jeden z autorów „czwórek” napisał swego czasu, że dirlewangerowcy „przeanielili” warszawską Wolę. Zwrot ten urzeka swoim pięknem i leczy traumatyczne poczucie klęski. Oczywiście naturalnym odruchem ofiary jest szukanie w swoich cierpieniach sensu. Jeżeli jednak owe poszukiwania mają prowadzić do afirmacji ofiary i cierpienia jako takich, to są groźne. Ja się z takiego rozumienia polskości wypisuję, ja nie chcę żeby żadni przyszli dirlewangerowcy mi tu jeszcze kogoś „przeanielili”. Ja chcę żeby zginęli od amoralnych kul polskich żołnierzy i pod wyzbytymi niewinności gąsienicami polskich czołgów.
 
Gdzieś widziałem taki rysunek Zbigniewa Jujki: idzie dwóch polskich żołnierzy (rogatywki itp.) z bliżej nie sprecyzowanego okresu historycznego. Obaj strasznie poharatani i poranieni, cali w bandażach, z połamaną bronią. I jeden mówi do drugiego: ”Wiesz, mam już dość tych cholernych moralnych zwycięstw”. Podpisuje się pod nim obiema rękami.
 
Dlatego rachityczne kwiatki afirmacji potęgi i siły, również tej związanej ze stosowaniem przemocy, należy w polskiej myśli pielęgnować i podlewać – a nie deptać, jak czyni to w swoim tekście Memches. Winniśmy pamięć i szacunek ofiarom. Ale młode pokolenie powinniśmy uczyć, że w godzinie próby nie trzeba dla Ojczyzny ginąć – w godzinie próby trzeba przede wszystkim dla Ojczyzny zabijać jej wrogów.
 
Holokaust uzmysłowił tę prawdę również Żydom. Abdykowali z roli udręczonego, niewinnego, narodu wybranego i zbudowali nowoczesne, polityczne państwo Izrael. Dalekie od niewinności i nie zawsze moralne – ale skuteczne. Gdy na żydowskie miasta spadały rakiety Żydzi nie kultywowali swojej moralnej wyższości ofiar, nie kontemplowali ich jako aktów „przeanielania” – tylko wysyłali w bój czołgi, bombowce i komandosów. Jeżeli mamy jakąś pałeczkę od Żydów przejmować – tak jak proponuje to w swoim tekście Memches – to niech to nie będzie totem udręczonego narodu wybranego, tylko wzór jak zerwać z cierpiętniczą przeszłością i użyć jej jako motywacji do budowy potężnej i skutecznej nowoczesnej wspólnoty politycznej.
 
Parafrazując Raspaila: my, Polacy, musimy odnaleźć w sobie nieugiętą moralną odwagę bycia silnym. Nie mamy alternatywy, bo czasy dla nas zawsze są okrutne. 

Z wykształcenia prawnik i politolog. Z zawodu specjalista organizacji zarządzania procesowego i zarządzania projektami. Z zamiłowania samorządowiec i publicysta. Radny miasta Gdyni, ekspert Fundacji Republikańskiej, przewodniczący Zarządu Powiatowego PiS w Gdyni. Zamierzam kandydować na urząd prezydenta miasta Gdyni.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości